Lato zaczęło się od wydarzenia, na które nie każdy czekał z entuzjazmem – wystawy o męskości w CSW Kronika. Męskości złej, bo heteronormatywnej, która teoretycznie powinna siedzieć cicho i oddawać pole innym grupom. Co gorsza, artyści biorący udział w wystawie (w liczbie 14) oraz piątka kuratorów to heterofaceci, na męskość patrzymy więc wyłącznie z ich perspektywy tożsamościowej.
Wystawa samych mężczyzn to format, który niektórych oburza (ponoć były osoby, które odmówiły udziału), jednak w czasach wysypu wystaw tożsamościowych nie powinna dziwić. Kuratorzy wystawy, artyści współpracujący pod szyldem krakowskiej galerii Piana, przyjętą przez siebie perspektywę tłumaczyli faktem, iż tylko do takiej czują się uprawnieni, a pamiętając moralne wzburzenie, jakie towarzyszyło np. wystawie Kto napisze historię łez w MSN-ie (kiedy to historię kobiecych łez próbowali pisać mężczyźni), trochę ich rozumiem. Wystawa Zamki na piasku broni się jednak przede wszystkim stawką – a jest nią krytyczne spojrzenie na zmieniające się normy męskości. Zamiast więc zastanawiać się, czy mężczyźni mają prawo mówić o sobie, wolę zapytać, jak im to idzie. W końcu przepracowanie patriarchalnych wzorców jest w interesie nas wszystkich.

Wąsacze i wariaci

Wystawa w Kronice jest rozszerzeniem wcześniejszego projektu Piany – wystawy Shell Tears, zaprezentowanej w 2023 roku podczas Warsaw Gallery Weekend. Ten dużo skromniejszy pokaz koncentrował się na metaforze mężczyzny ukrytego w pancerzu, który ma chronić go przed zagrażającym jego podmiotowości światem zewnętrznym. Literalną ilustracją tej figury są obrazy Michała Zawady, przedstawiające nowożytne zbroje męskie, zastygłe w różnych grymasach – czasem uśmiechu, czasem smutku. Obok kilku innych prac, także i one znalazły się na wystawie w Kronice, stanowiąc jedną z wielu ilustracji stereotypowej figury patriarchalnego mężczyzny. Wielkiego zaskoczenia nie ma: na wystawie w Kronice zobaczymy między innymi kowbojów, huliganów, pranksterów, przodowników pracy, superbohaterów czy rywalizujących ze sobą sportowców. Przywoływane są one jako źródło toksycznych archetypów, które z jednej strony jawią się jako anachroniczne, a z drugiej – ciągle kształtują społeczną wyobraźnię.






Niektórzy artyści odrzucają je zdecydowanym gestem – jak Piotr Gromniak, który na fotografii Grzybienie przedstawił figurkę He-Mana zatopioną w mulistej wodzie. Inni traktują je humorystycznie, jak Grzegorz Sztwiertnia na fotografii Nocny kowboj, w której pozuje na tle fabryki kapeluszy Polkap (ponoć cenionej w Stanach i znanej z produkcji kowbojskich kapeluszy). Zdjęcie zostało wykonane w 2009 roku, a Sztwiertnia ma na głowie plastikowy nocnik swojej wówczas pięcioletniej córki, który kształtem przypomina charakterystyczne dla amerykańskiego jeźdźca nakrycie głowy. Sztwiertnia, wyraźnie zafascynowany figurą kowboja i przywołujący ją w dwóch innych pracach pokazanych na wystawie, łączy ją z ideą ojcostwa i braterstwa. Bardziej surowy dla tego wzorca jest Szymon Kobylarz, którego fotografia Kowboj przedstawia PRL-owską zabawkę, powiększoną do ludzkich rozmiarów. Męski bohater jest tu przywiązany do pnia, z figurki odlazła większość farby – zamiast herosa widzimy więc odrapaną z domniemanego heroizmu ofiarę. Nie jest to jedyna praca na wystawie, w której artysta tropi wpływ popkultury na utrwalanie wizerunku mężczyzny-wojownika – do tego problemu nawiązują także Pipe pistol i Shotgun, będące instrukcjami budowy improwizowanej broni, w których sposób jej użycia prezentują postaci z kreskówek. Wątek patriarchalnej socjalizacji chłopców porusza także praca Krystiana Trutha Czapickiego Victory is the creation of a better political reality, przedstawiająca chłopięcego manekina pokrytego nadrukiem ze wzorem z naboi. Wzrok przyciągają majtki na manekinie, ozdobione wizerunkiem Elsy z Krainy lodu – być może to symbol skrywanej, wstydliwej część męskiej emocjonalności. Tej, która jest wrażliwa i płacze, gdy siostra Elsy poświęca się dla niej i zamienia w bryłkę lodu. Idea stojąca za tą pracą jest w zasadzie niezła, ale jak to w przypadku Czaplickiego (który ostatnimi czasy ma problemy z komunikatywnością i miał z tego powodu niemałe kłopoty), estetycznie jest ona dosyć kontrowersyjna. Połączenie manekina, naboi i twarzy Elsy na chłopięcym kroczu i ciemnego kształtu pod nogami tej figury – ponoć jest to dron, ale przypomina przerośniętego owada – to trochę za dużo choćby dla mnie.

Godzina Szumu #112 Jak sobie radzić z hejtem na sztukę? Rozmowa z Michałem Bieńkiem i Alicją Patanowską
Tak czy siak, praca Czaplickiego naprowadza na kolejny duży wątek wystawy, czyli płynność i niestabilność męskości. Heteronormatywna męskość jest wszak słaba w swojej sile i kilka trzeba, by legła w gruzach, niczym tytułowy zamek na piasku. Nawiązuje do tego Piotr Gromniak w fotografii przedstawiającej ciała zapaśników, przekraczających podczas walki cielesne strefy komfortu, oraz Marcin Dudek w instalacji Trans Hooligans, w której zwraca uwagę na homoerotyczne aspekty kultury kibicowskiej. W innymi kierunku idzie Michał Sroka, który w instalacji Recon Unit przedstawił hybrydyczną postać inspirowaną futurystyczymi koncepcjami architektury mobilnej Hansa Holleina. Jest to rodzaj szkieletu, czy też pancerza, który „nie podtrzymuje żadnej trwałej tożsamości”.








Praca Sroki zdaje się kwestionować binarne podziały płciowe, ale prowokuje też do pytania o męską seksualność i stosunek mężczyzn do własnego ciała. Z wystawy w Bytomiu bowiem wyłania się dosyć smętny obraz – ciało męskie niby tu jest, ale pokazane z dużym dystansem i oszczędnie, sfragmentaryzowane lub pozbawione cech płciowych, jak u Sroki. Nie ma prac ciałopozytywnych, nie ma prac o seksie i płynącej z niego przyjemności; uderza także to, iż żaden z artystów nie pracuje z wizerunkiem własnego ciała – to zawsze jest ciało kogoś innego albo proteza, jakaś lalka lub manekin. Wygląda to tak, jakby artyści wstydzili się swojej cielesności. Znaczący fakt – na wystawie o męskości nie zobaczymy ani jednego penisa. Męskie przyrodzenie jest zwykle poza kadrem, a jeżeli już następuje zoom na miejsca intymne mężczyzny, to penisa i tak tam nie ma. Na obrazie Kamila Kukli POV jest on schowany pomiędzy udami, może w geście żartobliwym, a może wstydliwym lub szyderczym – oto ciało mężczyzny, które nie jest wystarczająco męskie, jest manginą. Fragment męskiego przyrodzenia pojawia się też w pracy Normana Leto Jądra mężczyzny kopiącego łopatą. Oczywiście nie są to żadne realne jądra, tylko powściągliwa wizualizacja 3D. Funkcjonują tu jako źródło testosteronu, symbolu toksycznej męskości. Męska seksualność na wystawie w Kronice to adekwatnie temat tabu, dodatkowo obarczony potwornie ciężkimi konotacjami, które uniemożliwiają mężczyznom euforia z własnego ciała. Bardzo to wszystko przykre i bardzo brakowało mi tu takich postaci jak Patryk Różycki, który rok temu na wystawie Moje pierwsze w życiu… rozbił bank, jeżeli chodzi o mówienie o męskiej seksualności.
Znaczący fakt – na wystawie o męskości nie zobaczymy ani jednego penisa. Męskie przyrodzenie jest zwykle poza kadrem, a jeżeli już następuje zoom na miejsca intymne mężczyzny, to penisa i tak tam nie ma.
Warto jednak zauważyć, iż praca Normana Leto – poza demonicznym wątkiem biologicznym – dotyka także problemu pracy, ważnego składnika heteronormatywnej męskości. Pojawił się on także w fotografiach Michała Łuczaka Kopalnia węgla kamiennego Murcki-Staszic, Katowice, na których Łuczak sportretował fragmenty ciał górników pokryte węglowym pyłem. W zbliżeniu ciała te wyglądają jak zryta wiertłami i koparkami ziemia – artysta stawia tu znak równości między wyeksploatowaną naturą i męskim ciałem.

