Dyrektor szkoły zauważył, iż 9-letnia dziewczynka codziennie zabiera resztki ze szkolnej stołówki. Postanowił ją śledzić.
Dyrektor Nowak od piętnastu lat pracował w szkole i nauczył się jednego: dzieci dźwigają ciężary, których dorośli często nie dostrzegają.
Niektóre pokazywały swoje problemy otwarcie, inne chowały je za grzecznym uśmiechem i cichym posłuszeństwem.
Mała Zosia należała do tych cichych.
Miała dziewięć lat, była drobna jak na swój wiek, z ciemnymi warkoczykami starannie związanymi niebieskimi wstążkami. Nigdy nie sprawiała kłopotów, nigdy nie przerywała lekcji. adekwatnie to często znikała w tłumie.
Dlatego dyrektor Nowak zbyt długo nie zauważał, co robiła.
Kradła jedzenie.
Nie w sposób oczywisty. Nie chodziło o nerwowe chwytanie kanapek czy napychanie kieszeni. Była ostrożna, metodyczna. Każdego dnia po obiedzie skanowała stołówkę wzrokiem, szukając resztek – nierozpakowanych kanapek, nieotwartych kartoników mleka, owoców pozostawionych na tackach.
Potem dyskretnie wkładała je do plecaka, zapinała go i wychodziła.
Dyrektor Nowak widział już wystarczająco wiele zmagających się dzieci, by wiedzieć, iż coś jest nie tak.
Tego popołudnia, gdy uczniowie odsuwali krzesła i szykowali się do wyjścia, delikatnie się do niej zbliżył.
— Zosiu — powiedział, kucając obok niej. — Dlaczego bierzesz to jedzenie, kochanie?
Jej palce zacisnęły się na paskach plecaka.
— Proszę pana… — zawahała się, potem spojrzała w podłogę. — Mama bardzo ciężko pracuje, ale czasami nie mamy co jeść.
Dyrektor Nowak zbyt długo pracował z dziećmi, by nie wyłapać półprawdy. Zosia nie kłamała, ale nie mówiła też całej prawdy. Wieczorem, rozmawiając z żoną, Kasią, podjął decyzję.
Będzie ją śledził.
Siedział przy stole, ale jego myśli krążyły wokół obrazu z tego dnia – Zosi pakującej resztki jedzenia do plecaka. Nie mówił wiele, a Kasia to zauważyła. Zawsze zauważała.
— Jesteś cichy — powiedziała, lekko przechylając głowę. — Ciężki dzień?
— Tak — westchnął, rozluźniając ramiona.
Przez chwilę się w niego wpatrywała.
— Sprawy dyrektorskie? Niewychowani nauczyciele? A może jedno z twoich dzieci?
To, jak to powiedziała – *jedno z twoich dzieci* – ścisnęło go w piersi.
Odłożył widelec.
— Jest taka uczennica. Zosia. Dziewięć lat, cicha, trzyma się na uboczu. Dobra dziewczynka.
Kasia skinęła głową, czekając.
— Dziś zauważyłem, jak zabiera resztki ze stołówki. Nie dodatkowe przekąski, co jest w porządku. Zachęcamy do tego, zwłaszcza gdy dzieci mają długie dni. Ale Zosia? Zbierała jedzenie. Kanapki, jabłka, kartony mleka.
Kasia zmarszczyła brwi.
— Zjadała to później?
— Nie — pokręcił głową. — To wyglądało, jakby je ratowała.
— Zapytałem ją o to — kontynuował. — Powiedziała, iż mama ciężko pracuje i czasami nie mają co jeść. I to może być prawda.
Westchnął, masując skronie.
— Ale, Kasiu, coś mi tu śmierdzi. Jakby nie mówiła wszystkiego.
Kasia zamilkła na chwilę, zamyślona. Potem odłożyła widelec i złożyła dłonie na stole.
— Myślisz, iż jest w tym coś więcej?
— Tak — przyznał. — I nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, iż to coś poważnego.
Skinęła powoli i nałożyła mu pieczonego ziemniaka.
— Co zamierzasz zrobić? — zapytała.
Zawahał się.
— Myślę, żeby jutro ją śledzić.
Brwi Kasi uniosły się lekko, ale nie wyglądała na zaskoczoną. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, iż nie odpuści.
— Kochanie — powiedziała cicho. — jeżeli przeczucie podpowiada ci, iż coś jest nie tak, powinieneś go posłuchać.
Jego palce zacisnęły się na krawędzi stołu.
— A jeżeli przesadzam?
— A jeżeli nie? — odpowiedziała pytaniem.
To wystarczyło. Podała mu rękę, delikatnie ściskając jego dłoń.
— Zosia to tylko dziecko — powiedziała. — jeżeli coś jest nie tak, może nie wiedzieć, jak poprosić o pomoc. Ale ty zawsze zauważasz tych, którzy jej potrzebują.
Ciepło jej dotyku, pewność w głosie… uspokoiły go. Jutro pójdzie za Zosią. I odkryje prawdę.
Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek, a uczniowie tłumnie opuszczali szkołę, dyrektor Nowak zachował dystans, obserwując, jak Zosia idzie w stronę ulicy. Ale zamiast wrócić do domu, wybrała inną drogę – prowadzącą na obrzeża miasta.
W żołądku zacisnął mu się węzeł.
Zosia przeszła kilka przecznic, obok zamkniętych sklepów i pustych działek, aż dotarła do opuszczonego domu na końcu ulicy.
Dyrektor Nowak zatrzymał się kilka metrów dalej, ukryty za drzewem. Dom wyglądał jak zmurszały szkielet – farba dawno odpłDom był stary i zapomniany, ale Zosia wiedziała, iż w środku kryje się człowiek, który kiedyś uratował jej życie – i teraz jej kolej było pomóc mu odnaleźć drogę powrotu.














