Nigdy nie spodziewałam się, iż mój spokojny życie wywróci się do góry nogami, aż pewnego dnia do naszego domu trafił chłopiec, który wszystko zmienił. Nie miał zostać na zawsze, ale widziałam, jak więź między nami rośnie. Gdy nadszedł czas, by go puścić, musiałam działać. Czy zdołam pomóc mu odnaleźć to, co naprawdę ważne, zanim będzie za późno?
Kto by pomyślał, iż w moim wieku wciąż można wpaść w kłopoty? Można by sądzić, iż doświadczenie życiowe nauczyłoby mnie ostrożności, ale życie potrafi zaskakiwać.
Oczywiście, jak każda szanująca się kobieta, nie zdradzę swojego wieku, ale wiedzcie, iż żyłam wystarczająco długo, by wyczuć, gdy coś jest nie tak.
Mieszkam z synem, Markiem, i jego żoną, Agnieszką. Uparli się, iż będzie nam łatwiej razem, choć czasem zastanawiałam się, czy to dla mojego dobra, czy ich.
Marek i Agnieszka nie mieli dzieci. Nie z braku chęci każdy widział, jak bardzo ich pragnęli. Ale coś zawsze ich powstrzymywało, jakiś cichy lęk, o którym nigdy nie mówili. Nie wypytywałam. Niektóre sprawy ludzie muszą rozwiązać sami.
Ostatnio jednak zauważyłam, jak między nimi rośnie przepaść, jak pęknięcie w fundamencie domu. przez cały czas się kochali, to było jasne, ale miłość nie zawsze wystarcza, by trzymać ludzi razem.
Pewnego wieczoru Marek i Agnieszka wrócili do domu, ale nie byli sami. Między nimi stał chłopiec, może dziesięcioletni, sztywny, z oczami błądzącymi po pokoju, jakby nie był pewny, czy jest mile widziany.
Pani Grażyno, poznaj Piotrka. Będzie z nami mieszkał powiedziała Agnieszka, jej głos był cichszy niż zwykle, niemal ostrożny.
Marek położył dłoń na ramieniu chłopca, ale ten gest nie przyniósł mu ukojenia. Piotrek ledwie na mnie spojrzał. Skinął głową, zaciśnięte usta. Ani słowa.
Chodź, pokażę ci twój pokój powiedział Marek, odprowadzając go.
Patrzyłam, jak znikają w korytarzu, mózg szukał wyjaśnienia. Dziecko? Tak po prostu?
Przez chwilę choćby pomyślałam, iż go ukradli. Nie byłby to ich pierwszy wybryk. Gdy byli młodsi, musiałam trzymać zapas melisy, by uspokoić nerwy po ich szalonych pomysłach.
Zechcesz wyjaśnić, co się dzieje? zapytałam Agnieszkę, składając ręce na piersi.
Spojrzała w stronę korytarza, zniżając głos. Chodź do kuchni. Porozmawiamy.
Usiadłyśmy przy stole. Agnieszka wzięła głęboki oddech i opowiedziała wszystko. Spotkali Piotrka w parku. Uciekł z opieki społecznej. Gdy go odprowadzili, Agnieszka wpadła na śmiały pomysł.
Wydawał się miłym chłopcem powiedziała, ściskając kubek z kawą. Moglibyśmy go wziąć pod opiekę, aż znajdzie stały dom. To byłoby dobre dla nas wszystkich.
Nie uważasz, iż to źle? zapytałam, składając dłonie na stole.
Agnieszka przechyliła głowę. Źle? Dlaczego?
A jeżeli się przywiąże? jeżeli zacznie myśleć o was jak o rodzicach? A potem wyślecie go do obcych? nalegałam.
Westchnęła. Był już w rodzinie zastępczej. I tak trafiłby do kogoś innego. Przynajmniej u nas będzie bezpieczny.
Bezpieczny na razie odparłam. A co, gdy przyjdzie czas, by go puścić?