Męskość: nowe otwarcie. Patryk Różycki w Sklepie Galerii Karowa

To wdzięczne ujęcie, choć mam poczucie, iż temat męskiego przepracowania i pracoholizmu można by przedstawić w bardziej krytycznym ujęciu. Praca w końcu nie zawsze daje poczucie sensu, satysfakcji i pełni, tymczasem u Łuczaka mężczyźni zastygają w posągowych pozach, są heroizowani, żegnamy się z nimi z uczuciem nostalgii. Podobny problem mam z jego zdjęciem Pomnik Wincentego Pstrowskiego, przedstawiającym fragment pomnika socjalistycznego przodownika pracy, który swoje poświęcenie dla systemu przypłacił przedwczesną śmiercią. Tu także problem eksploatacji męskiego ciała jest zobrazowany poprzez ciało wyidealizowane, nieprawdziwe, niepokazujące nagiej – nomen omen – prawdy o tym, co się z takimi ciałami dzieje. Bardziej wiarygodna wydaje mi się fotografia Jerzego Lewczyńskiego Nieznany, w której mężczyzna zakrywa swoją twarz łopatą. Jest to obraz nieheroiczny, przedstawia robotnika, który nie jest bohaterem – jest nikim, jest zredukowany do swojej funkcji. Dla sprawiedliwości dodam jednak, iż do męskości nieheroicznej, wyrzuconej poza system, Łuczak zbliża się w cyklu Ekosystem, w którym portretuje prowizoryczne schronienia bezdomnych: ich legowiska, ukryte w zaroślach i lasach Warszawy, ale także zgrzebne ubrania, zagubione pośród chaszczy ciała i zakryte twarze. Nie wiadomo, jaki jest los tych mężczyzn, ale autor zdaje się sugerować, iż to ofiary patriarchatu, jego wymogów, presji i wymagań.






