Dlaczego twoja mama mnie nie lubi? Przecież nic złego jej nie zrobiłam!

twojacena.pl 3 tygodni temu

**Dziennik osobisty**

„Nie podobałam się twojej mamie. Dlaczego? Przecież nigdy nie zrobiłam jej nic złego” – spytała Kinga.

„Wojtek, gdzie tak pędzisz? Zjedz spokojnie śniadanie” – surowo powiedziała Weronika Stanisławówna.

„Mamo, spóźniam się” – Wojtek odgryzł pół kanapki, popił kawą i wybiegł z kuchni.

„Tylko sobie żołądek zepsujesz…” – mruczała Weronika Stanisławówna, kulejąc za nim na swoich krępych nóżkach. – „Do tej swojej Kingi się śpieszysz? Co ty w niej widzisz? Jagna to piękna, elegancka dziewczyna, i kocha cię. Lepiej by ci pasowała. Razem wyglądacie jak para z reklamy.”

Wojtek w milczeniu wiązał sznurowadła, przeżuwając resztkę kanapki.

„Jak mały chłopiec” – pokiwała głową. – „Twoja Kinga pięć minut by zaczekała, świat by się nie zawalił.”

„Mamo, przestań” – Wojtek wyprostował się, poprawił koszulkę. – „To moje życie. Sam zdecyduję, kto mi odpowiada.”

„Zdecydujesz, a potem będzie za późno. Taka dziewczyna jak Jagna nie zostanie sama…” – Ostatnie słowa Weronika Stanisławówna rzuciła już w zamknięte drzwi.

Zaciśniętą wargą wróciła do kuchni. Dopięła niedojedzoną kanapkę syna, wpatrując się w ścianę. Potem z furią zabrała się za szorowanie kuchenki. Gdy była zdenerwowana, zawsze czyściła – kuchenkę, podłogi, cokolwiek.

Gdy zadzwonił dzwonek, pomyślała, iż Wojtek czegoś zapomniał. Otworzyła – ale w progu stała Kinga. Smukła, uśmiechnięta, z wielkimi szarymi oczami, patrzącymi jak u dziecka czekającego na cud.

„Weroniko Stanisławówno, dzień dobry. A Wojtek…”

„Wymknął się pięć minut temu. Nie minęliście się?” – spytała, naciągając uśmiech. Nie wiadomo było, czy cieszy ją widok dziewczyny, czy to, iż swoimi słowami ją zmartwiła.

„Szkoda. Proszę mu powiedzieć, iż byłam. Wyjeżdżamy z mamą do babci – trafiła do szpitala.”

„Powiem. Dlaczego by nie? Ale możesz sama do niego zadzwonić.”

„Próbowałam. Telefon ma wyłączony.”

Weronika Stanisławówna zawsze prosiła, by wyłączał dźwięk w domu. Twierdziła, iż od ciągłych połączeń dostaje migreny.

Gdy po dwudziestu minutach Wojtek wrócił przygnębiony, spytała szyderczo:

„Co tak wcześnie, synku?”

„Nie przyszła. I w domu jej nie ma. Mamo, Kinga nie była?”

„A miała?” – udała niewinną konsternację. – „Wszystko się może zdarzyć. Twoja Kinga nikdzie nie uciekła. Przyjdzie.”

Później Wojtek poszedł na trening, a Weronika Stanisławówna, wyczyszczywszy kuchenkę do połysku, wybrała się do sklepu. Tam natknęła się na Jagnę, dawną koleżankę syna.

Jagna była piękna – nie ta chuda, wielkooka Kinga. A to, iż jej ojciec pracował w urzędzie miasta? To już była prawdziwa gratka. Z takim teściem syn miałby pozycję, dobrą pracę, mieszkanie… Nie może przecież całe życie być tylko sportowcem. Weronika Stanisławówna nie była materialistką, ale przyszłość jedynego syna nie mogła być przypadkowa.

„Witaj, Jagnusiu” – powitała ją słodkim głosem. – „Dawno cię nie widziałyśmy.”

„Dzień dobry. Chętnie bym wpadała, ale Wojtek ma dziewczynę. choćby na mnie nie patrzy.” – Jagna od razu weszła w rolę, nadąsana.

„A ty się postaraj. Zaproś go do kina, na spacer.”

„Próbowałam. Zawsze zajęty.”

„Wiem, czym zajęty” – machnęła ręką. – „A tak między nami, Kinga wyjechała. Na tydzień. Więc nie marnuj czasu. Wpadnij dziś wieczorem. Herbatkę wypijemy.”

Jagna rzeczywiście przyszła. Weronika Stanisławówna „zaparzyła herbatę”, znacząco spoglądając w stronę pokoju syna. Jagna zapukała i weszła. Wojtek leżał na kanapie, wpatrzony w sufit.

„Cześć. Spotkałam dziś twoją mamę. Zaprosiła mnie. Skąd ta mina? Może do kina?”

„Jagna, ledwo żyję po treningu. Innym razem, dobrze?” – Niechętnie usiadł.

„Dobrze, trzymam za słowo.” – Jagna usiadła obok, wypytując o treningi, zawody – wszystko, co Wojtka interesowało poza Kingą. Pili herbatę, a Weronika Stanisławówna zasugerowała, by odprowadził Jagnę – „takiej pięknej dziewczynie niebezpiecznie chodzić samej po ciemku”.

***

Kinga kochała babcię. To przez nią poszła na medycynę. Babcia często chorowała, ale nienawidziła lekarzy.

„Jak dorosnę, sama cię będę leczyć” – mówiła jako dziecko. Teraz była już po czwartym roku.

Lekarz uspokoił – nic poważnego, tydzień obserwacji i wraca do domu. Kinga spakowała się od razu.

„Dokąd? Masz przecież wolne. Twój Wojtek nie ucieknie.” – Mama pokręciła głową.

„Zostań z babcią. Jak Wojtek wyjedzie na zawody, wrócę i cię zmienię.”

„No dobrze, jedź.” – Westchnęła.

„Wojtek to dobry chłopak, ale nie można tak całkiem tracić dla niego głowy.” – Mama pamiętała własną miłość do ojca Kingi. Wydawało się, iż to na wieczność. A gdy Kinga miała osiem lat, odszedł. – „Może córce się uda. Oby.”

Kinga wróciła i od razu pobiegła do Wojtka.

Drzwi otworzyła Weronika Stanisławówna. Jej wzrok był jak mur.

„Znowu ją przyniosło. Uparciuch. A tu już się z Jagną układało…” – pomyślała, ale uśmiechnęła się kwaśno i oznajmiła, iż Wojtka nie ma i nie wie, kiedy wróci.

„Powiem, iż byłaś” – dodała, zamykając drzwi. – „Natrętna.”

Kinga znów wykręciła numer Wojtka. Nie słyszy? Celowo nie powiedziała, iż wraca wcześniej – chciała zrobić niespodziankę. Zeszła na klatkę, stanęła przy oknie. Stąd widać było całe podwórko. Czekała długo. Jakiś staruszek rzucił jej niechętne spojrzenie.

Już miała iść, gdy zobaczyła Wojtka. Ale nie była jedyną, która na niego czekała. Z cienia wyszła Jagna. Podeszła, energicznie objęła go i pocałowała w policzek. Nie na powitWojtek nie odepchnął jej, a Kinga, z sercem pełnym goryczy, odwróciła się i odeszła w ciemność, nieświadoma, iż to właśnie ten moment zmieni ich życie na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału