Dziewczyny, wybaczcie mi,” mówiła. “Narobiłam takiego zamieszania! Oskarżyłam was!

newsempire24.com 2 miesięcy temu

— Dziewczyny, wybaczcie mi — powiedziała cicho. — Narobiłam takiego rabanu! Oskarżałam was!

— Gdzie mój koc?! Gdzie on jest?! — głos Haliny Kowalskiej rozlegał się po całym mieszkaniu komunalnym, aż stare tapety w przedpokoju zdawały się drżeć. — Danuta! Danuta Nowak! Natychmiast oddaj mój koc!

— Jaki twój koc, Halina? — z kuchni wyjrzała sąsiadka, wycierając mokre dłonie o fartuch. — Oszalałaś? O czym mówisz?

— Nie udawaj! Mój wełniany koc w kratę, ten sam, który zostawiła mi moja zmarła matka! Wiem, iż go wzięłaś!

Danuta ciężko westchnęła i wyszła do przedpokoju, gdzie już zebrali się pozostali lokatorzy. Stary Tadeusz wyjrzał ze swojego pokoju w kapciach, a młoda Kinga z niemowlęciem na rękach zastygła w drzwiach, kołysząc dziecko.

— Halina, uspokój się! — próbował ją powstrzymać emeryt. — Taki hałas! Dziecko już płacze!

— A mnie to wszystko jedno! — pisnęła Halina, wymachując rękami. — Mój koc został skradziony! Jedyna pamiątka po mamie!

— No już się uspokój! — nie wytrzymała Danuta. — Co za histeria? Jakiego koca? Nigdy go nie widziałam!

— Kłamiesz! Wczoraj wieczorem go prałam, powiesiłam w łazience. A dziś rano zniknął! Kto inny mógł go wziąć, jak nie ty? Ty zawsze wszystko ogarniasz!

Kinga cicho wróciła do swojego pokoju, nie chcąc uczestniczyć w awanturze. Niemowlę rzeczywiście zaczęło popłakiwać od podniesionych głosów. Tadeusz pokiwał głową i również się wycofał.

— Halina — Danuta wzięła głęboki oddech — rozumiem, iż jesteś zdenerwowana. Ale oskarżać mnie o kradzież… To już za dużo!

— A kto inny? — Halina założyła ręce na biodra. — Tadeusz? W jego wieku koc nie jest mu potrzebny! Kinga? Ma swoje rzeczy! Zostajesz tylko ty!

— Ech, idź już ze swoimi oskarżeniami! — Danuta machnęła ręką. — Najpierw cukier ginie, potem mleko, teraz koc! Może sama go gdzieś schowałaś?

— Jak śmiesz! — Halina poczerwieniała. — Ja miałabym ukraść własny koc?

— Skąd mam wiedzieć! — Danuta wzruszyła ramionami. — Może zapomniałaś, gdzie go położyłaś. Wiek już nie ten.

— Nie mów mi o pamięci! — Halina uderzyła pięścią w ścianę. — Pamięć mam doskonałą! I doskonale wiem, iż koc wisiał w łazience!

Danuta zmęczona opadła na krzesło w przedpokoju. Życie z Haliną stawało się coraz trudniejsze. Kiedyś była tylko marudną sąsiadką, teraz zmieniła się w domowego tyrana.

— Halina — powiedziała cicho — opowiedz mi o tym kocu. Jaki był?

— Wełniany — Halina nieco zmiękła. — Szary w kratę, z frędzlami. Mama go zrobiła na drutach. Traktowałam go jak skarb.

— Kiedy ostatnio go widziałaś?

— Wczoraj prałam. Delikatnie, manualnie, proszkiem dla dzieci. Powiesiłam w łazience na sznurku. Rano poszłam po niego — nie ma!

Danuta zamyśliła się. Kto mógł wziąć koc? W ich mieszkaniu komunalnym wszyscy znali się od lat. Tadeusz — uczciwy jak patyk, były wojskowy. Kinga — młoda matka, zajęta dzieckiem. Zostawała tylko ona, ale po co jej cudzy koc?

— Może spadł? — zasugerowała. — Sznurek się urwał?

— Już sprawdzałam! — Halina machnęła ręką. — Wszędzie szukałam! W łazience, przedpokoju, choćby w pralce. Nigdzie go nie ma!

— Dziwne — mruknęła Danuta. — Naprawdę dziwne.

Z kuchni dobiegło syczenie — obiad się przypalał. Danuta zerwała się.

— O rany, ziemniaki! — Pobiegła ratować garnek.

Halina została sama. Przeszukała mieszkanie jeszcze raz. Koc przepadł jak kamień w wodę. Dla niej to nie był zwykły przedmiot. Gdy umarła matka, zabrała z rodzinnego domu kilka — kilka zdjęć, okulary i ten koc. Resztę rozebrali krewni.

Koc pachniał jej maminą sypialnią, perfumami i tym szczególnym ciepłem z dzieciństwa. Halina okrywała się nim, gdy była chora, smutna, gdy brakowało jej matczynej obecności.

— Tadeuszu! — zapukała do drzwi emeryta. — Mogę na chwilę?

Drzwi się otworzyły. Tadeusz stał w swetrze, z gazetą w ręku.

— Wejdź, Halina. Tylko bez krzyków, proszę.

— Przepraszam za wcześniejsze awantury — powiedziała zawstydzona. — Ale koc naprawdę zniknął. Nie widziałeś go?

— Usiądź — wskazał krzesło. — Herbaty się napijesz?

— Dzięki.

Tadeusz nastawił czajnik, wyjął ciastka. W jego pokoju panował spokój. Na ścianach wisiały wojskowe fotografie, na stole leżały książki.

— Opowiedz jeszcze raz o tym kocu — poprosił. — Ze szczegółami.

Halina opowiedziała. Tadeusz słuchał uważnie, od czasu do czasu kiwając głową.

— Rozumiesz — powiedział w końcu — u nas w mieszkaniu wszyscy się znają. Nikt by nie ukradł. Zwłaszcza koca. To nie pieniądze ani biżuteria.

— Ale gdzie on jest?

— A może go gdzieś odłożyłaś? Może uznałaś, iż lepiej wyschnie gdzie indziej?

— Nie! — Halina aż podskoczyła. — Nie jestem dzieckiem! Wiem, gdzie co zostawiam!

Tadeusz nalał herbatę, podsunął jej filiżankę.

— Halina, a dawno go prałaś?

— Dwa miesiące temu. Dlaczego?

— Tak tylko pytam. Może gdzieś się zawieruszył? Za szafą, pod łóżkiem?

— Wszędzie szukałam! — Halina łzawo westchnęła. — Jedyna pamiątka po mamie…

— Nie martw się tak. Koc się znajdzie. Rzeczy tak po prostu nie znikają.

Halina wypiła herbatę i wróciła do siebie. Przeszukała pokój jeszcze raz. Koc przepadł bez śladu.

Wieczorem wyszła do kuchni. Kinga karmiła dziecko, Danuta zmywała naczynia.

— Danusiu — zaczęła niepewnie — jeszcze raz przepraszam za rano. Nie chciałam cię urazić.

— Już dobrze — burknęła Danuta, nie odwracając się. — Przywykłam.

— Ale koc naprawdę zniknął.

— No to co? Znajdzie się.

— A jeżeli nie?

— Kupisz nowy.

— Jak to nowy? — Halinie zakręci

Idź do oryginalnego materiału