Dziecko, którego nikt nie potrafił nauczyć mówić… aż do chwili, gdy pojawiła się ona

newsempire24.com 5 dni temu

Dziecko, którego nikt nie mógł skłonić do mówienia aż pojawiła się ona

Matka Katarzyny od dawna chorowała. Każdy dzień był dla niej walką, ale choćby w najtrudniejszych chwilach znajdowała siłę, by wspierać córkę. Tego ranka, leżąc na poduszkach, z drżącymi dłońmi i uśmiechem wskazała na twarz dziewczyny i szepnęła:
Córeczko, marzyłam, żebyś znalazła pracę. Dasz radę, wierzę w ciebie.

Katarzyna westchnęła, spoglądając przez okno.
Mamo, widziałam ogłoszenie szukają sprzątaczki w dużym pałacu. Może spróbuję?

Kobieta skinęła głową, w jej oczach błysnęła nadzieja:
Spróbuj, córko. Może to zmieni nasze życie.

Te słowa stały się dla Katarzyny znakiem. Zebrała się i poszła do pałacu starego, z białymi kolumnami i wielkimi oknami. Serce biło jej szybciej, gdy przekroczyła próg. Gospodarz młody mężczyzna o imieniu Marek spojrzał na nią uważnie, zadał kilka prostych pytań i niespodziewanie ją zatrudnił.

Katarzyna nie wierzyła własnym uszom. *Mama miała rację pomyślała to znak.*

Pierwszego dnia pracy, gdy sprzątała na piętrze, usłyszała cichy szelest w pokoju. Otworzyła drzwi i zastygła. W szafie stał chłopiec. Mały, może siedmio- czy ośmioletni. Jego duże oczy patrzyły nieufnie, a usta pozostawały zaciśnięte.

Cześć, mały, jak masz na imię? zapytała łagodnie.

Żadnej odpowiedzi. Tylko lekki oddech i drżące spojrzenie.

Katarzyna nie wiedziała, co myśleć. Gdy zeszła na dół, w kuchni przy stole siedział Marek.

Przepraszam zaczęła nieśmiało ale dlaczego pan syn stoi w szafie?

Marek podniósł wzrok. Jego głos stał się niski i obojętny:
Nie zwracaj uwagi. Po prostu taki jest. Już trzy lata ani słowa. Tylko tam stoi. Wychodzi tylko do łazienki.

Poczula, jak ściska się jej serce.
Trzy lata? Ale dlaczego?

Po wypadku odparł cicho. Straciliśmy jego mamę. Od tamtej pory zamknął się w sobie. Lekarze, psycholodzy, psychiatrzy nikt nie pomógł.

Katarzyna spuściła wzrok. Coś ścisnęło ją w duszy. *Muszę mu pomóc*, pomyślała.

Od tej pory codziennie, wchodząc do pokoju chłopca, mówiła. Nie oczekiwała odpowiedzi po prostu mówiła:
Cześć, słoneczko! Dzisiaj piękny dzień.
Wiesz, życie jest piękne, choćby gdy jest ciężko.
Masz najszczersze oczy, jakie widziałam.

Opowiadała mu o kwiatach, o mamie, o dzieciństwie. A chłopiec tylko stał i słuchał. Ale pewnego dnia, gdy znów się przywitała, wyszedł z szafy. Powoli. Niepewnie. I podał jej grzebień.

Chcesz, żebym cię uczesała? zapytała Katarzyna, a gdy ledwo dostrzegalnie skinął głową, uśmiechnęła się przez łzy.

Od tej pory stało się to ich małym rytuałem. Codziennie rano chłopiec siadał na krześle, a Katarzyna czesała jego włosy, cicho nucąc piosenkę, którą kiedyś śpiewała jej mama.

Pewnego dnia Marek, przechodząc korytarzem, zatrzymał się przy drzwiach. Z wnętrza dobiegały ciche głosy. Zajrzał i skamieniał: jego syn siedział przed lustrem, pozwalając Katarzynie dotykać swoich włosów, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

Jak? szepnął. Ona zrobiła to, czego nie potrafił żaden lekarz.

Następnego ranka, podczas śniadania, Marek ujrzał cud.
Jego syn, w piżamie i boso, wszedł do kuchni. Zatrzymał się, patrząc na ojca.
Cześć, tato powiedział.

Cisza. Potem okrzyk radości, który przebił wszystkie ściany. Marek podbiegł, padł na kolana i objął syna.
Boże ty mówisz! szeptał, nie hamując łez.

Katarzyna stała przy drzwiach, a na jej twarzy błyszczał cichy, szczery uśmiech.

Marek wstał, podszedł do niej i rzekł:
Katarzyno, dziękuję. Zrobiłaś niemożliwe. Od dnia, gdy zginęła moja żona, żył w ciszy w ciemności. A ty przywróciłaś mu głos. Przywróciłaś mi syna.

Zamilkł na chwilę, po czym dodał:
Chcę ci się odwdzięczyć. Proś o cokolwiek.

Dziewczyna spuściła oczy.
Mam tylko jedną prośbę. Moja mama jest bardzo chora. Potrzebuje leczenia, na które nas nie stać.

Uznaj, iż to już zrobione stanowczo odparł Marek.

Tego samego dnia matka Katarzyny trafiła do najlepszej kliniki w kraju. Lekarze zrobili, co w ich mocy. Po miesiącu stała już przy oknie, uśmiechając się do córki, która trzymała ją za rękę.

Zmieniłaś nie tylko swoje życie, córko powiedziała. Zmieniłaś czyjś los.

Katarzyna uśmiechnęła się.
Nie, mamo. Po prostu powiedziałam temu chłopcu to, co ty zawsze mówiłaś mi: nie poddawaj się, choćby gdy jest ciężko.

Minęło kilka tygodni. Mały chłopiec biegał teraz codziennie po ogrodzie, bawił się i śmiał. A Marek czasem po prostu stał i patrzył na nich oboje syna i Katarzynę. Po raz pierwszy od wielu lat czuł, iż dom znów jest pełen życia.

Bo czasem, by rozpuścić ciszę, nie potrzeba leków. Wystarczy serce, które potrafi słuchać.

Idź do oryginalnego materiału