Kiedy mąż wyjechał, a teściowa zjawiła się bez zapowiedzi
Nienawidzę nocnych telefonów. Przyzwoici ludzie nie dzwonią o tak późnej porze, chyba iż zdarzyło się coś naprawdę wyjątkowego. Dlatego zawsze wzdrygam się, gdy słyszę dzwonek w środku nocy, spodziewając się złych wieści.
Już prawie zasypiałam, gdy melodia telefonu mojego męża przerwała ciszę w sypialni. Mąż westchnął i sięgnął po komórkę.
— Nieznany numer — rzucił, spoglądając na mnie znad ramienia.
— Wyłącz dźwięk. Jak będzie coś pilnego, oddzwonią rano — zamruczałam, wtulając się głębiej w kołdrę.
Telefon wciąż dzwonił. Westchnęłam i odsunęłam kołdrę.
— No odpowiedz wreszcie! — poprosiłam, wiedząc, iż i tak już nie zasnę.
Mąż długo słuchał, po czym oznajmił, iż rano wyjeżdża.
— Co? — spytałam, całkiem rozbudzona. — Gdzie?
— Zbyszek nie żyje. Zawał. Jego żona dzwoniła, prosiła, żebym przyjechał. Rano wezmę wolne i pojadę. Eh, Zbyszek, Zbyszek… Jeszcze czterdziestki nie miał… — Kazimierz wstał i poszedł do kuchni.
Wczesnym rankiem odprowadziłam męża, pakując mu na drogę świeżą koszulę i maszynkę do golenia. Zbyszka znałam słabo, więc nie pojechałam razem z Kazikiem.
Siedziałam nad kawą, planując dzień: zacząć od sprzątania czy od prania firan? Kobieta nigdy nie ma wolnego. Postanowiłam, iż dziś nie będę gotować. Trzy dni bez obiadu wyjdą mi na dobre. W ostateczności usmażę jajecznicę. A jak Kazik wróci, przygotuję coś pysznego.
Ale moim planom nie było dane się spełnić. Ledwo zdążyłam się uczesać, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Myślałam, iż to sąsiadka pożyczyć sól, więc beztrosko otworzyłam.
Dokładnie na progu stała moja teściowa, a za jej plecami majaczył jej drugi mąż, Robert.
— Widzę, iż nie jesteś zachwycona? Byliśmy w okolicy, więc wpadliśmy. Ale jeżeli jesteś zajęta, to pójdziemy — mówiła to, nie ruszając się ani o krok, wpatrując się we mnie badawczo.
Jakby kiedykolwiek uprzedzała o swoich wizytach.
— Ależ skąd, proszę bardzo — uśmiechnęłam się szeroko, wpuszczając ich do środka.
— Tylko na chwilę, prawda, Robercie? — rzuciła Barbara Stanisławowa, zrzucając z ramion sobolowe futro.
Robert złapał je w locie, z gracją godną cyrkowca.
— Niech państwo nie ściągają butów, jeszcze dziś nie sprzątałam. Zawsze się cieszę, Barbara Stanisławowo. Wygląda pani świetnie — rzekłam z maksymalną uprzejmością.
— A Kazio gdzie, w pracy? Dzisiaj przecież wolne. Nie dba o siebie. Tobie też by się przydała praca. Wtedy nie musiałby harować w weekendy. — W głosie teściowej nie brzmiała pretensja, ale jawna oskarżycielska nuta.
— Pracuję, tylko w domu… — próbowałam się tłumaczyć.
Mogłabym krzyczeć, i tak by mnie nie usłyszała. Gdy tylko próbowałam wyjaśnić, iż można dobrze zarabiać przez internet, nagle ogarniała ją głuchota.
Teściowa przejechała wzrokiem po pokoju, wyłapując kurz na szafce i koszulę Kazika rzuconą na krześle. Zapomniałam ją wrzucić do prania.
— Kupiłaś nowe firanki? Ładne, ale poprzednie też były niczego. Żyjecie ponad stan, za dużo wydajecie. Nową kanapę też kupiliście? A co się stało ze starą? — Nie czekając na odpowiedź, Barbara Stanisławowa usiadła na sofie, testując jej wygodę. — Nie za jasna?
A mówią, iż z wiekiem pamięć się pogarsza. Moja teściowa miała pamięć jak sowa. Zapamiętała nawet, jakie firny wisiały u nas pół roku temu.
Zostawiłam ją, by delektowała się kanapą, a sama rzuciłam się do kuchni, przeglądając zawartość lodówki. Herbatą ich nie przyjmę. Wiedziałam, iż wieczorem będzie dzwonić do wszystkich znajomych, opowiadając, jak to ją źle przyjęłam. A swojego jedynaka, Kazia, w ogóle nie karmię. Nie dam jej tej satysfakcji.
Otworzyłam lodówkę. Warzywa na sałatkę były, to już coś. Wyjęłam z zamrażarki kawałek schabu i włożyłam do mikrofalówki. Gdy się rozmrażał, zabrałam się za biszkopt.
Włożyłam ciasto do piekarnika, mięso rozbiłam tłuczkiem i rzuciłam na rozgrzaną patelnię, a potem kroiłam warzywa. Po mieszkaniu rozszedł się zapach świeżego ciasta. Spodziewałam się, iż teściowa zaraz wpadnie do kuchni… Niestety, nadzieja była płonna.
Usłyszawszy okrzyk — czy to oburzenia, czy zachwytu — wbiegłam do pokoju, nie wiedząc, co się stało. Barbara Stanisławowa stała przy kredensie, trzymając w rękach wazon z porcelany ćmielowskiej.
— Toż to antyk! Tak wydajesz pieniądze mojego syna?! — wykrzyknęła, patrząc na mnie jak na karalucha.
Rzuciłam się w wir tłumaczeń, iż to babcia podarowała mi go w prezencie dwa miesiące temu… Ciasto! Pognałam do kuchni, wyciągając z piekarnika złocisty biszkopt. Na szczęście nie spalił się. Przewróciłam mięso na patelni i zabrałam się za sałatkę.
Gdy wszystko było gotowe, nakryłam stół odświętną zastawą i zaprosiłam gości.
— Nie przyjechaliśmy jeść, tylko was odwiedzić — oznajmiła Barbara Stanisławowa, siadając przy stole.
Jej wzrok błądził od półmiska z mięsem, przez sałatkę, aż po puszysty biszkopt.
Robert sięgnął po widelec i nabrał soczysty kawałek. Noże też leżały pod ręką, ale Robert był prostym człowiekiem, nieobeznanym w etykiecie. Ugryzł mięso i zamknął oczy z rozkoszą. Moja dusza uniosła się z euforii — nie na darmo się starałam. Na ziemię sprowadził mnie lodowaty głos teściowej.
— Robert, jak możesz?! Przecież trwa post!
Robert zakrztusił się i skrzywił, jakby zamiast schabu miał w ustach ropuchę.
Zamarłam ze strachu, iż się zadławi pod wzrokiem żony albo wypluje mięso. Ale przeżuł i przełknął.
Przerażenie, iż popełniłam gafę — zupełnie zapomniałam o poście — sparaliżowało mnie. Jak mogZapadła kłopotliwa cisza, a ja już wiedziałam, iż wieczorem będzie musiała opowiedzieć wszystkim znajomym, jak to wpoiła mi wreszcie szacunek dla tradycji.