„Ty przecież jesteś idealnym mężem, Romanie”: jak jedno zdanie zniszczyło małżeństwo zbudowane na obojętności
Jagoda wróciła do domu z dwiema ciężkimi torbami w dłoniach. Zaledwie przekroczyła próg, z pokoju dobiegł głos męża:
— Już jesteś? A co, już szósta?
— Już siódma — odpowiedziała zmęczona, kierując się w stronę kuchni.
Na stole stały trzy filiżanki. To oznaczało, iż odwiedziła ją teściłę, prawdopodobnie w towarzystwie swojej siostry, Haliny. Jagoda choćby się nie zdziwiła. To stawało się nawykiem: wizyty bez zapowiedzi, komentarze o jej „niestosownych” nawykach, pełne osądu spojrzenia i ślady obcej obecności rozrzucone po kuchni.
— Gdzieś się tak długo włóczyła? Jestem głodny — rzucił Roman, nie odrywając wzroku od laptopa.
— Byłam w markecie. Żeby nakarmić waszą wysokość — odpowiedziała z przekąsem. — Ale adekwatnie muszę z tobą porozmawiać.
Milczał. Wtedy podeszła, obróciła jego fotel twarzą do siebie i spokojnie powiedziała:
— Musimy się rozwieźć.
Roman podniósł wzrok, zdezorientowany:
— Co? Dlaczego?
— Bo dłużej tak nie można.
— Jagoda, może najpierw zrobisz obiad, a potem pogadamy? Umieram z głodu.
— Nie. Porozmawiamy teraz.
— No przecież wiesz, nie piję, nie szwendam się po nocach, nie zdradzam. Siedzę w domu, pracuję. Zarabiam swoje, wystarcza. Nigdy cię o nic nie proszę. Czego ci brakuje?
Jagoda uśmiechnęła się ironicznie:
— Mieszkasz w moim mieszkaniu, nie płacisz czynszu, nie łożysz na rachunki — ja wszystko opłacam. Zakupy, sprzątanie, gotowanie — też ja. Pytanie: na co ci wystarcza twoich pieniędzy?
— No… kupiłem sobie sweter. Ściągnąłem aktualizację do gry. Czasem pomagam mamie i cioci Halinie — przelewam im trochę. To przecież normalne.
— Tak. Normalne. Tylko iż dziś rano włączyłam pranie i prosiłam cię, żebyś je rozwiesił — a ono wciąż jest w pralce.
— Bo miałem przerwę…
— Wiesz, zmiana aktywności to też odpoczynek.
— Ale ja się na tym nie znam. Mama z ciocią nigdy nie pozwalały mi zbliżać się do kuchni ani odkurzacza.
— Wiem. „Nie znasz się”. Bardzo wygodne, prawda? Słuchaj. Od dziś — jeżeli jesteś głodny, idź i ugotuj. Ja nic nie przygotuję. Dziewczyny zaprosiły mnie do kawiarni — wcześniej odmówiłam, ale zmieniłam zdanie. Powodzenia.
Jagoda wstała, rozwiesiła pranie, wskazała ręką kuchnię i wyszła. W kawiarni, przy kieliszku wina, zadzwonił jej telefon — numer teściowej. Wyłączyła dźwięk i odwróciła ekranem do dołu.
Gdy wróciła do domu, w mieszkaniu czekała już Róża Marianna.
— Jagoda! Co ty wyprawiasz?! Oszalałaś?! Rozwód?! Czy ty w ogóle rozumiesz, jakiego masz mężczyznę?! Takich dziś ze świecą szukać! Nie pije, nie zdradza, skarpetek po pokoju nie rzuca! Kobiety ci zazdroszczą!
Jagoda spokojnie na nią spojrzała:
— Mówi pani, jakby chwaliła tresowanego psa. Nie robi nic złego — to pani wymieniła. A czy może pani powiedzieć, co dobrego dla mnie robi?
— Pracuje.
— Ja też pracuję. Tyle iż oprócz tego sprzątam, pierzę, prasuję, gotuję, noszę ciężkie torby z zakupami, płacę rachunki – za siebie i za niego. A on co?
— Przecież daje ci prezenty! Wiem! Pomagam mu wybierać!
— Dziękuję. Teraz wiem, dlaczego na Nowy Rok dostałam wanienkę do stóp, a na urodziny wełniany szal.
— O złocie marzysz? — warknęła teściowa.
— Nie odmówiłabym voucheru do spa albo wyjazdu nad morze. Ale nie. Dostaję szal. I brak szacunku. I ciągłe „nie znam się”. Nie chcę już być jego mamą.
— No nie zna się. U nas w rodzinie mężczyźni się tym nie zajmują.
— Właśnie. Wychowaliście go na kogoś, kto będzie czekał, aż ktoś zrobi wszystko za niego. I jemu to pasuje. Mnie — nie.
— Może nie od razu rozwód? Naucz go…
— Przepraszam. Nie chcę uczyć dorosłego mężczyzny, jak być mężczyzną. Próbowałam. Półtora roku. Kończę. Teraz spakujemy jego rzeczy — i obie wrócicie tam, gdzie wam wygodnie. Nie jestem zła. Po prostu jestem zmęczona.
Pół godziny później pod domem czekała taksówka. Dwie torby, walizka. Roman szedł z tyłu, z laptopem pod pachą.
Jagoda zamknęła za nimi drzwi. Usiadła na kanapie. Głęboko westchnęła. ZapisOtworzyła okno i wpuściła do mieszkania pierwszy od dawna powiew świeżego powietrza.