– Gdzie jesteś? Dlaczego nie ma twoich rzeczy w domu? – głos Artura był pełen gniewu.

przytulnosc.pl 4 godzin temu

– Lucyno, dlaczego tak źle umyłaś podłogę? – rozległ się głos Wiktorii.

– Przecież myłam wszędzie dopiero rano – dziewczyna pospieszyła do kuchni.

– Tutaj jest brudno! – Wiktoria wskazała palcem na niewidoczną plamę na podłodze. – Idź i umyj jeszcze raz!

Lucyna bardzo chciała zaprotestować i powiedzieć, iż tego nie zrobi. Ale wiedziała, iż znów będzie musiała wysłuchać półgodzinnego wykładu o tym, iż zupełnie się rozpuściła i zapomniała o swoim miejscu.

Mieszkanie należało do teściowej, i ta lubiła o tym przypominać. Arturowi wszystko odpowiadało, bo nikt mu nic nie mówił. Wiktoria nie lubiła tylko swojej synowej. Lucyna początkowo próbowała nawiązać z nią relacje i ustępowała kobiecie. Później jednak zrozumiała, iż to bez sensu.

Kiedy Lucyna myła podłogę, do kuchni przybiegła jej kotka Marysia. Lucyna znalazła ją na ulicy, gdy była jeszcze malutka i chora, i odchowała ją. Z chudego, wychudzonego kociaka Marysia przemieniła się w piękną kotkę z puszystym futrem i mądrymi oczami.

Ale Wiktoria nie lubiła zwierząt w ogóle i cały czas krzyczała na synową za to, iż ta przytaszczyła do domu „siedlisko zarazków”.

– Marysiu, moja kochana – Lucyna oderwała się od podłogi i pogłaskała puszystą ulubienicę.

Wiktoria zajrzała do kuchni, niezadowolona zmarszczyła brwi na widok kota i rzuciła:

– Idę do domu, a ty tu kończ!

Lucyna skinęła głową i po prostu czekała, aż teściowa wyjdzie. Nie zamierzała domywać podłogi. Dziewczyna bawiła się z kotem, gdy z przedpokoju usłyszała krzyk.

– Ach ty… – Wiktoria głośno zaklęła.

Lucyna spochmurniała, słysząc coś o kocie, i wstała. Do kuchni wpadła rozwścieczona teściowa i wskazała palcem na kota.

– Puść mnie! – Wiktoria próbowała dostać się do Marysi, ale Lucyna zasłoniła kota i pokręciła głową.

– Ona zniszczyła moje buty! Nie powinno jej być w tym domu! jeżeli przyjdę i zobaczę to zwierzę, sama je wyrzucę!

Po tej gniewnej tyradzie Wiktoria wyleciała z kuchni i w przedpokoju znów zaczęła krzyczeć.

Lucyna rozumiała, iż teściowa nie żartuje. Po raz pierwszy widziała ją w takim stanie. Oczywiście, Wiktoria wcześniej też się kłóciła, ale tak mocno po raz pierwszy.

Dziewczyna nie chciała pozbywać się Marysi, bo ta była już członkiem ich małej rodziny. Marysia ufała jej, a Lucyna nie mogła jej zdradzić.

Lucyna z trudem doczekała się wieczora i powrotu męża z pracy. Artur też już wszystko wiedział. Najwyraźniej jego matka opisała wszystko w żywych barwach. Teraz chłopak był zły i, wchodząc do domu, od progu zaczął strofować żonę.

– Nie możesz pilnować kota? Dlaczego to zwierzę niszczy rzeczy mojej matki?

Te słowa Artur wyraźnie mówił nie od siebie. Nigdy tak nie nazywał Marysi. Choć nie kochał jej tak jak Lucyna, to też potrafił pobawić się z kotką i ją nakarmić.

– Arturze, uspokój się! – Lucyna rzuciła zmęczone spojrzenie na męża.

Przyzwyczaiła się, iż przy każdej kłótni staje po stronie matki. Ale teraz bardzo potrzebowała jego wsparcia i z jakiegoś powodu miała nadzieję, iż Artur będzie przeciwny pozbyciu się Marysi.

– Lucynko, jestem spokojny! – chłopak przeszedł do kuchni i usiadł na krześle. – Co się w ogóle stało?

– No, twoja mama znów zaczęła na mnie krzyczeć, iż źle umyłam podłogę. Choć to nieprawda! Ale poszłam umyć jeszcze raz, żeby tylko się uspokoiła. A Marysia usłyszała jej krzyki i tak się za mnie zemściła.

