DWA Skrzydła

newsempire24.com 2 tygodni temu

Roman i Włada przeżyli wspólnie siedem lat. Ze szkolnej ławy nierozłączni. Dzieci nie mieli. Jakoś się nie zdarzyło. Ukochana babcia Romana nalegała:
– Poślubcie się prawnie, dzieciątka! Wtedy spłynie na was Boża łaska. Pan Bóg da wam dziedzica.
Dla Romana jego babcia była autorytetem niezachwianym. Dlatego niedługo złożył oficjalną propozycję małżeństwa swej konkubinie.
Wesele wyprawili huczne. Zamienili się obrączkami. Pieczątki do paszportów wbili. Jednak podczas uroczystości wynikła niespodzianka. Gdy nowożeńcom podano kieliszki z szampanem, mieli obowiązek wypić do dna (na szczęście bez łez). Następnie, tradycja nakazywała, cisnąć puste kieliszki o ziemię i potłuc. Otóż kieliszek Romana rozprysnął się na drobne skorupy, a kieliszek Włady choćby nie pękł, tylko się potoczył.
Goście zaszemrali, szeptali (lecz tak, by wszyscy słyszeli):
– Ojej, zła wróżba! Nie będzie im się szczęściło.
Roman i Władysia tylko się uśmiechnęli. “Bzdury!” I zabawa trwała dalej.
A gdy wesele ucichło, młodzi małżonkowie mieli żyć długo i szczęśliwie. Ale…
Władysława, uzyskawszy status prawnej żony, niedługo się odmieniła i wzięła rządzić. Wszystko było nie tak. Zaczęła czepiać się o byle co. Potem zaś oznajmiła:
– Daremnieśmy, Romanie, podpisali. Ty i ja to zupełne przeciwieństwa. Jak niebo i ziemia. Lepiej będzie, jeżeli się rozstaniemy.
…Roman obwiniał teściową. Dla niego była babą z bajki “O złotej kaczce”. Zawsze mało jej było. Uwagi, pieniędzy, miejsca w dwupokojowym mieszkaniu… A jeżeli zięć zamieszkał w jej, “krwią zapracowanym” mieszkanku, wówczas teściowa bez ustanku mogła go “piłować” i pouczać, jak zarobić milion, nie zaś wegetować. Roman milcząc znosił ataki żony i teściowej przez rok. Aż usłyszał:
– Wynoś się.
Spytał żony:
– Włado, to jest ostateczna WASZA z mamą decyzja?
– Tak! Moja matka tu nic do rzeczy! – warknęła Władysława.
Roman powoli jął zbierać rzeczy, z nadzieją spoglądając na żonę. “Może się rozmyśli, ulituje?”
Lecz Władysława choćby brwi nie drgnęła.
– Żegnaj, żono! Przepraszam, jeżeli coś nie tak, – westchnął Roman.
– Żegnaj! – Władysława trzasnęła za mężem drzwiami.
Roman odszedł od rodzinnego ogniska. Nie było mu jednak dane długo smucić się.
Młodzieniec natychmiast znalazł się w ramionach innej dziewczyny. Chłopak był niczego sobie. Wysoki, sportowy, męski.
Dziewczyna kochała Romana od dawna. Razem pracowali. I gdy tylko Bogusława (tak zwała się nowa wybranka) spostrzegła, iż Roman chodzi ostatnio jak struty i nie żartuje jak zwykle, zaproponowała spotkanie poza pracą. Roman przystał. Z nudów…
Bogusława była dziewczyną wolną i urodziwą. Z nieskazitelną reputacją.
Wieczorem młodzi przespacerowali się parkiem, wypili kawę w przytulnej kawiarence. Roman opowiedział Bogusławie swe całe życie. Dziewczyna współczuła w odpowiedzi, wzdychała, koiła jak potrafiła. I nagle “wyrzuciła z siebie”:
– Romeczku, naprawdę nie spostrzegłeś, jak na ciebie patrzę, jak łapię każde twe spojrzenie? Kocham cię od dawna! Ślepyś, czy jak?
Roman, oczywiście, domyślał się uczucia Bogusławy. Spotykali się w pracy codziennie. Gdy Roman podchodził – Bogusława to się rumieniła, to bladła. Głos jej się załamywał, czuła pustkę w głowie. Roman zwracał na nią uwagę jak na śliczny, pachnący kwiat, ale nic więcej. Bogusława była zupełnym przeciwieństwem żony Romana. Spokojna, czuła, ustępliwa. Podobało się to Romanowi. ale wówczas był żonaty! Sobie nie pozwalał. A teraz, gdy wypędzono go z domu, pomyślał: “Czemużby nie? Rybka sama płynie do rąk… Po cóż omijać smakowity kąsek?”
…Rankiem Roman i Bogusława przyjechali na pracę razem. Koledzy, ujrzawszy parę, mrugnęli między sobą. Rzekomo, Bogusława swego dopięła. Wszyscy wiedzieli, iż dziewczyna marzyła o Romanie. ale przeszkody, zwanej żona, nigdy by nie przekroczyła.
Roman zamieszkał u Bogusławy.
Bogusława, niczym piękny motyl, trzepotała i trzepotała wokół ukochanego. Wyczuwała wszystkie jego pragnienia. Zaspokajała je jak mogła. Zdawało jej się, iż większego szczęścia na ziemi nie ma! Roman z przyjemnością przyjmował wszelkie troski Bogusławy. W myślach nazywał ją – Świetlikiem. Taka była jasna, iż tym światłem grzała duszę.
…Dziewczyna przedstawiła Romana rodzicom. Tata Bogusławy był wysokim urzędnikiem. Zauważył, iż córka jest w Romanie zadurzona po uszy. Wydał wyrok:
– Skoro tak – żyjcie wspólnie. Wesele później urządzimy. Najpierw zobaczę, coś za jeden, zięciu
Leśa i Roman zatoczyli krąg niewierności i rozstań, ale gdy teraz trzymali w ramionach Maśkę, a starsza córeczka bawiła się u stóp dziadka, Roman uśmiechnął się do teścia i odparł spokojnie: “Tato, teraz gdy mamy już dom i miłość, spróbujemy.”

Idź do oryginalnego materiału