Magda siedziała przy stoliku w przytulnej restauracji na starówce w Poznaniu, czekając na swojego narzeczonego, Jakuba. Był nieswój, co chwilę wyciągał telefon i nerwowo zerkał na ekran.
— Jakub, dziwnie się zachowujesz. Co się dzieje? — spytała, starając się ukryć niepokój.
— Poczekaj chwilę, zaraz wszystko wyjaśnimy. Czekamy tylko na rodziców… — machnął ręką.
— Jakich rodziców?
— Moich. I jeszcze kilka osób z nimi. Nie przyszliśmy tu tylko na kolację… jest coś ważnego do omówienia.
Magda zesztywniała. Znała Jakuba od pół roku i nauczyła się rozpoznawać jego „ważne rozmowy” po tonie. Nigdy nie kończyły się dobrze.
Po dziesięciu minutach do stolika podeszli rodzice Jakuba — Jan i Halina, a za nimi dwoje obcych ludzi.
— Poznajcie: to Marek i Agnieszka — Jakub rozpromienił się. — Są zainteresowani twoim mieszkaniem. Chcą wynająć je na stałe.
— Moim… mieszkaniem? — Magda ledwo utrzymała widelec.
— No jasne. Mają poważne zamiary — oferują dwa tysiące złotych miesięcznie. A my po ślubie wprowadzamy się do moich rodziców. Mają dom pod Warszawą, miejsca pod dostatkiem. Po co marnować mieszkanie? Będzie przynosić zysk!
Magdzie zdrętwiały palce. Jakub, nie zauważając jej reakcji, wyciągnął z teczki dokumenty.
— O, już wszystko ustaliłem z bankiem. Przelejemy twój kredyt hipoteczny na nas oboje — rata będzie niższa. Łatwiej się spłaca.
— Ty… już wszystko załatwiłeś? — głos Magdy zadrżał. — choćby mnie nie pytając?
— No weź, nie bądź dziecinna! — wtrąciła się Halina. — Jakub dba o waszą przyszłość. Przecież już prawie jesteście rodziną!
Marek i Agnieszka wymienili spojrzenia.
— Przepraszam, ale mieszkanie jest na ciebie wpisane? — spytała Agnieszka Jakuba.
— Jeszcze nie, ale…
— W takim razie przepraszam, ale to nie jest dla nas odpowiednie — powiedział Marek oschle. — Nie wiedzieliśmy, iż właścicielka choćby nie wie o transakcji. Do widzenia.
Wstali i wyszli, zostawiając za sobą kłopotliwą ciszę.
— No i super — oburzyła się Halina. — Tylko porządnych ludzi odstraszyłaś! I to przez twoje histerie, Magda!
— Histerie? — Magda powoli wstała. — To nie histeria. To moje prawo — decydować o swoim mieszkaniu.
— Serio?! — Jakub zbladł. — Przecież wszystko zaplanowaliśmy!
— Ty wszystko zaplanowałeś. Za nas oboje. Bez mnie. I nie zamierzam budować przyszłości z kimś, kto uważa to za normalne.
— Magda, uspokój się…
— Nie. Ślubu nie będzie.
Wyszła z restauracji, nie oglądając się za siebie. I nie odpowiedziała już na żadną wiadomość.
A w domu, siedząc na parapecie z kubkiem gorącej herbaty, pomyślała tylko jedno:
„Lepiej sama — ale z szacunkiem do siebie, niż z kimś, kto tego nie rozumie.”