Każdej nocy, o identycznej godzinie, chłopiec przechadzał się obok eleganckiej restauracji w Warszawie.
Nigdy niczego nie prosił.
Nie wypowiadał ani słowa.
Po prostu stawał i wpatrywał się przez szybę.
Obserwował efektownie podane dania, nieskazitelne sztućce, ludzi śmiejących się między kęsami.
Potem szedł dalej… z podartym plecakiem na ramionach i pustym żołądkiem.
Pewnej nocy szef kuchni dostrzegł go z wnętrza.
I rzekł do kelnera:
— Gdy tylko zobaczysz, iż znowu przechodzi, poproś go do mnie.
Następnego dnia chłopiec wrócił jak zwykle.
Zanim zdążył odejść, szef wyszedł mu naprzeciw.
— Głodny jesteś?
Chłopiec skinął głową, nie wydając dźwięku.
— Chciałbyś nauczyć się gotować?
Jego oczy rozwarły się szeroko, niewierzące.
I tak się to zaczęło.
Podarował mu stary fartuch.
Wyznaczył kąt w kuchni do zmywania naczyń, obierania ziemniaków i odkrywania smaków oraz zapachów, o jakich nie śnił.
Nie płacił mu złotówki.
Oferował wiedzę.
Z czasem chłopiec nauczył się krajać cebulę bez łez.
Ubijać jajka w rytm.
Czekać na czas gotowania bez zniecierpliwienia.
I wkładać serce w każdą potrawę.
Mijały lata.
Dziś ten chłopiec nazywa się Krzysztof Nowak.
Ma 24 lata.
I jest szefem kuchni tej samej restauracji, przed którą niegdyś tylko stał na ulicy.
Każdego wtorku w karcie pojawia się danie specjalne:
„Wspomnienie znad Wisły”
Skromna potrawa przyrządzona ze składników, które jadał w dzieciństwie.
I za każdym razem, gdy gość ją zamawia, Krzysztof uśmiecha się i mówi:
— To danie ma składnik, którego brakuje innym:
głód… zmiany własnego losu.