Wiktor i Anna mieli powód do radości: niedawno urodziły im się bliźnięta. Teraz maluchy trochę podrosły, więc postanowili zaprosić najbliższych, by uczcić tę okazję.
Maria, która od kilku lat jest już na emeryturze, przyniosła wnukom urocze robótki manualne, wykonane własnoręcznie, bo nie było jej stać na to, by kupić coś w sklepie. Właśnie z tego powodu początkowo nie chciała przyjść – czuła się niezręcznie. Jednak syn z synową nalegali, by w tak istotny dzień była razem z nimi.
Chłopców nazwali Andrzejem i Jarosławem, co bardzo cieszyło Marię, bo jej mąż miał na imię Jarosław, a ojciec – Andrzej, zatem syn kontynuował rodzinną tradycję męskich imion, co niezmiernie radowało Marię.
– Och, jaki on śliczny, podobny do ciebie, Anno. A ten z kolei do ciebie, Wiktorze. O nie, już się pogubiłam, one przecież są do siebie podobne jak dwie krople wody! – Maria krążyła przy kołysce i nie mogła się połapać, który to który, bo maluchy naprawdę były identyczne.
A Wiktor i Anna tylko się śmiali życzliwie, bo euforia i zarazem niepokój babci były dla nich rozczulające.
Goście się rozeszli, a Maria też się zbierała do wyjścia. Anna spojrzała na męża i Wiktor zaproponował mamie, żeby została na noc:
– Mamo, może zostaniesz? Już późno, pewnie nie będzie autobusu. A tak pomożesz Annie przy maluchach – dzisiaj trzeba je wykąpać i położyć spać.
– No cóż, skoro nalegasz, synku – zgodziła się Maria.
Pomogła synowej pozbierać ze stołu, pozmywała naczynia, po czym wszyscy wspólnie zajęli się kąpaniem bliźniaków. Jakże wiele euforii było w oczach babci! Synowa podała jej na ręce jednego z malców, a ona przyznała, iż się boi, bo dziecko jest takie malutkie, iż może jej się wyślizgnąć.
– Mamo, przecież Wiktora jakoś wychowałaś i nigdy go nie upuściłaś – śmiała się Anna.
– Tak, ale to było tak dawno, iż już zapomniałam, jak to się robi – poskarżyła się Maria.
Anna podała Andrzeja teściowej, a on prawie od razu usnął, jakby wyczuł, iż jest w bezpiecznych ramionach. Sama zaś synowa lulała Jarosława.
Marię położyli w osobnym pokoju, by mogła się wyspać, ale ona nie mogła zasnąć – wciąż nasłuchiwała, czy któryś z maluchów się nie obudzi. W efekcie tak wymęczyła się czujnością, iż dopiero nad ranem zasnęła twardym snem.
Kiedy się obudziła, synowa zdążyła już przygotować śniadanie, a chłopcy wciąż spali.
– Gdzie Wiktor? – zapytała Maria zdziwiona, widząc w kuchni tylko Annę.
– Proszę usiąść i jeść, a Wiktor zaraz wróci – uspokoiła teściową Anna.
Minęło kilka minut i rzeczywiście Wiktor zjawił się w domu z pokaźnym pudełkiem w rękach.
– Mamo, to dla ciebie. Otwieraj – powiedział z uśmiechem.
Maria rozchyliła wieko i zobaczyła w środku parę nowych kozaków. Zaskoczenie odebrało jej mowę.
– Dzieci, to przecież musi być bardzo drogie obuwie, nie mogę przyjąć od was takiego prezentu… – wyszeptała, prawie się rozpłakawszy.
– Nie droższe niż ty sama, mamo. No przymierz i noś w zdrowiu – syn uśmiechnął się serdecznie.
Maria założyła kozaki i nie mogła się nadziwić – zastanawiała się, skąd wiedzieli, iż jej stare buty całkiem się zniszczyły i nie da się ich już naprawić.
Wtem ktoś z maluchów zaczął płakać, więc babcia w nowych kozakach, jeszcze nie do końca zdjętych, rzuciła się do pokoju.
– Jaka ty jesteś wspaniała, dziękuję ci – powiedział cicho Wiktor, zwracając się do żony. – Gdyby nie ty, nie wpadłbym na to.
– A co tu było do rozgryzania? Twoja mama wczoraj przyszła z przemoczonymi nogami, zobaczyłam ślady na podłodze i jej stare buty, więc od razu zrozumiałam. Nas kosztowało to może i niemało, ale jeszcze zarobimy, a dla niej to zbyt duży wydatek. Niech nosi na zdrowie – Anna przytuliła męża.
Tymczasem Maria odczuła przyjemne ciepło, chyba nie tylko od nowych kozaków, ale od świadomości, iż jest ważna i kochana przez swoje dzieci.