Do końca
Kamila po raz kolejny jadła kolację sama. Zegar wskazywał już dziewiątą, a od Marka ani telefonu, ani wiadomości. „Znowu zostali go w pracy” — pomyślała, choć sama w to nie wierzyła…
…W ostatnim miesiącu tych „spóźnień” było za dużo. Najpierw zdarzały się rzadko — raz na dwa tygodnie. Potem raz w tygodniu. A teraz wydawało się, iż mąż w ogóle przestał wracać do domu o czasie.
Kamila dobrze pamiętała, jak to się zaczęło. Najpierw Marek mówił, iż w pracy zryw — istotny projekt, deadline. Wierzyła i czekała do późna.
Potem wymówki stawały się coraz dziwniejsze. W poniedziałek zadzwonił i oświadczył, iż utknął na parkingu, bo traktor odśnieżał i nie pozwalał wyjechać. Kamila milczała, obserwując zachowanie męża. Doskonale wiedziała, iż w jego pracy jest podziemny parking, do którego ten traktor nie dotarłby choćby w tydzień.
W środę „spóźnił się” przez ważne zebranie, choć w ich firmie prawie nie organizowano spotkań biznesowych. A jeżeli już, to na wideokonferencji i rano.
A wczoraj stwierdził, iż utknął w biurze, bo… rozbolał go brzuch i przez niestrawność spędził w toalecie ponad godzinę.
Kamila nie była głupia. Rozumiała, iż mąż coś ukrywa. Histerią prawdy nie wydobędzie. Ale co takiego mógł ukrywać?
— Jak się czujesz? — spytała Kamila, starając się, by głos brzmiał spokojnie i troskliwie.
Marek, który właśnie wszedł do mieszkania, zmęczony opadł na łóżko i ciężko westchnął.
— Jakoś nie najlepiej — odparł, pocierając brzuch. — Business lunch zamówiliśmy z tej knajpki, widocznie się zatrułem…
— Och, straszne. Wierzę, iż źle się czujesz — odezwała się Kamila, udając współczucie, patrząc na reakcję męża. — Przyniosę ci lekarstwo. Dobrze działa.
— Nie! — poderwał się Marek, ale natychmiast usiadł, zrozumiawszy, iż prawie krzyknął.
— Co się stało? — zdziwiła się Kamila.
— Kolesie z pracy dali mi jakieś lekarstwo. Nie pamiętam nazwy, ale pomogło.
— Tak? No dobrze — wzruszyła ramionami Kamila. — Tylko lepiej zapamiętaj nazwę, bo kto wie, co ci dali…
— Masz rację — wymusił uśmiech Marek. — Pójdę pod prysznic i spać, bo jakoś niedobrze mi.
— Jasne — odpowiedziała Kamila, przesuwając dłonią po policzku męża i wychodząc z sypialni.
Gdy tylko Marek wszedł do łazienki, Kamila natychmiast udała się do kuchni. Stała przy stole, nerwowo ściskając telefon Marka. Jej wzrok ślizgał się po ekranie. Wiadomości, połączenia, komunikatory — pusto. Nic, co wzbudzałoby podejrzenia. Ale wtedy Kamila postanowiła sprawdzić aplikację bankową.
„Przelew 50 000 zł na nazwisko Alicji K.” — przeczytała Kamila w myślach i wszystko w niej ścięło się lodem. Usłyszała, iż Marek zakręcił wodę w łazience. Gorączkowo zamknęła wszystkie karty i zaniosła telefon do sypialni.
— Nie panikować, nie panikować, nie panikować — szeptała Kamila te słowa jak mantrę, by się uspokoić. — Kim, do cholery, jest ta Alicja K.?
Kamila próbowała uchwycić ulotne wspomnienie. Alicja K. — koleżanka z pracy, znajoma, księgowa?
Nocą sen nie nadchodził. Kamila przewracała się w ogromnym łóżku, które nagle wydawało się puste i zimne. Marek spał spokojnie obok, nieświadomy, iż żona miota się w domysłach. W pewnym momencie Kamila zapadła w płytki sen, ale choćby tam prześladowały ją strzępy zdań, niewyraźne obrazy, niepokojące wizje.
Przebudzenie było gwałtowne, jak od ciosu.
„Alicja!” — imię boleśnie wypaliło się w pamięci. Była dziewczyna Marka, o której wspominał tylko kilka razy. Ta, o której zawsze mówił niechętnKamila wzięła głęboki oddech, postanawiając, iż następnego dnia sama odszuka Alicję i spojrzy w oczy przeszłości, która teraz zagrażała jej przyszłości.