Jedno ciało
Nie wszyscy wierzą w takie rzeczy, ale są tacy, którzy są przekonani, iż na świecie istnieją dwie połówki, które się odnajdują i stają się jednym ciałem. Nic, ale to nic nie może ich rozdzielić – no, może poza śmiercią, to oczywiste.
Istnieje tyle pięknych pojęć: miłość, wierność, oddanie, lojalność. To uczucia, które panują w kochających się rodzinach, w prawdziwych rodzinach, gdzie mąż i żona stanowią jedność.
Tak właśnie żyli Jadwiga i Wojciech. Pobrali się z wielkiej miłości, od pierwszych dni małżeństwa wspierali się nawzajem, troszczyli o siebie.
— Jadziu, patrzę na was z Wojtkiem i myślę, jak to się stało, iż tak do siebie pasujecie, choćby wyglądacie podobnie — śmiała się przyjaciółka Bronisława.
— Bo jesteśmy dwiema połówkami jednego ciała — odpowiadała Jadwiga, choć nie przywiązywała do tych słów większej wagi. Po prostu mówiła, co czuła.
— Masz szczęście, Jadziu, do męża. Żebym ja takiego znalazła…
— Znajdziesz, jak się postarasz — odpowiadała Jadwiga.
Mijały lata. U Jadwigi i Wojciecha urodziło się dwóch synów. Wychowywali ich w miłości i cieple. Wojciech nigdy nie podniósł głosu ani na żonę, ani na dzieci. Jadwiga też była spokojna i opanowana. Ich rodzina była zżyta, pełna życzliwości. Razem wyjeżdżali na wakacje, razem jeździli na działkę. Nikt nie miał o nich złego słowa.
Wojciech pracował jako kierownik w firmie budowlanej, a Jadwiga uczyła historii w liceum. Chłopcy dobrze się uczyli, uprawiali sport. Starszy skończył szkołę i poszedł na studia, młodszy jeszcze chodził do technikum.
Pewnego dnia Wojciech wrócił z pracy i położył się na kanapie w milczeniu. Źle się czuł, ale nie chciał martwić żony. Jednak Jadwiga od razu zauważyła, iż coś jest nie tak – mąż nigdy nie kładł się zaraz po pracy.
— Wojtku, co z tobą? Źle się czujesz? — zapytała z niepokojem.
— Trochę mi słabo, ale to nic. Przejdzie. Już tak kiedyś miałem…
— Jak to? Wcześniej ci się to zdarzało? — zdziwiła się Jadwiga.
— Na pracy raz mi słabo się zrobiło, ale przeszło. Teraz się prześpię i będzie dobrze.
Jadwiga przygotowała kolację, ale mąż odmówił.
— Jadziu, zjedz sama, ja jakoś nie mam apetytu.
Siedziała w kuchni sama, bez smaku przełykając jedzenie. Martwiła się – Wojciech nigdy nie narzekał na zdrowie.
— Czterdzieści trzy lata to przecież nie wiek, żeby się rozkładać – myślała. — To przecież czas pełni sił. Trzeba go zapisać do lekarza.
Wojciech też rozmyślał:
— Co jest ze mną? Zawsze byłem zdrowy, a teraz ta słabość. Nie chcę, żeby Jadzia się martwiła. Może po prostu się prześpię…
Nazajutrz rano wszystko było w porządku. Zjedli śniadanie i rozeszli się – on na budowę, ona do szkoły. Ale z czasem Jadwiga zauważyła, iż mąż schudł, wygląda na zmęczonego.
— Wojtek, naprawdę dobrze się czujesz?
— W miarę. Czasem tylko się męczę…
— Dobra, zapiszę cię do lekarza i pójdziemy razem. To nie są żarty. Słabość w twoim wieku? Musimy to sprawdzić, serce mi niespokojne — powiedziała wieczorem.
Gdy Jadwiga usłyszała diagnozę, nie chciała wierzyć.
— Doktorze, a może to pomyłka?
— Jaka pomyłka? Mąż przeszedł pełne badania — nowotwór. Na szczęście nie ostatnie stadium, będziemy walczyć. On też nie może się poddawać, a tym bardziej pani. Trzeba mieć nadzieję.
W domu Jadwiga zamknęła się w łazience, by mąż nie widział jej łez. Puściła wodę i rozpłakała się.
— Nie wierzę, iż Wojtek może umrzeć. Nie chcę w to wierzyć — myślała. — Wiem, jak podstępna jest ta choroba. Mój ojciec też odszedł przez nią. Leki tylko przedłużą życie, ale nie wyleczą.
Wyszła, umyła naczynia. Wojciech oglądał telewizję. On też wiedział. Ale udawał, iż się nie załamuje, przynajmniej przed żoną.
Oboje myśleli o tym samym, ale udawali, iż wszystko jest w porządku.
W końcu Jadwiga postanowiła z nim porozmawiać.
— Wojtku, przestańmy się oszukiwać. Wiem, iż oboje się boimy. Czuję cię, wiem, co przeżywasz. Ale niech to nie będzie walka samotna. Obiecaj mi, iż będziesz walczyć. Razem damy radę. jeżeli się poddasz, nigdy ci tego nie wybaczę. Obiecujesz?
Przypomniała sobie wszystkie trudności, które już przeszli. Jak ich dom spłonął i zostali z niczym. Jak najbliżsi – jego brat z żoną i siostra – odwrócili się od nich, mówiąc, iż każdy ma swoje problemy. A jednak przetrwali. Odbudowali życie.
Teraz często powtarzała mężowi:
— Jesteśmy razem tyle lat, skoro przetrwaliśmy tyle, to i to przetrwamy.
Przypominała mu, jak wydawało się, iż nie ma wyjścia, a jednak zawsze się znajdowało. A teraz, gdy synowie są na studiach, mają stabilizację, on chce odejść? Nie, ona będzie walczyć. Bo są jednym ciałem.
Wieczorami udawała, iż przegląda laptopa, ale myślała tylko:
— Teraz, gdy wszystko się układa, on chce mnie zostawić.
Rozmawiała z mężem, czasem choćby żądała:
— Wojtek, walcz. Musisz walczyć, nie poddawaj się, miej nadzieję. Ja zawsze będę przy tobie – jako wsparcie, opiekunka, przyjaciółka, żona. Chcę twojego zdrowia bardziej niż ty sam.
Wojciech słuchał w milczeniu. Znał diagnozę. Wiedział, jak to się kończy. Ale pewnego dnia powiedział stanowczo:
— No dobra, Jadziu, będziemy walczyć. I tak nie mam nic do stracenia — uśmiechnął się. — Nie chcę cię zostawiać samej.
Jadwiga pomyślała:
— To pierwszy znak, iż mi uwierzył. Że razem jesteśmy silni. Że pokonamy wszystko, co stanie nam na drodze. Nikt nas nie rozdzieli.
Minął rok walki. Jadwiga wspierała męża, on czasem się uśmiechał. W końcu lekarz dał im dobrą wiadomość – stan Wojciecha się poprawił. Odżył, nabrał humoru, Jadwiga też się starała uśmiechać.
Przyszedł dzień, gdy lekarz ogłosił, iż Wojciech wygrał. Ileż wtedy było radości