„Jesteś pantoflarzem?!” — teściowa w szoku na widok syna przygotowującego śniadanie.

newsempire24.com 9 godzin temu

**Dziennik, 15 maja**

Teściowa, Zofia Nowak, po raz pierwszy od ośmiu lat zawitała pod nasz dach. Od ślubu z jej synem, Krzysztofem, ani razu nie zaszczyciła nas wizytą. Mieszkała w malutkiej wsi pod Kielcami, rzadko wyjeżdżała — wiek, zdrowie i gospodarstwo trzymały ją z dala od miasta. Tym razem jednak sama oznajmiła: „Przyjadę, zobaczę, jak żyjecie. W końcu dzieci, rodzina, mieszkanie na kredyt — powinnam to zobaczyć na własne oczy.”

Przyznam, ucieszyłem się. Przez tyle lat ani słowa, ani zainteresowania, choćby zwykłego „jak leci?” przez telefon. Liczyłem, iż może odwilż nadejdzie, pogadamy, zbliżymy się. Przyjęliśmy ją jak królową: pokazaliśmy komnaty, zastawiliśmy stół, wręczyliśmy mięciutki szlafrok i wygodne kapcie. Staraliśmy się — i ja, i Krzysztof. Choć oboje biegaliśmy między pracą a domem, gość nie był pierwszej młodości, wymagał troski.

Pierwsze dni minęły spokojnie. Bez dramatów. Aż przyszedł sobotni poranek. W końcu pozwoliłem sobie pospać dłużej — tydzień zmiótł mnie jak traktorem. Krzysztof wstał wcześnie. Zawsze był troskliwy, uwielbiał niespodzianki. Tego dnia postanowił zrobić nam śniadanie.

Leżąc półprzytomny, słyszałem, jak krząta się w kuchni — skwierczenie jajek, bulgot ekspresu, zapach tostów z masłem. Uśmiechałem się w poduszkę. Mój facet. Mój opiekuńczy Krzysztof. Ta sielanka trwała jednak tylko do chwili, gdy do kuchni wkroczyła Zofia.

Jej głos przebił się przez drzwi:

— Co to ma być?! Synu, co ty wyprawiasz? Przy kuchence?! W fartuchu?!

— Mamo, po prostu robię śniadanie. Jesteś zmęczona po podróży. Adam śpi — niech odpocznie. Lubię gotować, wiesz…

— Natychmiast zdejmij tę hańbę! Facet w kuchni to wstyd! Nie po to cię wychowałam! Twój ojciec przez całe życie nie umył choćby kubka, a ty tu smażysz jajecznicę jak jakaś sprzątaczka! A Adam, nawiasem mówiąc, czemu wyleguje się w łóżku?! To jego obowiązek, nie twój! Zupełnie się pod pantoflem uciera, aż oczy bolą patrzeć!

Leżałem w sypialni, ściskając kołdrę, i nie wiedziałem, czy śmiać się, czy interweniować. Jej słowa przyprawiały mnie o mdłości. Było mi głupio za Krzysztofa, źle o sobie, a najgorzej na myśl, iż ta wizyta może zostawić trwały ślad w naszych relacjach.

Wszedłem, gdy Zofia już traciła oddech. W ręku Krzysztofa wciąż była łyżka, na patelni — przypalona jajecznica. A moja teściowa trzęsła się z oburzenia, mamrocząc coś o rozpuście, braku zasad i „facet ma być facetem”.

Musiałem nagle zaparzyć kozłek — inaczej zawał byłby pewny. Usiadłem obok, wziąłem ją za rękę i spokojnie, jak umiałem, wytłumaczyłem:

— U nas jest inaczej. Jesteśmy partnerami. Ja gotuję, sprzątam, pierzę, pracuję. Ale Krzysztof też pomaga. Gotuje, bo lubi. Bo dba o nas. Czy to źle?

Nie słuchała. Twarz miała kamienną, wzrok pełen potępienia. Milczała, ale jej mina mówiła wyraźnie: „Zrobiłeś z niego ciota”. Gdy po dwóch dniach wyjechała, choćby nas nie przytulając, zrozumiałem — nigdy nie zaakceptuje naszego życia.

Później Krzysztof wyznał, iż dzwoniła do teścia, narzekając: „Nasz chłopak teraz żonę obsługuje, biedaczek, choćby się nie wyśpi — od rana przy garach”. A ja pomyślałem: co za tragedia — wychować mężczyznę, by bał się troski. By jego dobroć uznano za słabość. By miłość nazywano „hańbą”.

Nie złoszczę się. Szkoda mi. Jej — bo żyła w świecie, gdzie kuchnia to kajdany. Jego — bo musiał walczyć o prawo do bycia dobrym mężem. I siebie — bo tak bardzo wierzyłem, iż się z nią zaprzyjaźnimy.

Ale wiem jedno: mój facet to nie „pantoflarz”. To człowiek, który kocha. A jeżeli komuś to nie pasuje… to jego problem, nie mój.

Idź do oryginalnego materiału