Jak bardzo mnie denerwujesz!” — chciałam krzyknąć szwagierce. Ale się powstrzymałam. Tymczasem ona znowu przyszła z walizką na weekend…

polregion.pl 4 dni temu

„Ależ ty mi się już znudziłaś!” – chciałam krzyknąć na siostrę męża. Ale się powstrzymałam. A ona, jakby nigdy nic, znowu stanęła w progu z walizką na weekend…

Nazywam się Weronika, mam trzydzieści dziewięć lat. Z mężem, Bartkiem, jesteśmy razem od dwunastu lat. Mamy w miarę stabilne życie, rośnie nam syn, niby wszystko gra. Ale jest jedno „ale”, które od lat zatruwa mi życie. To jego siostra – Kasia.

Kasia jest osiem lat starsza od Bartka. Nigdy nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. Mieszka sama w domu naprzeciwko i… adekwatnie żyje też u nas. Nie przesadzam. Pojawia się w naszym mieszkaniu jak duch – cicho, natrętnie i codziennie. Czasem mam wrażenie, iż klucze do naszej klatki schodowej ma w torebce na stałe.

Na początku starałam się być uprzejma, choćby miła. No coż, siostra męża, rodzina. Myślałam sobie – przyjdzie, pogadamy, wypijemy herbatę i pójdzie. Ale ona przychodziła każdego wieczoru. I w weekendy. I na urlop. I na imprezy, na które zapraszaliśmy innych. choćby gdy byłam chora – i tak się pojawiała.

Kasia to człowiek bez hamulców. Zawsze ma coś do skomentowania: jak gotuję, jak wychowuję syna, jak się ubieram. Raz mówi, iż za cicho mówię, raz, iż za głośno się śmieję, raz, iż ciasto suche, raz, iż mieszkanie „nieidealnie posprzątane”. A przede wszystkim – ona nie prosi, ona rozkazuje. A ja to łykam. Bo nie lubię awantur. Bo Bartek mówi: „Werka, no wytrzymaj, przecież ona jest sama, poza nami – nikogo nie ma”.

Wytrzymywałam. Ale cierpliwość nie jest nieskończona.

Kasia pracuje jako księgowa w prywatnej firmie. Wraca z pracy wcześniej niż ja i… idzie do nas. Wracam – a ona już siedzi na kanapie, telewizor huczy, kot schował się pod łóżko. Syn w telefonie. A ona – jak u siebie. Zupa czeka. Albo częściej – ja czekam, aż ona skończy w łazience. Je z nami kolację, potem godzinami opowiada swoje „przygody” z urzędem skarbowym, których nikt nie słucha. A potem wychodzi. Czasem – zostaje na noc, bo „boi się sama podczas burzy” albo „w domu słabo grzeją kaloryfery”.

Gdy chcieliśmy gdzieś wyjechać – Kasia jechała z nami. I nieważne, iż marzyłam o weekendzie sam na sam z mężem. Nieważne, iż obiecał zabrać mnie nad morze na urodziny. Kasia była tam. W naszym pokoju. Spała na sąsiednim łóżku. I to wszystko – na koszt Bartka. A przecież zarabia nieźle, oszczędza, jak sama mówi, „na czarną godzinę”. Widocznie uważa, iż ta czarna godzina – to ja.

A mama Bartka – ta w ogóle uważa, iż jestem niewdzięczna. Że Kasia to przecież rodzina, iż jest sama i potrzebuje nas. I rozumiem, iż Kasia nie ma ani męża, ani dzieci. Ale dlaczego ja mam płacić za to swoim komfortem?

Raz powiedziałam Bartkowi otwarcie:

– Mam dość. Ona przekracza nasze granice. Jest wszędzie. To nie do zniesienia!

On tylko wzruszył ramionami:

– No i co mam zrobić? To moja siostra…

Ostatnio było już naprawdę źle. Poszliśmy z mężem do teatru – tylko we dwoje. Wymodliłam ten wieczór. Umówiłam się z koleżanką, żeby posiedziała z synem. Ledwo usiedliśmy na miejscach – telefon. Kasia.

– Gdzie jesteście? Dlaczego mnie nie wzięliście? Chcecie mnie odciąć od rodziny?! – wrzeszczała do słuchawki.

A dwa dni później – znowu była u nas. Z torbą. Z pidżamą. Z ulubionym serialem. Powiedziała: „Mam wolne weekendy, więc spędzę je z wami”.

Stałam w kuchni, trzymając się brzegu stołu. O mało nie krzyknęłam. Ale milczałam. A we mnie coś pękło.

Nie wiem, jak powiedzieć Bartkowi, iż już nie daję rady. Że potrzebuję domu bez trzeciego dorosłego. Bez niekończących się rad. Bez awantur. Bez Kasi.

I boję się, iż jeżeli nic się nie zmieni – w końcu będę musiała odejść. Żeby znów móc oddychać pełną piersią. Bo choćby miłość nie wytrzyma, kiedy między tobą a mężem – pozostało czyjeś życie. Zbyt głośne. Zbyt natrętne. Zbyt obce.

Idź do oryginalnego materiału