W wieku 65 lat zrozumieliśmy, iż nasze dzieci już nas nie potrzebują. Jak to zaakceptować i zacząć żyć dla siebie?
W małym domku na obrzeżach Wrocławia, gdzie każdy kąt kryje wspomnienia burzliwej młodości, 65-letnia Halina siedziała nad zimną herbatą, wpatrując się w pustkę. Po raz pierwszy w życiu jej serce ściskało się od gorzkiej prawdy – troje dzieci, którym poświęciła z mężem wszystko – czas, siły, oszczędności – odeszło w swoją własną życie, zostawiając rodziców w samotności. Syn choćby nie odbiera telefonu, gdy dzwoni. Czasem w głowie Haliny pojawia się przerażające pytanie: czy którykolwiek z nich poda im szklankę wody, gdy starość całkiem weźmie górę?
Halina wyszła za mąż w wieku 25 lat. Jej mąż, Wojtek, był szkolnym przyjacielem, który latami zabiegał o jej serce. Poszedł na tę samą uczelnię, żeby być blisko. Rok po skromnym weselu Halina zaszła w ciążę. Ich pierwsza córka, Kinga, urodziła się, gdy życie jeszcze nie było gotowe na takie zmiany. Wojtek rzucił studia, żeby pracować, a Halina wzięła urlop dziekański.
To były ciężkie lata. Wojtek znikał w pracy na całe dnie, a Halina uczyła się być matką, jednocześnie próbując skończyć studia. Dwa lata później znów zaszła w ciążę. Musiała przejść na zaoczne, a Wojtek dźwigał jeszcze więcej pracy, żeby utrzymać rodzinę.
Mimo trudności wychowali dwójkę dzieci – starszą Kingę i młodszego syna Krzysztofa. Gdy Kinga poszła do szkoły, Halina w końcu znalazła pracę w zawodzie. Życie zaczęło się układać: Wojtek dostał stabilną posadę z dobrą pensją, urządzili małe mieszkanie. Ledwo odetchnęli, a Halina dowiedziała się, iż znów będzie mamą.
Narodziny najmłodszej, Ani, były nowym wyzwaniem. Wojtek brał każdą fuchę, żeby zapewnić rodzinie byt, a Halina poświęciła się córeczce. Do dziś nie wie, jak dali radę, ale powoli życie wróciło do normy. Gdy Ania poszła do pierwszej klasy, Halina poczuła ulgę, jakby spadł jej kamień z serca.
Ale problemy nie skończyły się. Kinga, ledwo zaczęła studia, ogłosiła, iż wychodzi za mąż. Halina i Wojtek nie protestowali – sami przecież pobrali się młodzi. Organizacja wesela i pomoc w kupnie mieszkania dla młodych wyczerpały ich i opróżniły konto oszczędnościowe.
Krzysztof też zapragnął własnego mieszkania. Rodzice nie mogli mu odmówić, więc zaciągnęli kolejny kredyt i kupili mu kawalerkę. Na szczęście Krzysztof gwałtownie znalazł pracę w dużej firmie, co trochę uspokoiło Halinę.
Gdy Ania kończyła liceum, wyznała, iż marzy o studiach za granicą. To był trudny czas – ledwo wiązali koniec z końcem, ale Halina i Wojtek zebrali, co mogli, i wysłali córkę na naukę do Europy. Ania wyjechała, a ich dom opustoszał.
Z biegiem lat dzieci coraz rzadziej zaglądały do rodziców. Kinga, choć mieszkała we Wrocławiu, odwiedzała tylko od święta, tłumacząc się brakiem czasu. Krzysztof sprzedał swoje mieszkanie, kupił nowe w Warszawie i przyjeżdżał raz na rok, jeżeli w ogóle. Ania po studiach została za granicą, budując swoją karierę.
Halina i Wojtek dali dzieciom wszystko: młodość, czas, pieniądze, marzenia. A w zamian otrzymali pustkę. Nie oczekują od dzieci pomocy finansowej ani opieki. Chcą tylko, żeby zadzwonili, przyjechali, powiedzieli dobre słowo. Ale to chyba już przeszłość.
Teraz Halina siedzi przy oknie, patrząc na zaśnieżone podwórko, i zastanawia się: może czas przestać czekać? Może w wieku 65 lat ona i Wojtek zasłużyli na szczęście, o którym zawsze myśleli na końcu?
Ale jak puścić ten ból? Jak pogodzić się z tym, iż dzieci, dla których poświęcili wszystko, odeszły bez spojrzenia za siebie? Halina przypomina sobie, jak kiedyś marzyła o podróżach, czytaniu książek, po prostu życiu dla siebie. Lata minęły na trosce o innych. A teraz, stojąc u progu starości, czuje, jakby życie wymykało się z rąk.
Wojtek milczy, ale Halina widzi w jego oczach tę samą tęsknotę. On, tak jak ona, oddał dzieciom wszystko, co miał, i teraz nie wie, czym wypełnić pustkę. Nie chcą być ciężarem, ale życie w oczekiwaniu na telefon, który może nigdy nie zadzwoni, staje się nie do zniesienia.
— Może czas zacząć żyć dla siebie? — mówi cicho Halina, ściskając dłoń męża. — Pojechać nad morze, jak marzyliśmy? A może po prostu wieczorami spacerować, nie myśląc, kto zadzwoni?
Wojtek patrzy na nią, a w jego oczach pojawia się iskra.
— Może i czas — odpowiada. — W końcu jeszcze żyjemy.
Ale w głębi duszy Halina boi się: a może zapomnieli już, jak to jest żyć dla siebie? Może zostały im tylko wspomnienia czasów, gdy byli potrzebni? Mimo to, patrząc na męża, postanawia: spróbują. Znajdą w sobie siłę, żeby zacząć od nowa, choćby jeżeli to wydaje się niemożliwe.