– Niszcząc buty mamy?

Artur ciężko westchnął, potem zerknął na kotkę, która w tym momencie weszła do kuchni.

– Marysiu, będziemy musieli się z tobą pożegnać – powiedział, a Lucyna drgnęła.

– Arturze, chyba żartujesz? Nie oddam Marysi! Jest moja!

– Lucyno, nie rozumiesz, iż to mieszkanie mamy? Tylko ona ma prawo decydować, kto tu będzie mieszkał, a kto nie!

– Nie oddam Marysi! – powtórzyła Lucyna, prawie płacząc.

– Gdzie się podziejesz? – Artur zaczął się złościć. – Lucyno, nie masz wyboru! Powiedziano ci, żebyś oddała kota – oddasz go i zapomnisz o nim! Jasne?!

Lucyna opuściła wzrok na kota, który otarł się o jej nogi, potem usiadł i wiernie spojrzał jej w oczy. Dziewczyna nie mogła pozbyć się myśli, iż zdradzi Marysię, jeżeli odda ją do schroniska. Kot ją kochał i od dawna był częścią jej życia.

– Odejdzę razem z nią – powiedziała cicho Lucyna.

Artur najpierw się przestraszył, ale potem krótko się roześmiał i rzucił:

– Lucynko, nie wygłupiaj się! Lepiej daj szybciej kolację! Odejdziesz…

Lucyna automatycznie postawiła wszystko na stół i sama usiadła ze smutnym wyrazem twarzy. Artur spojrzał uważnie na żonę, westchnął, myśląc, iż żona przejmuje się z byle powodu, i powiedział:

– Lucynko, nie martw się! Możemy wziąć żółwia albo rybki. One na pewno nie nasikają mamie do butów. A Marysię oddaj do schroniska.

– Jak chcesz – odpowiedziała Lucyna, w której głowie szalały myśli, gdy obmyślała plan działania.

Artur skinął z zadowoleniem, ciesząc się, iż żona gwałtownie się pogodziła i nie protestuje. Zresztą niczego innego nie oczekiwał. Artur był przekonany, iż jego Lucyna to posłuszna i cicha dziewczyna, która przestraszy się życia bez niego.

– Jutro pójdź, proszę, do schroniska i oddaj kota – powiedział po cichej kolacji.

– Dobrze – Lucyna skinęła głową, nie wdając się choćby w dyskusję.

Na jutro miała inne plany, tylko Artur nie musiał o nich wiedzieć. Po raz kolejny ucieszyła się, iż pracuje zdalnie. Kiedyś ją to martwiło. Że rzadko bywa wśród ludzi i czasem trudno się skupić na zadaniach. Ale Lucyna gwałtownie wciągnęła się w taką pracę i znalazła w niej wiele plusów.

Rano Artur był zamyślony, widział, iż z Lucyną coś się dzieje. Ale pomyślał, iż po prostu jest smutna z powodu kota, i nie chciał jej niepokoić. Tylko objął na pożegnanie i szepnął:

– Wszystko będzie dobrze, Lucynko.

– Tak, Arturze, masz rację – Lucyna wiedziała, iż ich „dobrze” różni się od siebie.

Zamykając za mężem drzwi, poszła do sypialni i zaczęła pakować swoje rzeczy. Dziewczyna wiedziała, iż musi się spieszyć i nie chciała zostać w tym domu ani minuty dłużej.

Lucyna już umówiła się z przyjaciółką, iż ta ją przygarnie na kilka dni. Lucynie się poszczęściło, bo Ola nie miała nic przeciwko zwierzętom. Dziewczyna planowała spędzić kilka dni u Oli, żeby załatwić sprawy w mieście. Potem chciała wyjechać do swojego rodzinnego miasta, gdzie mieszkali jej rodzice.

Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki Artur nie wrócił wieczorem do domu. Lucyna choćby nie zostawiła mu kartki, wiedząc, iż i tak będzie do niej dzwonił. A na kartce nie dałoby się zmieścić całego bólu i żalu.

– Gdzie jesteś? Dlaczego nie ma twoich rzeczy w domu? – głos Artura był pełen gniewu. Przywykł, iż żona czeka na niego w domu.

– Odeszłam od ciebie – powiedziała dziewczyna niewzruszonym tonem.

