Mój wnuczek niedawno obchodził urodziny — skończył dziesięć lat, okrągłą datę. Z wyprzedzeniem wybrałam prezent, który wydawał mi się idealny na tę okazję. Było to duże pudełko z klockami, o których od dawna marzył. W wyznaczony dzień ubrałam się w moją najlepszą sukienkę i ruszyłam do ich domu. Gdy podeszłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek, po chwili usłyszałam szybkie kroki.
— Wejdź do kuchni, mamo — powiedziała moja córka, otwierając drzwi. Jej głos brzmiał ciepło, ale z lekką nutą zmęczenia, jakby cały dzień przygotowywała przyjęcie. — Pamiętasz, jak nazywa się nasz solenizant?
Uśmiechnęłam się, przekraczając próg. Oczywiście pamiętałam, iż mój wnuczek ma na imię Jakub. Ale zamiast odpowiedzi tylko skinęłam głową, trzymając w rękach jaskrawo zapakowaną paczkę. W kuchni stół był już nakryty: kolorowe talerze, serwetki z bajkowymi postaciami i wielki tort z dziesięcioma świeczkami czekający na swoją chwilę. Jakub siedział na czele stołu, promieniejąc z radości. Jego koledzy, równie rozbrykani dziesięciolatkowie, hałaśliwie dyskutowali, przerywając sobie nawzajem.
— Babciu, to ty? — zawołał Jakub, gdy mnie zobaczył. Podbiegł, przytulił się, a potem z ciekawością wpatrywał się w pudełko w moich dłoniach. — To dla mnie?
— Oczywiście, iż dla ciebie, kochanie — odparłam, wręczając mu prezent. — Otwieraj, nie czekaj!
Chłopiec z zachwytem rozerwał opakowanie, a jego oczy rozbłysły na widok klocków. Dzieci natychmiast go otoczyły, przyglądając się pudełku i przepychając się, by podpowiedzieć, co można zbudować. Patrzyłam na ten harmider i czułam, jak serce wypełnia się ciepłem. Nie ma nic piękniejszego niż euforia dziecka, zwłaszcza w taki dzień.
Moja córka, którą w myślach nazywałam Magdą, podeszła do mnie i cicho szepnęła:
— Dziękuję, mamo. Zawsze wiesz, jak go ucieszyć.
Wzruszyłam tylko ramionami, jakby to było oczywiste. Ale w głębi duszy długo zastanawiałam się, co wybrać. Dziesięć lat to już nie zwykłe dziecięce święto — to wiek, w którym dziecko zaczyna czuć się niemal dorosłe. Chciałam, by prezent nie był tylko zabawką, ale czymś, co zostanie w pamięci.
Przyjęcie trwało. Dzieci bawiły się, śmiały, aż nadszedł moment zdmuchiwania świeczek. Jakub zamknął oczy, pomyślał życzenie, głęboko nabrał powietrza i jednym dmuchnięciem zgasił wszystkie dziesięć płomyków. Goście zaczęli klaskać, a Magda kroiła tort, częstując każdego kawałkiem. Siedziałam z boku, obserwując tę radosną zawieruchę, i myślałam o tym, jak gwałtownie mija czas. Wydawało się, iż wczoraj Jakub był jeszcze malutki, a teraz to już prawie dorosły chłopak, z własnymi pasjami i marzeniami.
Gdy tort został zjedzony, a dzieci rozbiegły się do zabawy, Magda przysiadła obok mnie. Rozmawiałyśmy— Babciu, czy moglibyśmy z tobą kiedyś wspólnie coś zbudować? — zapytał Jakub, trzymając w dłoniach nowy klocek, a w jego głosie zabrzmiała nadzieja.