Mam już 75 lat, a mój syn, Piotr, ma 53 lata i w ogóle nie chce pracować. Siedzi na moim utrzymaniu i żyje tylko z mojej emerytury. Z pracy zwolnił się ponad 10 lat temu, tłumacząc, iż to nie dla niego. Teraz całymi dniami leży na kanapie i ogląda telewizję.
O żonie i dzieciach nie ma choćby mowy. On nie potrafi zadbać o siebie, nie mówiąc już o utrzymywaniu rodziny. Teraz to ja go dźwigam na swoich barkach i wydaję emeryturę nie na wnuki, ale na mojego syna, który sam już prawie jest w wieku emerytalnym.
Głęboko w duszy jest mi bardzo przykro, iż wszystkie moje koleżanki są już babciami, dawno zajmują się swoimi wnukami, a ja wciąż opiekuję się tylko swoim synem. A przecież marzę o dużej, zgranej rodzinie, gdzie mam synową i wnuki, które jedno po drugim przybiegają w odwiedziny. Mimo wszystko przez cały czas mam nadzieję, iż mój syn zrozumie, iż nie można leżeć na kanapie i prosić mamę, żeby kupiła mu za swoje pieniądze piwo. Mam nadzieję, iż w końcu pójdzie do pracy, założy rodzinę i zacznie cieszyć się każdym dniem spędzonym z nią.
Nie rozumiem, co zrobiłam źle w wychowaniu mojego syna. Wydaje mi się, iż wychowywałam go na bardzo dobrego, uprzejmego i grzecznego chłopca. I rzeczywiście taki był, dopóki 10 lat temu nie zdecydował się rzucić pracy i przeprowadzić się do mnie. Może coś wydarzyło się w jego życiu osobistym, ale nigdy mi o tym nie opowiedział. Już nie wiem, co myśleć, bo przecież nie o takiej starości marzyłam.