Agnieszka zawahała się. Marek myślał tak samo. Nie chciał, ale przekonałam go, iż to słuszne.
Miała odpowiedź na wszystko. Mogłam się sprzeczać, ale decyzja została podjęta. Czasem trzeba pozwolić, by sprawy toczyły się własnym torem.
Piotrek zmienił nasze życie w sposób, którego się nie spodziewałam. Zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem nie jako ludzie pod jednym dachem, ale jako rodzina.
Marek, który kiedyś zapracowany, teraz wracał do domu wcześniej. Chciał być obecny pomagać, słuchać, uczestniczyć.
Widziałam, jak napięcie między nim a Agnieszką znika. Śmiali się częściej. Mówili cieplej. Stali się parą, jaką byli, zanim życie stanęło im na drodze.
Agnieszka rozkwitła w roli matki. Zapewniała Piotrkowi uwagę, pomagała w lekcjach, dbała, by miał wszystko, czego potrzebował. Nie wyglądała już na zagubioną. Miała cel.
Ja też polubiłam chłopca. Był ciekawy, zadawał mnóstwo pytań, zawsze chętny słuchać moich opowieści.
Jaki był Marek, gdy był mały? pytał z szerokimi oczami. Uśmiechałam się i mówiłam prawdę Marek od zawsze był urwisem.
Zaczęłam się zastanawiać, czy go adoptują. Ale nie moja to sprawa.
Pewnego wieczoru Marek wrócił do domu z poważną miną. Coś było nie tak.
Co się stało? zapytałam, obserwując, jak odkłada teczkę.
Znaleźli rodzinę dla Piotrka powiedział Marek. Chcą go adoptować.
Dłoń Agnieszki zamarła na talerzu, który wycierała. Mrugnęła, potem wymusiła uśmiech. To wspaniale. W końcu będzie miał prawdziwą rodzinę. Głos jej zadrżał.
Popatrzyłam na nich. Po prostu go oddacie?
Marek potarł skronie. Taki był plan. Od początku byłem przeciw. Agnieszka mnie przekonała. Ale umowa była tymczasowa. Nie mamy czasu w dziecko.
Jakoś daliście radę przez te miesiące odparłam.
Mieliśmy pomoc rzucił Marek, spoglądając na mnie. choćby tak ledwie zipaliśmy.
Chciałam zaprotestować, ale wtedy usłyszałam ciche kroki na schodach. Piotrek stał w drzwiach, sztywny, z zaciśniętymi pięściami.
Kłamiecie powiedziałam cicho. Spojrzałam na Marka i Agnieszkę. Potrzebujecie tego chłopca tak samo jak on was, jeżeli nie bardziej.
Twarz Piotrka skrzywiła się. Odwrócił się i pobiegł na górę. Nie powiedziałam nic więcej. Pokręciłam głową i wyszłam.
Tej nocy prawie nie spałam. Dom był zbyt cichy. Leżałam, wpatrując się w sufit.
Tuż przed świtem usłyszałam szmer na korytarzu. Wstałam, ale było pusto. Wtedy drzwi wejściowe cicho zamknęły się.
Zbiegłam na dół i wyszłam. Mała postać szła drogą, z plecakiem przez ramię.
A dokąd to, młody człowieku? zawołałam.
Piotrek odwrócił się, oczy rozszerzone. O, pani Grażyno! Co pani tu robi?
ZmPociągnęłam go za rękę i wróciłyśmy do domu, gdzie Marek i Agnieszka czekali z otwartymi ramionami, gotowi, by w końcu stać się dla niego prawdziwą rodziną.

![Bal Wszystkich Świętych u św. Józefa w Świdnicy [FOTO]](https://swidnica24.pl/wp-content/uploads/2025/11/bal-Wszystkich-Swietych-sw.-Jozef-Swidnica-3-listopada-2025-19.jpg)











