**22 maja 2023**
Nazwałem córkę Zofią, bo urodziła się w zimowy, śnieżny dzień, gdy wielkie płatki osiadały na ziemi.
Taka sama delikatna i puszysta jak te śnieżynki myślałem, jadąc do szpitala do żony Ewy, która właśnie urodziła. Wiedziałem, iż teraz przybędzie mi trosk.
Ewie też się spodobało to imię, a córeczka była jasnowłosa, z szarymi oczkami.
Zosia rosła w miłości. Oboje z żoną uwielbiali naszą Śnieżynkę, jak często ją nazywałem. Chodziła już do przedszkola, miała prawie sześć lat, ale uważała się za dorosłą. Tylko sąsiadka, babcia Halina z naprzeciwka, wciąż mówiła do niej maluszku.
Już nie jestem maluszkiem! protestowała Zosia, a babcia tylko się uśmiechała.
Pewnej nocy Zosia nie mogła zasnąć. Leżała cicho w łóżku i słuchała, o czym rozmawiamy z Ewą. Lubiła nas podsłuchiwać zawsze dowiadywała się czegoś ciekawego. Nie robiła tego specjalnie, ale gdy długo nie mogła zmrużyć oczu
Tym razem mówiliśmy o ciąży Ewy. Wiedzieliśmy, iż urodzi się chłopiec. Zosia już wymyśliła mu imię Mikołajek, bo w przedszkolu był miły chłopiec o tym imieniu, a panie zawsze go chwaliły.
Rozmawialiśmy o cesarskim cięciu. Córka usłyszała, jak mówiłem:
Słyszałem, iż dzieci po cesarce czasem rozwijają się wolniej. A ty musisz wcześniej jechać do szpitala. Z kim zostawimy Zosię?
Jasiu, nie martw się na zapas odparła Ewa.
Zosia nie zrozumiała, o co chodzi, ale w końcu sen ją zmorzył.
Następnej nocy znowu nie spała i usłyszała, jak planujemy jej urodziny.
Kupimy Zosi złote kolczyki, przecież już ma przekłute uszy mówiła Ewa.
Nie wiem, czy to nie za wcześnie na taki prezent wahałem się.
Wcale nie. niedługo będzie starszą siostrą, to się poczuje dorosła. Już jej choćby wybrałam małe, eleganckie.
Zosia ucieszyła się i zasnęła.
W końcu nadszedł dzień urodzin. Tego wieczora zasnęła szybko, pełna ekscytacji.
Kochanie, wszystkiego najlepszego powiedziała Ewa, trzymając się za brzuch, i podała Zosi niebieskie pudełeczko.
Ja stałem obok i też się uśmiechałem.
Sto lat, Śnieżynko! zawołałem, a ona już otwierała pudełko i śmiała się radośnie.
Ale wtedy Ewa nagle złapała się za brzuch.
Jasiu, szybko, odprowadź Zosię do babci Haliny i jedziemy do szpitala! jęknęła.
Zosi zrobiło się smutno. Jej święto, a teraz takie zamieszanie i jeszcze u babci. Postanowiła, iż nie pójdzie niech babcia do niej przyjdzie.
My z Ewą wyjechaliśmy. Babcia Halina nakarmiła Zosię, zaglądała do niej przez cały dzień, ale wieczorem zmęczyła się.
Zmęczyłam się tym chodzeniem. Idziemy do mnie, u mnie prześpisz. Tata cię odbierze, jak wróci.
Zosia chciała zaprotestować, ale w mieszkaniu było już ciemno, więc się zgodziła.
Wróciłem dopiero następnego ranka. Zmęczony, z szarymi policzkami, z oczami pełnymi łez.
Co z Ewą? jęknęła babcia Halina.
Skinąłem głową. Nie mogłem mówić.
Tato, a gdzie Mikołajek?
Umarł. Razem z mamą wykrztusiłem.
Tego dnia, choć zawsze zabraniałem Zosi spać w naszym łóżku, sam ją do niego zaprosiłem. Otuliłem ją kołdrą, a ona leżała na miejscu mamy, wyprostowana jak struna. Kiedyś, gdy pracowałem w nocy, Ewa pozwalała jej się przytulać.
Pogrzebu prawie nie pamiętam. Najpierw pojechaliśmy do szpitala. Kiedy poszedłem załatwić formalności, kazałem Zosi bawić się w parku pod oknami. Potem zobaczyła mamę białą, z zamkniętymi oczami. Mikołajka przy niej nie było.
Po pogrzebie Zosia nagle złapała się za uszy zgubiła jeden kolczyk. To była dla niej tragedia. Płakała, bo to prezent od mamy.
Minęły trzy miesiące. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Nikt nie wiedział, iż tamtego dnia zrezygnowałem z syna. Żył, a ordynator szpitala próbowała mnie odwieść od decyzji.
Naprawdę chce pan zostawić syna? Rozumiem, iż to szok, strata żony Może rodzina pomoże? Albo niania? Nie musicie go teraz zabierać, możemy go tu zatrzymać.
Mam sześcioletnią córkę. Nie stać mnie na nianię, nie mam rodziny. Muszę pracować.
Pożałuje pan. Później nikt nie udzieli informacji o dziecku. Jak mieliście go nazwać?
Mikołaj. Tak chciała Zosia.
Teraz żałowałem. Poszedłem do ordynator, ale odmówiła pomocy. Wyszedłem z poczuciem klęski.
Mogłem się z nim uporać. Sąsiedzi by pomogli Wstydziłem się tego, co zrobiłem.
Nagle dogoniła mnie pielęgniarka.
Wiem coś o pańskim synu.
Spojrzałem na nią z nadzieją.
Tej samej nocy rodziła inna kobieta. Jej dziecko urodziło się martwe. Gdy odzyskała przytomność, dano jej pańskiego syna.
Zna pani jej nazwisko?
Nie. Ale zapamiętałam jej imię Zofia. Wręczyłem jej kilka banknotów.
Szedłem ulicą, aż usiadłem na ławce. Podniósłem wzrok i zobaczyłem jubilera.
Kupię Zosi nowe kolczyki. Albo łańcuszek. Nosi ten jeden na sznurku.
Wszedłem do sklepu. Witryny pełne złota, a obok lombard. Nagle podszedł do niego młoda kobieta.
Chcę zastawić ten kolczyk. Znalazłam go, więc nie mogę sprzedać. Później go wykupię. Pokazała dowód.
Zofia Nowak? usłyszałem przez szybę.
To imię zwróciło moją uwagę. Kobieta była sama. Nagle w głowie ułożył mi się plan.
Przepraszam, niechcąco podsłuchałem. Moja córka zgubiła taki sam kolczyk. Może mi go pani sprzeda?
Kobieta odwróciła się. Była młoda, ładna. Spojrzała na mnie zdziwiona.
Znalazłam go przy szpitalu. Bardzo potrzebuję pieniędzy.
Wykupię go. Chodźmy.
Dałem jej więcej, niż chciała.
Dziękuję. Muszę lecieć, mieszkZofia z euforią zawołała: „Mikołajek jest teraz nasz, i mamy nową mamę wszystko będzie dobrze!”