Kiedy mama powiedziała „nie”: jak uratowano cudze małżeństwo

twojacena.pl 2 dni temu

Kiedy mama powiedziała „nie”: jak Jadwiga uratowała cudze małżeństwo

Jadwiga smażyła cukinię, gdy nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła i zobaczyła syna — Tadeusz stał z torbą i zmęczonym wzrokiem.

— Mamo, odszedłem od Ewy — wyznał od progu.

— Jak to odszedłeś?! — zdumiała się Jadwiga.

— Mam jej dość. Ani gotować nie umie, ani w domu porządku utrzymać, nie pracuje… — mówił, ledwo powstrzymując łzy. — Można u ciebie zamieszkać?

— Nie — odparła stanowczo, wycierając ręce z oleju i patrząc mu prosto w oczy.

Tadeusz znieruchomiał:

— Co znaczy „nie”?

— Znaczy to, co znaczy. Nie wpuszczę cię. Ale usiądź, zjedz coś. Potem pogadamy.

Syn pałaszował żurek z chlebem tak, jakby nie jadł od tygodnia. Między łyżkami narzekał:

— Przed ślubem chodziliśmy po knajpach, było fajnie. A po ślubie myślałem, iż jedzenie samo będzie się pojawiać na stole. A ona jak dziecko szuka przepisów w internecie — raz przesoli, raz surowe. Udaję, iż smakuje, ale ledwo przełykam.

— Ale się stara, synu — westchnęła matka. — Nie każdemu od razu wychodzi. A ty tylko krytykujesz.

— Stara się? A kto robi ten bałagan? Wszystko leży! Bielizna na krzesłach, na łóżku, choćby w łazience. Przy szafie jak po trąbie powietrznej. Ona albo drzemie, albo wgapiona w laptopa. Ja chodzę i zbieram za nią rzeczy, zwróciłem uwagę — rozpłakała się.

— Młoda jeszcze, głupia — spokojnie odpowiedziała Jadwiga. — A ty to dorosły? Rozpływasz się jak dziecko. Mężczyzna powinien dawać przykład, pokazywać miłość — wtedy i żona się zmieni.

— Ale ja ją kocham…

— Ona tego nie czuje. I tyle.

Następnego ranka, gdy syn poszedł do pracy, Jadwiga zadzwoniła do Ewy:

— Córeczko, wpadnę do ciebie, pogadamy.

Kupiła zakupy, doszła do mieszkania — drzwi otworzyła Ewa, jeszcze senna.

— Odprowadziłaś Tadeusza do pracy? — spytała Jadwiga, wchodząc do kuchni.

— Po co? Sam się zebrał i wyszedł, herbatę z kanapką wypił. A co?

— To dla ciebie normalne, tak? A w kuchni jak po potopie? Południe, a ty dopiero wstałaś.

— Przepraszam… późno poszłam spać… siedziałam w internecie…

— Ewo, kocham cię jak córkę. Przyszłam pomóc. Posprzątamy i obiad ugotujemy.

— Dam sobie radę… My z Tadkiem się dogadamy.

— Jak chcesz. Tylko potem nie przychodź do mnie z płaczem. Masz, oto zakupy.

— Dziękuję. I nie gniewajcie się.

Mijały dni. Tadeusz coraz częściej zostawał u matki, raz choćby skłamał Ewie, iż jedzie w delegację. W rzeczywistości po prostu nie chciał wracać do domu.

— Mam dość — narzekał. — Nie czyta, niczym się nie interesuje. Tylko zakupy i gry. Pracować nie chce. Prosi, żebym jej „to i tamto kupił”. Ja nie jestem bankomatem.

Jadwiga słuchała, nie sprzeciwiała się. Ale następnego wieczoru na jej progu stanęła Ewa. Zalana łzami.

— Mamo… on mnie nie kocha… przychodzi późno, nie je, nie rozmawia… mówi, iż źle zrobił, żeniąc się… To wy go tak wychowaliście.

— A może twoja mama czegoś nie dopilnowała? Myślisz, iż tylko mężczyzna ma obowiązki? Kobieta też je ma. Życie razem to praca, nie spacer po parku.

Długo rozmawiały. Jadwiga tłumaczyła, doradzała, prosiła. Umówiły się: Ewa zacznie się uczyć gotować, sprzątać, szukać pracy.

Minęło kilka miesięcy. Jadwiga pomogła synowej znaleźć pracę, nauczyła ją gotować żurek, smażyć kotlety. Pewnego dnia zaprosiły ją na obiad. Na stole domowe dania.

— Mamo, Ewa to złoto. Obiad jak w restauracji! Tak gwałtownie się wszystkiego nauczyła.

Jadwiga powstrzymała łzy. Poklepała Ewę po ramieniu:

— Dobra robota, córeczko. Wszystko w twoich rękach.

Życie się ułożyło. Rankiem małżonkowie jedli śniadanie razem, wieczorem gotowali kolację, dzielili obowiązki. Tadeusz przestał biegać do matki z narzekaniami, a Ewa — z płaczem.

Pięć lat później urodziła im się córka. Na pierwsze urodziny zaprosili rodzinę. Po uczcie Ewa przysiadła się do teściowej:

— Mamo, dziękuję. Bez was byśmy się rozstali. Byłam wtedy taka głupia…

— Byłaś mądra, tylko nieporadna. A teraz — oto rodzina.

— Chcę wcześniej wrócić do pracy. Pomóżcie z córką? Na zmianę z moją mamą?

— Oczywiście, głuptasku. To przecież szczęście — być blisko.

Od tamtej pory Jadwiga stała się nie tylko teściową, ale i przyjaciółką. Teraz para ma już dwoje dzieci. Jadwiga jest na emeryturze, a wnuczęta często u niej nocują. Gdy ktoś pyta, jak udało się uratować cudze małżeństwo, odpowiada:

— Zawsze stoję po stronie kobiet. Dlatego i syn dostanie po głowie, jeżeli nie zachowa się po męsku.

Idź do oryginalnego materiału