Jak powiedzieć mężowi, iż umieściłam jego matkę w domu opieki — bez poczucia winy?

polregion.pl 1 dzień temu

Nie myślałam, iż już po roku małżeństwa stanę przed takim wyborem: albo zachowam rozsądek, albo uratuję związek. Nazywam się Kasia, mam trzydzieści dwa lata i zawsze uważałam się za osobę cierpliwą i sprawiedliwą. Ale widocznie choćby najwytrwalsi w końcu muszą postawić na siebie. Teraz właśnie stoję na tej granicy.

Kiedy poznałam Marcina, wydawał mi się idealnym mężczyzną. Troskliwy, opiekuńczy, z poczuciem humoru. Nie narzekał, nie mówił o problemach, zawsze był pozytywnie nastawiony. Chodziliśmy ze sobą nieco ponad rok, wynajmował mieszkania, czasem pokoje w hotelu. Myślałam, iż po prostu nie chce, żebym widziała bałagan w jego domu. Jakże się myliłam…

Ślub mieliśmy skromny – tylko urzędowy w USC. Marcin powiedział, iż nie chce wystawnych przyjęć, a ja nie miałam nic przeciwko. Pieniądze były nam bardziej potrzebne. Po USC pojechaliśmy tam, gdzie, jak mówił, „będziemy mieszkać razem”. I właśnie wtedy rozpoczął się mój osobisty horror. Bo w tym mieszkaniu nie czekała na nas romantyczna samotność… a Wanda Stanisławowa – moja teściowa. I, jak się okazało, to był dopiero początek.

Ta kobieta – jego matka – wkroczyła w nasze życie jak cień z przeszłości. Ma już prawie osiemdziesiąt lat, ale mimo wieku jest dziarska, szybka i, szczerze mówiąc, przebiegła. Biega po domu jak nakręcona, ale wystarczy coś zaproponować, a od razu jęczy, łapie się za serce i pada na kanapę z miną męczennicy. Mistrzowsko potrafi zamienić każdą rozmowę w manipulację.

Próbowałam rozmawiać z Marcinem. Może wynajmiemy coś oddzielnie? Tylko kiwał głową: „Co ty? Mama sobie nie poradzi. Jest starsza, boi się”. A ja? A my? Kiedy w sypialni wisi portret jej ojca, namalowany jak ikona, a za ścianą włącza „RMF Classic” na cały regulator i śpiewa „Hej, sokoły!” o szóstej rano?

Starałam się. Naprawdę. Dwa miesiące sprzątałam po niej kubki, znosiłam, iż przeszukuje moje ubrania w szafie, głośno komentuje moje stroje, potrawy, nawet… życie intymne. Pewnego dnia wróciłam z pracy, a ona od razu:

— Dlaczego taka blada? Marcin chyba się nie wysila, co?

Oniemiałam.

Aż pewnego dnia, przeglądając telefon, trafiłam na program o nowoczesnych domach opieki. Pensjonaty – jasne, przytulne, z opieką medyczną, wyżywieniem, zajęciami. Ludzie tam nie wegetują, ale żyją: malują, tańczą, rozmawiają. Zadzwoniłam, spytałam o ceny – i zamarłam. Miesięczny pobyt kosztuje tyle, co wynajem kawalerki w Warszawie. Wtedy właśnie wpadłam na pomysł.

Nie powiedziałam mężowi ani słowa. Po prostu załatwiłam wszystko. Teściowa początkowo protestowała – ale gdy zobaczyła parki, starsze panie w eleganckich szlafrokach i wieczorne koncerty, dała się przekonać. choćby rozkwitła – jakby odnalazła drugą młodość.

Teraz siedzę w pustym mieszkaniu i nie wiem, jak powiedzieć Marcinowi, iż jego matka od tygodnia mieszka w pensjonacie, gdzie otacza ją opieka, czystość i całe towarzystwo, w przeciwieństwie do mnie, która ledwo nie uciekła na dach.

Z jednej strony – strach. Z drugiej – ulga. Bo wreszcie mogę spać w nocy, chodzić po domu w szlafroku, włączyć ulubioną muzykę bez komentarzy, iż to „diabelskie granie”. Znów oddycham. Żyję.

Dzisiaj wieczorem mu wszystko powiem. Bo dalej będzie tylko gorzej. Albo zrozumie… albo zrozumiem, iż pomyliłam się nie tylko co do jego matki, ale i co do niego.

Idź do oryginalnego materiału