Jagnięcina na francuskim obrusie. Gicz jagnięcą gotowana kilka godzin

angora24.pl 1 tydzień temu

Na początek klasyczne dania. A zatem kotleciki. Najwspanialsze pochodzą z owiec wypasających się na łąkach pod Mont St. Michel w Normandii i w Pikardii. Po odpływie ocean oddala się na kilkaset metrów od brzegu, a w niektórych miejscach choćby na wiele kilometrów, opuszczając dno, po którym można spacerować, ciesząc oczy tęczą pastelowych barw. Gdy ocean się wycofa, to pozostawia po sobie ślady – sól morską osadzoną na źdźbłach traw. Te z apetytem pałaszują przeurocze owieczki. Tutejsza rasa owiec ma czarne nóżki i łebek, a resztę sierści białą. Bez tych owiec nie można sobie wyobrazić majestatycznego, wzniesionego na skale strzelistego gmachu klasztoru Mont St. Michel ani malowniczego ujścia rzeki Sommy do morza. Rzeka znana jest z największej i jednej z najbardziej krwawych bitew pierwszej wojny światowej, kiedy to tysiące ludzi zginęło w walce o przesunięcie linii frontu. Po czterech miesiącach zaciętych starć alianci zdołali przesunąć front o 12 km w głąb pozycji wroga. Ten rejon przyciąga zarówno wielbicieli przyrody, którzy podglądają foki tłumnie wylegujące się na plażach, jak i smakoszy, którym kojarzy się z owocami morza i przede wszystkim jagnięciną w gęstym, zredukowanym sosie, podawaną na purée ziemniaczanym, udekorowaną świeżo tartą w pasemka marchewką i sosem.

Wyśmienite jadło. Na Wielkanoc chętnie podaje się gigot, czyli gicz jagnięcą gotowaną siedem godzin. Z cebulą, selerem, porem, z kilkoma pomidorkami, z plastrami boczku, tymiankiem, listkiem laurowym. Całość podlewa się bulionem z kury, maderą i calvadosem. Można gicz przygotować w… sianie lub w fasoli. Alternatywą jest łopatka jagnięca faszerowana szpinakiem, ziołami z musztardą, z dodatkiem czosnku i madery.

Nowe trendy

Uroczysty posiłek, szczególnie ten świąteczny, zgodnie z francuskim kanonem powinien składać się z kilku etapów. O szczegółach przy innej okazji, a dzisiaj tylko w skrócie, bo skupimy się na najważniejszych punktach. A zatem aperitif. Apéro. Przystawka. No i teraz w zależności od pory dnia albo brunch, albo główny posiłek aż do deseru. A zatem na przystawkę możemy podać tartę na „słono” (nie jest wcale słona, to tylko semantyczne przeciwieństwo „słodkiej”) z pomidorkami koktajlowymi typu wiśniowego. Są kwaskowe i tego mniej więcej kształtu i koloru jak dojrzałe, ciemne wiśnie. Szykujemy pocięte w paski kawałki świnki, mogą być też cienkie żeberka z prosięcia, zasmażane w sosie sojowym i w syropie klonowym. Mięso układamy na tartę, na którą wcześniej kładziemy zeszkloną cebulę, posiekane wiórki zimnego masła niesolonego i właśnie morską sól. Następnie krem szparagowy z jajkiem, szynka z pieca w miodzie z przyprawami, a do tego jagnięcina w sosie ziołowym, ewentualnie smażona z morelami i podawana z kaszą. Dalej plasterki dorsza faszerowane też plasterkami ziemniaków i ogórka czy szparagi z zapiekanym boczkiem i tartym serem. A na deser torcik czekoladowy z kremem chantillly, polany karmelem. No i szampan. Moet et Chandon – szampańska klasyka.

Idź do oryginalnego materiału