Dzisiaj znów przyszło mi się zmierzyć z tą trudną myślą. Siadłam na kanapie, patrząc na męża, który pracował przy biurku, i westchnęłam.
— Krzysiu, pamiętasz, jak prosiłeś, bym mówiła ci, gdy usłyszę o czyjejś potrzebie, której jeszcze choćby nie zdążyli wyrazić? No więc… właśnie taki mam przypadek — powiedziałam, zatrzymując się w progu jego gabinetu.
Podniósł wzrok znad klawiatury, lekko uśmiechnięty.
— Intrygujesz mnie, Danusiu. Mów.
— Wiesz, czego mi brakuje najbardziej w tym całym internetowym świecie? — zaczęłam, siadając obok niego. — Filtrów dobra. Takiego „tłumacza światła”, który zamieniałby chamstwo, złośliwość i agresję w słowa pełne szacunku. Żeby czytając komentarze czy służbową korespondencję, nie chciało się schować pod kołdrę.
— Ktoś cię uraził? — spytał, marszcząc brwi.
— Nie, nie o to chodzi. Ale ostatnio, przeglądając fora, media czy służbowe czaty, mam wrażenie, jakby wylewano na mnie wiadra złości. Ludzie się nie hamują. Atakują, wyśmiewają, obrażają. Jakby wszelkie granice zniknęły.
Zamilkłam na chwilę, spuszczając wzrok.
— Czasem myślę, iż może to ze mną coś nie tak. Może stałam się zbyt wrażliwa? Ale z drugiej strony… czy naprawdę powinniśmy przyzwyczajać się do chamstwa jak do hałasu za oknem?
Krzyś westchnął. Wiedział, iż codziennie analizuję setki wiadomości jako specjalistka od PR w jednej z warszawskich agencji.
— Niestety, ci najgłośniejsi to najczęściej ci źli. W sieci czują się bezkarni. Anonimowość rozpuszcza ich, a odpowiedzialność znika. Ale masz rację… świat staje się toksyczny. A twój pomysł — brzmi świetnie. Chcesz mi go opisać?
— Wyobraź sobie aplikację albo wtyczkę. Wchodzisz pod film na YouTube, a komentarze są automatycznie przekształcane: zamiast „idiotko” widzisz „nie zgadzam się z twoim stanowiskiem”, zamiast „zamknij się” — „może warto spojrzeć na to inaczej”? Rozumiesz?
— Chcesz nie blokować, tylko przepisywać?
— Tak! Ale dobrowolnie. Każdy mógłby włączyć filtr tam, gdzie chce — w mediach, w pracy, w prywatnych rozmowach. A gdyby działał w obie strony? Żeby i nasze własne słowa były łagodniejsze, zanim je wyślemy?
— Jak automatyczny psycholog, ale bez moralizowania… — dodał z uśmiechem.
— Dokładnie! I żeby działało płynnie, bez dodatkowych programów. Spokój to dziś prawdziwy skarb.
Krzyś zamyślił się. Pracuje w IT i wiedział, iż ten pomysł może zmienić sposób, w jaki ludzie się komunikują.
— Porozmawiam o tym z zespołem. Jutro. To nie tylko genialne — to potrzebne. Ludzie zasługują na odrobinę powietrza bez trucizny.
Odprężyłam się, po raz pierwszy od dawna czując ulgę.
— Dziękuję, Krzysiu. Bałam się, iż to tylko moje marzenie o czymś nierealnym. Ale może dobro to po prostu coś, co zgubiliśmy po drodze… i trzeba je odzyskać.
Wstał, przytulił mnie mocno.
— Dość tych smutków. Czas na nasz własny filtr dobra: cisza, herbatka i przytulanie. Bez warunków, bez kłótni. I bez filtrów.
Rozśmiałam się, chowając twarz w jego ramieniu.
Za oknem ktoś pewnie właśnie pisał kolejny złośliwy komentarz, ktoś inny kłócił się w sieci. Ale w naszym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie narodził się pomysł, który mógłby — choć trochę — ogrzać ten świat.