– Co znaczy „odeszłaś”? Dokąd? – chłopak zdziwił się, ale potem złośliwie zapytał: – To przez twojego kota?

– Arturze, to przez takie życie! Mam dość! Twoja mama cały czas mnie obraża, a tobie wszystko jedno! Sam też na mnie krzyczysz! I to bez powodu. I nie zamierzam pozbywać się Marysi. Łatwiej mi pozbyć się ciebie i twojej mamusi!

– To tak teraz mówisz? – w głosie Artura zabrzmiały groźne nuty. – Daję ci jeden dzień, żebyś wróciła. jeżeli nie przyjdziesz jutro, miej pretensje do siebie!

– Arturze, nie wrócę do ciebie! Nigdy… Złożyłam już pozew o rozwód.

Artur osłupiał, nie spodziewał się tego po swojej spokojnej żonie. Chłopak nie pomyślał, iż wszystko ma swoje granice, w tym cierpliwość jego Lucyny.

– Lucynko, to przez kota tak? No, niech zostanie – jego ton zmienił się na błagalny. – Tylko wróć! Przecież cię kocham!

Lucyna przez chwilę się zastanowiła, ale potem pomyślała, iż to tylko słowa. W rzeczywistości jej mąż pokazywał coś zupełnie innego – krzyki, obelgi i ignorowanie jej problemów.

– Arturze, nie wierzę ci i nie kocham cię już. Sam wszystko zepsułeś. Żegnaj!

Odłożyła słuchawkę i ze westchnieniem spojrzała na przyjaciółkę. Ola siedziała naprzeciw niej i współczująco kręciła głową.

– Przecież dawno ci mówiłam: „Odejdź od niego”. Twój Artur to z tych mężczyzn, którzy bardziej cenią i słuchają matki niż żony. Rozumiem, iż matkę trzeba kochać, ale trzeba umieć się od niej odciąć i nie omawiać z nią swojej żony.

Lucyna smutno skinęła głową, potem pogłaskała Marysię leżącą na jej kolanach.

– Przecież powiedziałam prawdę, Marysia jest dla mnie ważniejsza niż jego mama. Wiktoria tylko na mnie krzyczy i mnie nienawidzi. A moja Marysia jest mądrzejsza od niej. Zresztą Artur jest zbyt skupiony na matce. Mam dość takiego życia.

Ola uśmiechnęła się i mrugnęła do przyjaciółki:

– Nie martw się! Marysia zemściła się za was obie.

Dziewczyny zachichotały, a na duszy Lucyny zrobiło się trochę lżej. Wiedziała, iż dokonała adekwatnego wyboru, odchodząc od męża. Zarabiała nieźle i mogła się utrzymać.

A żyć z nielubianym mężczyzną, znosząc drwiny jego matki, byłoby bardzo głupio. Oczywiście, jakieś uczucia do Artura jeszcze pozostały, ale to nie była miłość, a raczej przyzwyczajenie, od którego można się łatwo odzwyczaić.

Artur oddzwonił dosłownie po godzinie, był w stanie nietrzeźwym i prawie płakał.

– Lucynko, moja kochana, wróć! Jak ja będę żył bez ciebie? Jesteś mi potrzebna! Wróć… Wszystko będzie inaczej!

Lucyna przez kilka minut słuchała go, potem cicho powiedziała:

– Arturze, przepraszam, ale ci nie wierzę. Gdybyś wcześniej się opamiętał i przestał słuchać swojej matki, zostałabym. Ale teraz jest za późno, by coś zmieniać. Jestem już daleko i nie wrócę do ciebie.

To było kłamstwo, ale Lucyna wiedziała, iż jeżeli powie prawdę, mąż nie da jej spokoju.

– Wyjechałaś? Dokąd?

– Nie mogę ci powiedzieć, Arturze. Już nie dzwoń do mnie! Znajdź sobie inną dziewczynę i rada ode mnie: „Nie stawaj więcej po stronie matki”. To może się dla ciebie źle skończyć.

– Ale przecież to moja matka!

– I co z tego? To nie znaczy, iż jej słowo to prawo! To wszystko, Arturze, wszystkiego dobrego!

Lucyna odłożyła słuchawkę i dodała numer męża do czarnej listy. Nie zamierzała już z nim rozmawiać. Teraz miała nowe życie. I nie było w nim miejsca dla Artura i Wiktorii. Ta para pozostała w przeszłości.

Idź do oryginalnego materiału