Gdzie znaleźć pomoc dla mojej starszej matki?

newsempire24.com 3 dni temu

Nie mogę już dłużej. Gdzie mogę oddać moją starzejącą się matkę?

Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Na początku wydawało się, iż dam radę. Że to tylko trudny okres, iż miłość i cierpliwość wystarczą. Ale teraz stoję na krawędzi. Emocjonalnie, fizycznie, moralnie. Może ktoś mnie osądzi za te słowa. A ktoś inny zrozumie, bo sam przez to przeszedł. Chcę opowiedzieć moją historię — nie dla usprawiedliwienia, tylko po to, by wyrzucić to z siebie.

Nazywam się Grażyna, jestem drugą córką w rodzinie. Mam starszego brata, jest ode mnie trzy lata starszy. Mama urodziła nas w dojrzałym wieku: brata — gdy miała czterdzieści dwa lata, mnie — czterdzieści pięć. Rodzice długo nie mogli mieć dzieci, więc kiedy w końcu się udało, traktowała nas jak cud. Byliśmy dla niej sensem życia. I choć różniła się wiekiem od innych matek, dawała nam wszystko — troskę, ciepło, wykształcenie.

Gdy miałam siedemnaście lat, zmarł tata. Dla mnie i brata to był zagubienie, ale dla mamy — koniec świata. Ledwo się pozbierała, a ja, jak mogłam, starałam się ją wspierać. Brat wyjechał na studia, później do Kanady — pracować, robić karierę, zakładać rodzinę. Zostałyśmy we dwie. Ja — i mama.

Minęło wiele lat. Teraz mama ma siedemdziesiąt osiem. I wciąż jestem przy niej. Tyle iż teraz to już nie tylko mama. To osoba wymagająca stałej opieki. Praktycznie całodobowej. A ja nie daję rady.

Mama zapomina najprostsze rzeczy. Zostawia włączone żelazko, nie gasi kuchenki, wkłada czajnik do lodówki, a mleko do szafki. Mówiłam już tysiąc razy, żeby mi nie pomagała — sama wszystko zrobię. Ale ona i tak próbuje — z dobroci, z przyzwyczajenia, z chęci bycia potrzebną. Tylko iż to bardziej przeszkadza niż pomaga. A ja nie potrafię powiedzieć: “Mamo, nie rób tego”, bo widzę, jak ją to boli, iż stała się bezradna.

Najgorsze wydarzyło się niedawno. Mama wyszła i nie wróciła. Zapomniała, dokąd idzie. Zapomniała, gdzie mieszka. Szukałyśmy jej ponad trzy godziny. Dzwoniłam do znajomych, przeszukałam okolicę, prawie oszalałam. Znalazłam ją przypadkiem — koleżanka zauważyła ją na drugim końcu Wrocławia i zadzwoniła. Mama była zagubiona, zmarznięta, przestraszona. A ja — wykończona, złamana, pusta.

I to nie jest wyjątek. To już normalność. Ciągłe napięcie. Ciągły strach, iż coś się stanie. Ciągła odpowiedzialność. Nie mogę odpocząć ani na chwilę. Budzę się w nocy na każdy szelest. Nie wyjeżdżam nigdzie. Nie żyję — wegetuję. Już nie jestem córką — jestem pielęgniarką. I to mnie powoli, ale nieubłaganie niszczy.

A przecież ja też mam rodzinę. Męża, dzieci, wnuki. Kocham ich, dla nich żyłam. Ale teraz na moich barkach jest mama. I czuję, jak słabnę. Jestem zmęczona. Wypalona. Płaczę w nocy, bo nie wiem, co dalej.

Nawet nie umiem głośno powiedzieć: “Gdzie mogę oddać mamę?” Samo to słowo — “oddać” — brzmi jak zdrada. Jakbym nie była córką, tylko obcą osobą. Ale przecież są domy opieki. Są ośrodki z całodobową pomocą. Dlaczego nie mogę o tym pomyśleć bez poczucia winy?

Bo tak nas wychowano. Bo matka — to świętość. Bo ona mnie urodziła, wychowała, chroniła. A teraz mój obowiązek — być przy niej. Ale obowiązek to nie wyrok. Nie krzyż. A ja czuję, jakby mi na szyję włożono kamień i kazano: “Noś, aż padniesz.”

Brat pomaga finansowo, dzwoni, współczuje. Ale on jest za oceanem. Nie widzi, jak mama płacze w nocy, jak gubi się we własnym mieszkaniu, jak myli mnie z babcią. Nie biega po osiedlu w panice, gdy nie wraca ze sklepu. Nie zbiera zastawy, którą upuściła. On żyje spokojnie. A ja — tu. W tym domu. W tym zaklętym kręgu.

Nie wiem, co robić. Chcę tylko oddychać. Chcę się obudzić bez lęku. Chcę pojechać do córki bez strachu, iż mama podpali mieszkanie. Nie proszę o wiele. Chcę odrobinę życia. Odrobinę ciszy. Odrobinę siebie.

Może ktoś mnie potępi. Powie, iż jestem nieludzką córką. Że matkę trzeba nosić na rękach do końca. Ale niech najpierw sam tak przeżyje rok, dwa, pięć. A potem niech powie, jak to jest — być żywym człowiekiem, ale nie mieć prawa do odpoczynku.

Nie chcę się mama wyrzekać. Chcę, żeby było jej dobrze. Żeby ktoś się nią zajął, żeby była bezpieczna. Chcę ją kochać, a nie bać się o nią. Ale teraz — po prostu nie dam rady. A jeżeli jest miejsce, gdzie będzie szczęśliwsza, gdzie ktoś jej pomoże, gdzie będzie pod opieką — może warto o tym pomyśleć?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale już dłużej tak nie mogę.

Idź do oryginalnego materiału