Mamy taką paczkę znajomych, z którą regularnie spotykamy się na wszystkie urodziny. Tym razem urodziny obchodziła Irena. Wszyscy przyszli, tylko Grzegorz z żoną Nadzieją się nie pojawili. Pytam Irenę – co się stało, czemu ich nie ma?
I Irena mówi:
„Zaprosiłam wszystkich, ale jak pomyślałam, iż przyjdzie Nadzieja z mężem, to zaczęłam się zastanawiać – ile tych kanapek z kawiorem trzeba zrobić? Jakby przyszła sama, to wiadomo – jedna osoba, jeden kawałek. A ja przecież nie kupuję jakiegoś podrabianego, tylko prawdziwy kawior! Jak już świętować, to z rozmachem! Ale jak Grzesiek przyjdzie, to on sam zje za trzech…
Nie zna umiaru. Zawsze głodny. Siedzi i tylko patrzy, żeby coś dołożyć na talerz. A je tak, jakby w domu nie miał lodówki. A jak wychodzi, to zawsze prosi, żeby mu coś na wynos zawinąć. I to nie pierwszy raz!
Ostatnim razem zjadł aż trzy kanapki! Nic bym nie mówiła, ale przez to Marzena i Lesia nic nie dostały. Musiałam się tłumaczyć i dawać im więcej sałatki, a to przecież też kosztuje! Bo przecież kiedyś to było jasne – ilu gości, tyle kanapek. I wszyscy wiedzieli, iż nie wypada więcej brać.
A teraz? Niby prezenty przynoszą, ale jak się podliczy, to człowiekowi się płakać chce. Nic się nie zwraca. I jeszcze metki zostawiają – prezent za 10 zł, a jedzenia wciągną za stówkę. I te ich buzie pełne kanapek, jakby jutra miało nie być!
No i co z tym zrobić? Nie zaprosić – głupio, bo to przecież znajomi. A zaprosić – to potem człowiek żałuje. Za każdym razem to samo! I tak myślałam, jakby tu Nadziei wcześniej delikatnie zasugerować… I wymyśliłam! Zadzwoniłam i mówię:
– Nadziu, a przyjdziesz z Grzesiem?
Ona mówi:
– Tak, razem przyjdziemy.
No to zebrałam się na odwagę i mówię:
– Kochana, nie obraź się, ale mogłabyś go trochę nakarmić przed wyjściem? Bo on u mnie je jak koń, a jakoś u siebie w domu już nie bardzo.
Zapadła cisza… Potem się rozłączyła. Obraziła się. No trudno – ona gwałtownie się odobraża. Ale na imprezie się nie pojawili. Trochę żal, ale z drugiej strony – więcej kanapek zostało, wszyscy byli zadowoleni.
Słuchałam tego i nic nie mówiłam, ale pomyślałam sobie – co musi się dziać w człowieku, żeby żałować komuś jednej kanapki? Przecież nie przychodzimy po to, żeby się najeść, tylko żeby pobyć razem, porozmawiać. To przecież najcenniejsze.
I chyba lepiej mieć więcej przyjaciół niż więcej kanapek. choćby z czerwonym kawiorem.