Głupie powody, dla których ludzie wchodzą w relacje…

tomeknawrocki.pl 1 rok temu

Miłość jest głupia. Często to słyszę. Zupełnie tak samo często słyszę, iż miłości nie ma. Najczęściej słyszę, iż miłość boli.
Trzy zdania. Trzy opinie.
Miłość jest cudowna sama w sobie. Miłość jest, choćby jeżeli w nią nie wierzysz. Miłość nie boli, miłość uskrzydla, krzywdzą ludzie.
To moje zdanie.

Bycie z kimś jest przepięknym doświadczeniem. Pierwsze spotkania, spojrzenia, narastające napięcie, kiedy czujesz, iż chcesz tego człowieka mieć w życiu więcej i więcej. Oczekiwanie na kolejne spotkanie. Śladowe ilości rodzącej się tęsknoty. Rozkwitające pożądanie.
Znasz to?
Każdy, kto tego doświadczył, z czasem potrafi podać miliony powodów, dlaczego warto być z drugim człowiekiem.
Powody są ważne. Osobiście uważam, iż z racji tego, iż każdy z nas jest osobną i niezależną jednostką, to kiedy spotyka na swojej drodze podobną osobę, to relacja, jaką tworzą, powinna coś wzajemnie wnosić do ich życia. Plus i plus dają potęgę plusów.

Jednak, żeby nie było tak kolorowo, są również powody, które nigdy nie powinny warunkować tego, iż wchodzi się z kimś w relację. To są złe powody, to są powody, które już na samym starcie świadczą o tym, iż nie wyjdzie…

Numer jeden – mój ulubiony, jeżeli mogę tak go nazwać.

Zaczyna się zwykle od zdania „nie potrafię być sam/sama dosyć długo”. Takie osoby potrafią mieć więcej relacji, chujowych relacji w ciągu roku niż ja miałem przez trzydzieści trzy lata życia…
Dlaczego ten powód jest zły i jest na pierwszym miejscu?
Bo problem nie jest zakorzeniony w tym, z kim chcesz być, problemem nie jest miłość. Problemem jest w osobie, która nie potrafi żyć w pojedynkę, nie potrafi się dogadać ze sobą, nie wytrzymuje i nie wie, co ze sobą zrobić, kiedy nie ma drugiego człowieka.
Uświadomienie sobie, iż bez umiejętności życia samemu, akceptacji siebie, zrozumienia siebie, nigdy nie będzie się w stanie, stworzyć niczego z drugą osobą jest kluczowe.
Takie podejście rodzi uzależnienia od drugiego człowieka, takie podejście jest wynikiem niskie poczucia własnej wartości.
Zatem najpierw zbuduj siebie, żeby zbudować coś z kimś we dwoje.
Brutalniej?
Jeśli osoba, którą spotykasz, jest dla Ciebie zjawiskiem 100 na 100, a Ty masz o sobie mniemanie na poziomie 0. To choćby 100 mnożąc przez 0, zawsze w ostatecznym rozrachunku pozostanie zerem…
Wybacz, ale tak jest…

Numer dwa – prawie ulubiony.

To przeświadczenie, iż drugi człowiek jest niezbędny do szczęścia. To trochę nawiązuje do punktu pierwszego, ale różni się tym, iż może i taki człowiek potrafi żyć ze sobą, jednak upatruje w relacji gwarancji szczęścia. A to błąd. Relacje są cudowne, jeżeli tworzy się je we dwoje, ale najpierw szczęście trzeba odnaleźć w sobie.
Wówczas moje szczęście, Twoje szczęście daje nasze szczęście. Zakładając, iż druga osoba jest pewniakiem na Twojej drodze do szczęścia, zrzucasz z siebie odpowiedzialność za własne życie, rzucasz na drugą osobę presję tego, iż ma Cię uszczęśliwić, a uwierz mi, nikt nie chce na siłę cały czas kogoś ciągnąć.

Numer trzy – bo tak trzeba…

Serio? To będzie krótki punkt. Wchodzisz w relację, bo czujesz ciśnienie i presję, jak na Lewandowskim w kwestii strzelania goli, więc obniżasz swoje oczekiwania do minimum i wchodzisz w relację z pierwszą lepszą osobą, bo przecież wszyscy już kogoś mają, rodzice gadają, a ja ciągle sam/sama i to już głupio wygląda.
Porzuć takie myślenie… Przestań słuchać innych, słuchaj siebie i nie szukaj na siłę.

Numer cztery – chcę lepszego życia, bo seks jest zajebisty, bo muszę się wyrwać…
Trzy powody chuja warte. jeżeli opierasz relację na sprawach materialnych, na fizyczności, na tym, iż ktoś ma zmienić Twoje życie, które jest słabe, to przegrywasz na starcie. Może i te powody są, gdzieś istotne, ale nie są kluczowe. Opierając relację na nich, to trochę tak, jakby budować zamek z piasku chwilę przed nadejściem tsunami, mając nadzieję, iż zamek wytrzyma…

Numer pięć – miłość zawsze wygrywa.

I tutaj powiem Ci, iż nie zawsze… Spotykasz kogoś, zakładasz różowe okulary i coś się święci tak, iż „wszyscy święci balują w niebie”, kiedy idziecie razem przez miasto, ale…
No właśnie… Jesteście zakochani, zapatrzeni, ale równocześnie ignorujecie setki rzeczy, które Wam w sobie przeszkadzają. Machacie na to ręką, bo samo się ułoży, ktoś się zmieni, dotrzecie się…
NIE!
Jeśli coś Cię wkurwia w danym człowieku na samym początku, to kiedy zakochanie minie, pojawi się miłość, to uwierz mi, iż z czasem będzie wkurwiać tak samo, jak nie bardziej. Miłość to setki drobnych gestów, miliony słów, podobnych wartości.
Zgrzyty początkowe z czasem tylko się pogłębiają.
Pamiętaj, nie jesteś z kimś tylko po to, żeby go do siebie dopasowywać. To powinno współgrać od samego początku, jeżeli tak nie jest…
Wybacz, czasem trzeba odpuścić…

Ja wiem, iż może wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale uważam, iż relacje tworzy się dlatego, iż się chce być ze sobą, a nie, iż się czuje potrzebę bycia ze sobą. Potrzeba wynika z braku czegoś, co chcemy uzupełnić drugim człowiekiem, natomiast chęć bycia z kimś, to sygnał w stylu „daję sobie świetnie radę, ale z Tobą jest fajniej”…

Idź do oryginalnego materiału