Kogo więc widzimy, jeżeli zajrzymy pod maski kowbojów, pranksterów czy wojowników? W moim odczuciu dominującą emocją na tym pokazie jest smutek – nikt tu się nie cieszy ze swojego życia czy ciała, a zagrożenia się piętrzą. Nigdzie nie ma komunikatu, iż męskość jest OK, iż może być pozytywna i fajna. Zamiast tego jako wisienkę na torcie męskiego koszmaru dostajemy pracę Oskara Dawickiego, na której roni on swoje toksyczne, triksterskie łzy. Te łzy niestety nikomu nie pomogą, nie są uzdrawiające, to tylko kolejna odsłona masochistycznej celebracji cierpienia, którą artysta uprawia od lat. Jest to też kiepski czas na pokazywanie prac Dawickiego, i to szczególnie w kontekście przepracowywania męskości, bo po ubiegłorocznym incydencie w galerii Labirynt jego sztuczki mało kogo bawią.
Aż korci, żeby zapytać o to, jak na życie mężczyzn wpływa obecność kobiet. Jaki kobiety mają wobec nich stosunek, oczekiwania, jak ich wychowują, jak z nimi żyją? Odpowiedź może nie być łatwa, ponieważ kobiety same często stoją na straży patriarchalnych norm.
W tym mrocznym męskim pejzażu jest tylko jedno światełko nadziei – to praca Michała Zawady GMT+2 – GMT-5, stworzona ze starych taśm rodzinnych, tworzonych w czasach, gdy jego mama wyjechała pracować do Stanów, by zapewnić dzieciom lepszą przyszłość. Przesyłane taśmy z rejestracjami rozmów i scenek z życia codziennego były wówczas jedyną formą komunikacji między podzieloną rodziną. Jest to jedyna osobista praca na wystawie i to w niej pojawiają się szczere, intymne emocje – wyznania miłości, tęsknota i potrzeba bliskości. Jest to też jedyna praca, w której pojawią się kobiety, zasadniczo w Kronice nieobecne. To mocno odczuwalny brak – w końcu choćby jeżeli wystawa ma przedstawiać męski punkt widzenia, to przecież mężczyźni nie funkcjonują w próżni. W Kronice międzyludzkie relacje mężczyzn są pokazane głównie w kontekście ojcostwa lub figury ojca, niestety niejednoznacznej, czego wymowną ilustracją jest praca Ojciec Andrzeja Tobisa. Przedstawiony na zdjęciu mural z wizerunkiem ojca radośnie unoszącego dziecko niszczeje, farba odpada płatami, przedstawiony ideał koroduje. Figura ojca dopiero współcześnie ulega przepracowaniu – wcześniej ojcowie w polskim domu byli z reguły nieobecni, fizycznie i psychicznie, lub funkcjonowali jako uzurpatorzy patriarchalnej dyscypliny.






Na koniec aż korci, żeby zapytać o to, jak na życie mężczyzn wpływa obecność kobiet. Jaki kobiety mają wobec nich stosunek, oczekiwania, jak ich wychowują, jak z nimi żyją? Odpowiedź może nie być łatwa, ponieważ kobiety same często stoją na straży patriarchalnych norm i mają wobec mężczyzn bardzo konserwatywne oczekiwania – mężczyzna ma być silny, pewny siebie, zdecydowany, stabilny emocjonalnie, powinien mieć dobrą pracę i zarobki, ma otaczać kobietę opieką, być szarmancki, przepuszczać ją w drzwiach, podawać płaszcz, płacić za jedzenie w restauracji, i tak dalej. „Dziewczyny, oni odbierają nam nasze sukienki!” – utyskuje pewna instagramerka w rolce porównującej mężczyzn dawniej (troskliwych i męskich) i dzisiaj (roszczeniowi, w strojach drag queen). Jest to tylko jedna z wielu kobiet, które na Instagramie i Tik Toku wyśmiewają niewystarczająco męskich mężczyzn. Takich treści jest mnóstwo i jest to tylko wierzchołek patriarchalnego piekiełka, które kobiety potrafią zgotować mężczyznom – w czym nie przeszkadza im fakt, iż same są ofiarami tego systemu. jeżeli wiec zastanawiacie się, dlaczego mężczyźni ciągle tkwią w tożsamościowym klinczu i nie potrafią przeskoczyć barierki zwanej patriarchatem, odpowiedź być może leży w braku społecznego przyzwolenia na tę zmianę. Jak można się zmienić, jeżeli otoczenie na dobrą sprawę tego nie chce?

Zaimki: on, jego. Rozmowa z Patrykiem Różyckim i Patrycją Wieczorkiewicz

Na wystawie w Kronice nie ma kobiet i nie ma też niewygodnych pytań skierowanych w ich stronę. Mężczyźni gadają tu sami do siebie, z bezpiecznej, bo wąskiej perspektywy. Nikt ich nie oskarży o zawłaszczanie nie swojego głosu, ale czy taki monolog jest interesujący? Swoją drogą, po wystawie cisfacetów w Kronice planowana jest wystawa kobieca, eksplorująca figurę ofiary, oraz wystawa o męskości nieheteroseksualnej. Rozumiem, iż każda z tych grup chciała mieć osobną wystawę. Marzy mi się jednak sytuacja, kiedy o patriarchacie porozmawiamy wspólnie. Koszmar tego systemu polega w końcu na tym, iż tkwimy w nim razem.