„Już za mnie zdecydowałeś?!” — historia pewnego odwołanego wesela
Kamila siedziała przy stoliku w przytulnej restauracji w samym centrum Krakowa, czekając na swojego narzeczonego, Bartosza. Był jakoś spięty, co chwilę wyjmował telefon i nerwowo zerkał na ekran.
— Bartek, co jest? Jeszcze nigdy nie widziałam cię, jakbyś miał duszę na ramieniu — spytała, starając się nie pokazać niepokoju.
— Poczekaj chwilę, zaraz wszystko wyjaśnię. Czekamy tylko na rodziców… — odparł wymijająco.
— Na jakich rodziców?
— Na moich. I jeszcze dwoje znajomych. Nie przyszliśmy tu tylko na kolację, trzeba omówić czymś ważnym.
Kamila się spięła. Znała Bartosza od pół roku i nauczyła się rozpoznawać jego „ważne rozmowy” po tonie. zwykle nie kończyły się one dobrze.
Minutę później do ich stolika podeszli rodzice Bartosza — Marek i Agnieszka, a za nimi dwoje nieznajomych.
— Poznajcie: to Robert i Ewa — Bartek rozpromienił się. — Interesują się twoim mieszkaniem. Chcą je wynająć na długi okres.
— Moim… mieszkaniem? — Kamila ledwo utrzymała widelec w dłoni.
— Oczywiście. Mają poważne zamiary — są gotowi płacić trzy tysiące złotych miesięcznie. A my po ślubie wprowadzamy się do rodziców. Mają dom pod Warszawą, miejsca wystarczy. Po co ma stać puste? Będzie przynosiło zysk!
Kamila poczuła, jak lodowacieje jej w dłoniach. Bartek, nie zauważając jej reakcji, wyciągnął z teczki dokumenty.
— Proszę, już wszystko ustaliłem z bankiem. Przeniesiemy twoją hipotekę na nas oboje — rata będzie niższa. Łatwiej będzie płacić.
— Ty… już wszystko załatwiłeś? — głos Kamili zadrżał. — choćby mnie nie pytając?
— No co ty, jak dziecko! — wtrąciła Agnieszka. — Bartek dba o waszą przyszłość. Przecież już prawie jesteście rodziną!
Robert i Ewa wymienili spojrzenia.
— Przepraszam, a mieszkanie jest na ciebie wpisane? — spytała Ewa Bartka.
— Jeszcze nie, ale…
— W takim razie przepraszam, ale to nie dla nas — Robert skrzywił się. — Nie wiedzieliśmy, iż właścicielka nie ma pojęcia o całej sprawie. Miłego wieczoru.
Wstali i wyszli, zostawiając za sobą kłopotliwą ciszę.
— No i proszę — warknęła Agnieszka. — Odpędziliśmy porządnych ludzi! I to przez twoją histerię, Kamila!
— Histerię? — Kamila powoli wstała. — To nie histeria. To moje prawo — decydować, co zrobię z własnym mieszkaniem.
— Ty serio?! — Bartek zbladł. — Przecież wszystko zaplanowaliśmy!
— Ty wszystko zaplanowałeś. Za nas oboje. Beze mnie. I nie zamierzam budować przyszłości z kimś, kto uważa to za normalne.
— Kamila, zaczekaj…
— Nie. Ślubu nie będzie.
Wyszła z restauracji, nie oglądając się za siebie. I nigdy nie odpowiedziała na żadną wiadomość.
A w domu, siedząc na parapecie z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach, pomyślała tylko:
„Lepiej sama — ale z szacunkiem do siebie, niż z kimś, kto tego nie rozumie”.