Kiedy skończyłem piętnaście lat, moi rodzice postanowili, iż zdecydowanie potrzebują jeszcze jednego dziecka.

newsempire24.com 15 godzin temu

Kiedy skończyłam piętnaście lat, rodzice postanowili, iż naprawdę potrzebują kolejnego dziecka. Tak przyszedł na świat mój brat Jacek. Wszystko od obowiązków domowych po opiekę nad nim spadło na mnie. Nie miałam czasu w lekcje, a za słabe oceny dostawałam karę. Najgorsze jednak było, gdy tata wciągnął rękę do ust i rzekł: No dopóki Jacek nie skończy szkoły, nie myśl o chłopakach!. Musiałam podjąć drastyczną decyzję.

Rodzice byli przekonani, iż kolejny potomek to niezbędny element ich planu. Kiedy Jacek miał rok, mama przestała go karmić piersią i wzięła pełny etat w sklepie odzieżowym. Babcia przychodziła rano, a gdy wracałam ze szkoły, była albo już w domu, albo znowu spała w kuchni. Jacek płakał jak szalony, a ja nie umiała go uspokoić.

Codziennie zmieniałam pieluchy, prałam i gotowałam. Gdy rodzice wracali wieczorem i widzieli brudne naczynia albo porzucone ubrania, zaczynali krzyczeć, iż jestem leniwa i pasożyt. Dopiero po tym szłałam do lekcji domowych, bo wcześniej nie miałam chwili dla siebie. Szkoła nie szła mi najlepiej nauczyciele z litością wpisywali mi jedynki, a ja dostawałam kolejne nagany.

Pralka pierze, zmywarka zmywa, a ty co robisz cały dzień? Myślisz tylko o imprezach! wrzeszczał tata, a mama skinęła głową, jakby potwierdzała jego słowa. Wszystko to wyglądało, jakby zapomniała, jak to jest spędzić choć kilka godzin z niespokojnym dzieckiem i zrobić porządek w domu.

Tak, pralka pierze, ale trzeba ją włączyć, wywiesić pranie i wyprasować wczorajsze koszule. Zmywarka była zakazana w ciągu dnia zużywała za dużo prądu, więc naczynia dla dzieci myłam manualnie. Nikt nie zazdrościł mi codziennego zamiatania podłogi, bo Jacek był małym wulkanem pełzł, biegł i rozrzucał wszędzie zabawki.

Nieco łatwiej było, gdy Jacek poszedł do przedszkola. Rodzice nalegali, żebym go odbierała i karmiła po powrocie ze szkoły, więc przynajmniej miałam kilka godzin w ciągu popołudnia dla siebie. Zaczęłam się bardziej starać w szkole i w końcu udało mi się skończyć bez tych jedynkowych ocen.

Marzyłam o studiach biologicznych jedyne, co mnie naprawdę ciekawiło. Rodzice jednak nie byli zachwyceni.

Uniwersytet w centrum miasta, a dojeżdżasz półtorej godziny. Kiedy wrócisz? Jacek musi być odebrany, a potem go musisz pilnować. Nie marz o chłopakach! ryknęli.

Kiedy nie dało się wynegocjować, wybrałam najbliższą szkołę zawodową Zespół Szkół Gastronomicznych w Warszawie, gdzie uczyłam się cukiernictwa. Pierwszy semestr był, jak mówią, przytłaczający. Z czasem jednak wpadłam w wir wypieków, ciasteczek i deserów.

Od drugiego roku podjęłam pracę w niepełnym wymiarze w weekendy w kawiarni przy ulicy Praskiej. Rodzice początkowo narzekali, iż nie ma mnie w domu, ale w końcu przyzwyczaili się do mojego czasowego odpoczynku. Po maturze dostałam stałą pracę w tej samej kawiarni.

Wkrótce nowy szef kuchni w naszej kawiarni wprowadził zmiany, a rodzice znów zaczęli kombinować i wykrzykiwać życzenia. Tata przychodził po mojej zmianie, by powstrzymać mnie przed spotkaniem z chłopakiem. Pewnego dnia zorganizowali rodzinne spotkanie.

Zaprosili babcię, ciocię Anitę i jej męża. Postawili mnie w środku pokoju i powiedzieli, żebym zapomniała o narzeczonym, spacerach i jakiejkolwiek rozmowie z chłopakiem.

Wyrzucasz się z kawiarni! krzyknęła ciocia Anita. Załatwiłam ci w szkole Jaceka pracę jako pomoc kuchenna.

Najlepsze wieści w życiu! wykrzyknęła mama. Jacek będzie zawsze pod opieką, a po południu możesz wrócić do domu i pomagać nam.

Zrezygnować z pracy w kawiarni, gdzie byłam ceniona i dobrze płacona, i wziąć tę domową posadę? To brzmiało jak kuchnia szkolna pełna rozgotowanych sznycli i kleistego zapiekanki makaronowej, wieczorne prace domowe i życie poświęcone bratowi.

Dopóki Jacek nie skończy szkoły, nie śnij o chłopakach powtarzał mój ojciec.

Następnego dnia opowiedziałam koleżance, z którą planowałam otworzyć własne miejsce. Od dawna chciał mieć swoją kawiarnię, oszczędzał, ale nie wystarczało mu pieniędzy. Rozważaliśmy kredyt w banku lub inwestorów. W domu musiałam jeszcze dwutygodniowo pracować, więc rodzice zgodzili się odczekać do czasu wypowiedzenia.

Kredyt nie uzyskaliśmy, ale znajomy mojego chłopaka, menedżer w dużej restauracji, zaproponował projekt w Gdańsku. On pojechał tam na rozmowę i przekonał szefa, by rozmawiał ze mną przez wideorozmowę. Gdy opowiadałam o sobie, mój chłopak przysłał mi pudełko z moimi deserami, by spróbował je wirtualnie.

W ostatni dzień pracy wyszłam wcześniej, zapakowałam wszystkie dokumenty i oszczędności do torby i ruszyłam pociągiem do Gdańska.

Teraz prowadzę własne życie, które poświęcam sobie i ludziom, których naprawdę chcę mieć przy sobie. Kocham Jaceka i mam nadzieję, iż kiedyś będziemy mieć dobry kontakt. Nie żywię urazy do rodziców, ale wiem, iż gdybym wciąż mieszkała pod ich tym samym dachem w Warszawie, ich wpływ byłby przytłaczający. Nie miałam siły, by się bronić, więc zdecydowałam się odejść. Liczę, iż w nowym mieście wszystko się ułoży i będziemy szczęśliwi.

Idź do oryginalnego materiału