Food Art – nowa gorąca miejscówka na Piotrkowskiej

jemywlodzi.pl 3 lat temu

Mają piękny wystrój, street food inspirowany smakami Azji i autorskie koktajle.

Zimowy ogródek i fontanna w podwórku

Znów jestem na Piotrkowskiej 37 – tym razem w podwórku odrestaurowanej kamienicy z piękną fontanną w tle. Po lewej stronie rzuci się wam w oczy przeszklony, zimowy ogródek – tam właśnie znajdziecie Food Art – Street Food & Cocktail bar. W ciepłe dni przestrzeń ta zmieni się w ogród letni, ale na razie jest zima, więc od razu kieruję się na górę.

Subtelny klimat przemyślanej aranżacji

Na parterze wita nas podświetlony bar i zapowiedź wystroju, jaki zastaniemy na antresoli. Możliwe, iż zdobiący ścianę mural już mieliście okazję zobaczyć. Wieloryb łączy sobie monumentalność z lekkością i jest dziełem Igora Jankowskiego. O Igorze pisałyśmy już nie raz, z dumą chwalimy się, gdy uda nam się namówić go na przygotowanie oprawy graficznej naszych festiwali. W Food Art nie tylko stworzył mural, ale również zdobiące ściany obrazy. Podczas tworzenia konceptu restauracji Igor współpracował z architektem Maciejem Winiarskim, dzięki temu wystrój jest spójny i przemyślany.

Krążki cebulowe

Teraz czas na słowa uznania dla Macieja – stworzył kameralną i przytulną przestrzeń. Co ważne, aranżacja nie toczy tu walki o pierwszeństwo z kuchnią. Jest subtelna i ciepła, złamana biel dobrze łączy się z oliwkową zielenią oraz z żywymi roślinami. Do tego dobrze rozmieszczone, podkreślające klimat oświetlenie. Ostatni rzut oka na ramy z grafikami i bierzemy się za menu.

Pho z wołowiną

Fun dining – zabawy z jedzeniem

Karta jest dziełem kilku osób, w tym Bartosza Brogowskiego i szefa kuchni Food Art Michała Muszyńskiego. Znajdziecie w niej wszystko to, co cieszy się w tej chwili największą popularnością. „Fun dining” – motto restauracji wiele wyjaśnia. Ideą jest tu zabawa jedzeniem i smakami, bez zamykania się w ramach konkretnej kuchni czy stylu. Teraz bez wątpienia króluje jednak street food z mocnymi azjatycki akcentami.

Zupa na wędzonej makreli i zimowy ogódek

Azjatycka nuta

Od czego zacząć? Naprawdę trudno się zdecydować. W dziale z przystawkami znajdziecie między innymi załadowane frytki, skrzydełka z glazurze, chałkę z pâté z kurzych wątróbek inspirowaną wietnamskimi kanapkami bánh mì, tatar w dwóch odsłonach i krążki cebulowe. Te ostatnie przygotowane są na miejscu, mają bardziej formę panierowanych kulek, a to dlatego, iż w środku wypełnione są ostrym serkiem. Bardzo fajne, niezobowiązujące danie, które na pewno zamówiłabym na początek kolacji ze znajomymi. Lubicie naprawdę ostre potrawy? Weźcie tatara w wersji azjatyckiej. Doprawiony jest sosem sojowym i srirachą, ale charakterystyczne składniki nie dominują nad siekanym mięsem, podobnie jak dodatki w postaci kiszonego ogórka czy blanszowanej pak choi.

Tatar w wersji azjatyckiej

Rozgrzewająca pho

Dla mnie jesień jednoznacznie kojarzy się z rozgrzewającymi zupami. Zdecydowałam się na pho, choć tę mogłabym (i jem!) przez cały rok. Tutejszy bulion jest intensywny, wyraźnie słodkawy – nutę te nadaje glazura, w której przygotowana jest wołowina z woka. Dla wegan wersja z tofu, zaś dla fanów ryb – cytrusowa zupa z makrelą i szpinakiem. Spróbowałam również tej ostatniej – jest ciekawa, oryginalna, ale uprzedzam, również wyjątkowo intensywna, dla prawdziwych fanów wędzonej makreli. Na plus – nie jest kopią większości zup na mleku kokosowym, obronił się w niej również szpinak (liście pozostały jędrne mimo temperatury).

Chāshū jako danie główne

W karcie restauracji znajdą coś dla siebie fani burgerów. Ja zostawiłam je na kolejną wizytę, ale ciekawie brzmi firmowy Food Art burger, który przy stoliku „doładowywany” jest sosem serowym. Wśród dań głównych znów mam ochotę na wszystko: na tonkatsu z ryżem, kalmara w sosie winno-maślanym na bazie chorizo czy jagnięco-wołowe kofty. Finalnie wybór pada na filet z dorsza i chāshū. Ryba soczysta, przygotowana w szpinakowej panierce, podana z frytkami i pieczonym kalafiorem doprawionym curry, ale jeżeli na drugiej szali kładziemy boczek, mój wybór będzie prawie z góry przesądzony. Znany ramenowy dodatek tu pojawia się w roli dania głównego. Na talerzu znajdziecie trzy glazurowane, miękkie plastry mięsa, a do tego gnocchi z batata z grillowaną pak choi.

Czas na deser

Agata pewnie skończyłaby boczek, ale ja porzuciłam resztę porcji, by na koniec uczty zmierzyć się z deserem. Oto finasjer, czyli biszkopt na wypasie, w którego składzie znajdziemy masło, orzechy i migdały, a do tego klasyczny waniliowy krem chantilly i flambirowany ananas. Deser bardzo mi smakował, przeszedł test wilgotności (nie znoszę suchych ciast), przyczepię się tylko do nori, które kompletnie mi tu nie pasowało.

Dania w zestawie z autorskimi koktajlami

Służbowo, szczególnie od rana, bardzo rzadko próbuję alkoholi, więc mam pretekst, by wrócić do Food Art ze znajomymi. Jest tu cały dział z autorskimi koktajlami, do których na miejscu przygotowywane są syropy, smakowe sody czy cold brew. Drinki mają dobre ceny, a co jeszcze fajniejsze, są dobrane do dań z menu restauracji i w zestawie kosztują jeszcze mniej. Dziś często pytanie nas o ceny. Te są w Food Art bardzo przyzwoite – mięsne pho kosztuje 26 zł, burgery między 32 a 40 zł, dania główne w przedziale 35-42 zł. Za przykładowy zestaw tonkatsu z ryżem i autorski Tea-groni (gin infuzowany herbatą owoce leśne, bitter rosso, vermouth rosso i pomarańcza) zapłacimy 54 zł.

Idź do oryginalnego materiału