Jak powiedzieć mężowi, iż umieściłam jego matkę w domu opieki i nie czuję się winna?

polregion.pl 1 dzień temu

Jak powiedzieć mężowi, iż potajemnie umieściłam jego matkę w domu opieki – i nie czuję winy

Nie sądziłam, iż już po roku małżeństwa stanę przed takim wyborem: albo zachowam rozsądek, albo uratuję związek. Nazywam się Wiesława, mam trzydzieści dwa lata i zawsze uważałam się za cierpliwą, sprawiedliwą osobę. Ale widocznie choćby najwytrwalsi mają moment, w którym wybierają siebie. Teraz stoję na tej granicy.

Gdy poznałam Janka, wydawał mi się idealnym mężczyzną. Troskliwy, opiekuńczy, z poczuciem humoru. Nie narzekał, nie opowiadał o problemach, zawsze był pozytywnie nastawiony. Chodziliśmy ze sobą nieco ponad rok, wynajmował mieszkania, czasem pokoje w hotelu. Myślałam, iż po prostu nie chce, żebym widziała bałagan u niego. Jakżesz się myliłam…

Ślub mamy skromny – tylko urzędowy w USC. Janek mówił, iż nie chce hucznych imprez, a ja się z tym zgodziłam. Pieniądze były nam bardziej potrzebne. Po USC pojechaliśmy tam, gdzie, jak powiedział, „będziemy mieszać razem”. I właśnie wtedy zaczął się mój osobisty horror rodzinny. Bo w tym mieszkaniu czekała na nas nie romantyczna samotność we dwoje… a Stanisława Antonina – teściowa. I, jak się okazało, to był dopiero początek.

Ta kobieta – jego matka – pojawiła się w naszym życiu jak zmora z przeszłości. Ma już blisko osiemdziesiąt lat, ale mimo wieku jest rześka, szybka i, mówiąc szczerze, przebiegła. Biega po domu jak nakręcona, ale gdy tylko coś jej się proponuje, jęczy, łapie się za serce i pada na kanapę z miną męczennicy. Mistrzowsko zamienia każdą rozmowę w manipulację.

Próbowałam rozmawiać z Jankiem. Może wynajmiemy coś osobno? Kręcił tylko głową: „Co ty? Mama sobie nie poradzi. Jest starsza, boi się”. A ja? A my? Kiedy w sypialni wisi portret jej ojca w stylu świętego obrazka, a za ścianą o szóstej rano puszcza „Radiową Trójkę” na pełną głośność i śpiewa „Hej, sokoł y!”?

Starałam się. Naprawdę. Dwa miesiące sprzątałam za nią kubki, znosiłam, iż przeszukuje moje ubrania w szafie, głośno komentuje moje stylizacje, potrawy, nawet… życie intymne. Pewnego dnia wróciłam z pracy, a ona:

„A czemu taka blada? Janek chyba się nie stara, co?”

Oniemiałam.

Aż w końcu, przeglądając telefon, trafiłem na program o nowoczesnych domach opieki. Pokoje jasne, przytulne, z opieką medyczną, wyżywieniem, zajęciami. Ludzie tam nie wegetują, ale żyją: malują, tańczą, spotykają się. Zadzwoniłam, sprawdziłam ceny – i zamarłam. Miesięczny pobyt w takim miejscu kosztuje mniej więcej tyle, co wynajem kawalerzaki w Warszawie. Wtedy wpadłam na pomysł.

Nie powiedziałam mężowi ani słowa. Po prostu załatwiłam wszystko. Teściowa początkowo się opierała – ale gdy zobaczyła, iż to nie smutna instytucja, a ogrody, staruszki w eleganckich szlafrokach i wieczorne koncerty, dała się przekonać. choćby rozkwitła – jakby odnalazła drugą młodość.

A teraz siedzę w pustym mieszkaniu i nie wiem, jak powiedzieć Jankowi, iż jego mama już tydzień mieszka w domu opieki, gdzie otacza jej opieka, czystość i cały personał, który – w przeciwieństwie do mnie – nie ma ochoty uciec na dach.

Z jednej strony – strach. Z drugiej – ulga. Wreszcie mogę spać w nocy, chodzić po domu w szlafroku, włączyć ulubioną muzykę, nie bojąc się, iż nazwie to „diabelskim bebrzydzeniem”. Zaczęłam oddychać. Żyć.

Dziś wieczorem powiem mu wszystko. Bo będzie tylko gorzej. Albo zrozumie… albo zrozumiem, iż pomyliłam się nie tylko co do jego matki, ale i co do niego.

Idź do oryginalnego materiału