Gdy wszystko nie jest takie, jak się wydaje
Ola wracała z pracy autobusem, opierając głowę o zimne okno. Krople deszczu spływały po szybie, rozmazując świat za szybą w nierealny sposób. *„Zupełnie jak moje życie. Przyszłość niewyraźna i niepewna. A to trochę przeraża.”* Przymknęła oczy, a spod rzęs wypłynęły łzy.
— Młodzież teraz… Siedzą, jakby nikogo wokół nie było. A starsi stoją — rozległ się nad jej głową kobiecy głos, pełen goryczy i pogardy dla całego świata.
Ola otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą korpulentną kobietę o naburmuszonej twarzy. Jej wzrok wiercił się w Oli jak świderek.
— Proszę siadać — powiedziała Ola, wstając.
— Ano, tak trzeba prosić, bo sami nie ustąpią — burknęła kobieta, rzucając się na miejsce.
Ola przecisnęła się między nią a oparciem fotela. Stała przy drzwiach, słysząc, jak kobieta mamroce coś o „dzisiejszej młodzieży bez wychowania”. Kilka głosów wokół przytaknęło. Znalazła sojuszników.
*„Może ma jeszcze gorzej niż ja? Stąd ta złość.”*
— Wysiadasz? — usłyszała za sobą młody głos.
Ola odwróciła się i rozpoznała swoją szkolną przyjaciółkę Kasię.
— Olu! Nie do wiary, ile lat…
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi autobusu otwarły się z trzaskiem, a tłum wypchnął je obie na zewnątrz.
— Jak ja się cieszę, iż cię widzę! — Kasia promieniała, świeża i pełna życia. Wzięła Olę pod rękę. — Nie licz, iż cię puszczę, zanim nie dowiem się wszystkiego!
— Ja też się cieszę — odparła Ola bez uśmiechu. — Ale nie mogę cię zaprosić do domu.
— Nie możesz i nie musisz. Chodź do mnie, a raczej do mojej mamy. Wyszłam za mąż i mieszkam gdzie indziej. Wpadłam ją odwiedzić — tłumaczyła Kasia, ciągnąc Olę za sobą.
— Kasia, naprawdę nie mogę. Innym razem — Ola choćby przystanęła.
— Nie chcę słuchać! Wiem, iż „inny raz” oznacza kolejne sto lat czekania. Chodź, choć na pół godziny! — błagała Kasia.
— No dobra, ale nie dłużej — uległa Ola.
— Co, masz w domu siódemkę na ławce?
— Nie. Córkę i męża.
— To już myślałam, iż coś strasznego. Córka i mąż zaczekają! — zdecydowanie powiedziała Kasia i pociągnęła Olę dalej, omijając jej dom.
— Mamo, zobacz, kogo przyprowadziłam! — ogłosiła uroczyście Kasia.
Mama Kasi, ujrzawszy Olę, aż klasnęła w dłonie. W szkole były nierozłączne. Później Kasia próbowała utrzymać kontakt, ale Ola miała w głowie tylko jedno.
Zakochała się bez pamięci. Codziennie słuchała, jak mama namawia ją, by nie wychodziła za mąż. „Co ty w nim widzisz? Bokser. Jaka to praca — tłuc się po głowach? Wiecznie z połamanym nosem albo inwalidą. Pomyśl, córeczko…”
Mama Kasi zaczęła rozstawiać kubki do herbaty.
— Mamo, zostaw nas na chwilę — poprosiła Kasia.
— Oczywiście, rozumiem. — Mama wyszła z kuchni.
— A teraz gadaj. Od razu poznałam, iż coś się dzieje. Dawaj, może pomogę.
Ola nie była gotowa wyznać wszystkiego, ale Kasia patrzyła na nią z taką szczerą troską, iż w końcu się wyspowiadała.
— Więc jednak wyszłaś za tego Jacka? Pamiętam, jak się w nim kochałaś.
— Tak. Z mamą ciągle się kłóciłyśmy przez niego. Wiesz, zawsze stawiała mi cię za przykład. Mówiła, iż ty się dobrze urządzisz, bo jesteś rozsądna, a ja to „romantyczna turgeniewska panna” — westchnęła Ola bez urazy.
— Poznaję Panią Ewę — uśmiechnęła się Kasia. — Dalej uczy w szkole?
— Tak. — Ola w końcu się uśmiechnęła.
Kasia była smukłą blondynką o regularnych rysach, trochę wyższą od Oli. Ta zaś miała okrągłą twarz, jasne kręcone włosy i naiwne niebieskie oczy. Faktycznie — turgeniewska panna, wierząca w wieczną miłość. Tylko teraz Ola wyglądała na zmęczoną i przygaszoną.
— Na początku było dobrze, ale na eliminacjach do mistrzostw Polski Jacek dostał uraz głowy. Plus wylew… — Machnęła ręką. — Lekarze nie dawali żadnych szans na sport. Byłam wtedy w ciąży. Nie wiem, jak donosiłam.
Urodziła i z dzieckiem na ręku opiekowała się Jackiem. Gdyby nie mama, nie dałaby rady. Sprzedali samochód — pieniądze były potrzebne. Po pół roku wróciła do pracy. Mama zajmowała się córką. Teraz ma już sześć lat. Wygląda jak Jacek.
Rehabilitacja trwała latami. Ola choćby nie marzyła, iż Jacek znów będzie chodzić. Ale dał radę. Sport oczywiście odpadł. A on nie umie nic poza biciem się na ringu. Albo praca mu nie pasuje, albo brak wykształcenia, albo nie chcą go po kontuzji. Wścieka się, iż nie może zarabiać. Stał się drażliwy i zamknięty. Z córką dopiero odwilż… — Ola odwróciła się, by ukryć łzy.
— Z pracą spróbuję pomóc. — Kasia położyła dłoń na jej ręce. — A co tam „spróbuję”! Zaraz wrócę do domu i pogadam z mężem. Nie jest Rockefellerem, ale ma własną firmę. Jako ochroniarz Jacek może pracować? Nie martw się, jakoś to będzie, przyjaciółko. — Poklepała Olę po ramieniu.
— Dzięki, Kasia. Dobrze, iż się spotkałyśmy. Ale muszę iść. Jacek nie lubi, gdy się spóźniam. Boi się, iż go zostawię.
— Wymieńmy się numerami. Zadzwonię jutro. Piotrek mnie uwielbia, na pewno pomoże — uśmiechnęła się Kasia.
— Mama miała rację, naprawdę jesteś mądra. Ja tu Jacka besztam, a sama się rozkleiłam — Ola przytuliła ją na pożegnanie.
— Daj spokój. Wszystko się ułoży. Wiesz, jak mówią? Ważne nie, jak startujesz, ale jak kończysz.
W domu Ola nic nie powiedziała mężowi, by nie robić mu nadziei. Kasia zadzwoniła dopiero trzeciego dnia, gdy Ola już traciła cierpliwość.
— To ja. Cześć — usłyszała wesoły głos Kasi. — Pogadałam z mężem, bierze Jacka na ochroniarza. Tylko chce go wJacek przygarnął związek i trenował młodych bokserów z zapałem, a Ola patrzyła, jak ich życie, choć zupełnie inne niż planowali, w końcu zaczęło układać się szczęśliwie.