Dlaczego tak na mnie patrzysz? Tak, nie chcę dzieci. Czy nie jest nam dobrze razem? – zapytała żona męża.

newsempire24.com 4 dni temu

*Dzisiaj w moim dzienniku…*

„— Co tak na mnie patrzysz? No tak, nie chcę dzieci. Czy źle nam we dwoje?” — zapytała Justyna męża.

Pierwszy promień słońca zajrzał do kuchni, przeciął podłogę, ścianę i blat stołu w pasy światła i cienia, aż w końcu musnął twarz Adriana, drażniąc jego zmęczone, zaczerwienione oczy. Mężczyzna odsunął się wraz z krzesłem w głąb pomieszczenia, gdzie cień dawał chwilę wytchnienia.

Słońce, jakby urażone, schowało się za blokiem naprzeciwko. W kuchni zrobiło się ponuro. Wtedy właśnie rozległ się wyczekiwany dźwięk otwieranego zamka. Adrian wstrzymał oddech, nasłuchując cichych szmerów w przedpokoju.

„— Adrian? Nie śpisz?” — głos Justyny brzmiał niepewnie.

„— Gdzie byłaś?” — zapytał ochryple.

Żona zawahała się przed odpowiedzią. Gdyby odpowiedziała od razu, może by uwierzył.

„— Z Kasią w kawiarni, potem… u niej. Przepraszam, upiłam się, zasnęłam.”

„— Dlaczego nie zadzwoniłaś?”

„— Byłam pijana, nie chciałam cię budzić.”

„— Liczyłaś, iż prześpię twoją nieobecność.” — Nie patrzył na nią.

„— O co ci chodzi? Wyjęłam się raz w życiu!” — podniosła głos.

„— Raz w życiu?” — odwrócił się gwałtownie.

Justyna spuściła wzrok. „— Jestem zmęczona, pogadamy później.”

Gdy chciała wyjść, Adrian złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Krzyknęła, próbując się wyrwać.

„— Puść, bolisz mnie!”

Ścisnął mocniej. „— Byłaś z nim? Mów!”

„— Tak! Tak! I co, teraz lepiej? Nienawidzę cię!” — warknęła, szarpiąc się.

Wtedy puścił ją nagle. Oderwana siłą, uderzyła łokciem w framugę.

„— Wynoś się.” — Wstał, odwrócił plecami.

„— Adrian, przecież—”

„— Wypierdalaj do niego! Po rzeczy przyjdziesz jutro.”

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Adrian kupiłem butelkę wódki, wypił jednym haustem, a potem zasnął na kanapie.

***

Poznali się trzy lata temu. Justyna — żywiołowa, zawsze w centrum uwagi. Nie gotowała, nie planowała przyszłości. Adriana to bawiło… dopóki ich znajomi nie zaczęli zakładać rodzin.

„— Dzieci? Jeszcze mamy czas!” — śmiała się, gdy próbował rozmawiać. Ale pewnego dnia zobaczył ją w kawiarni z przystojnym nieznajomym. „— To mój kolega z liceum!” — wyjaśniła zbyt szybko.

Teraz wiedział: kłamała.

***

Minęły tygodnie. Adrian przestał wychodzić do znajomych. Pewnego dnia w sklepie spotkał starszą kobietę z ciężkimi torbami. Pomógł jej zanieść zakupy do domu. W drzwiach stanął pięcioletni Mikołaj.

„— To mój tata?” — zapytał chłopiec babcię.

„— Nie, synku. To miły pan.”

Okazało się, iż matka chłopca — Ola — wyjechała do pracy za granicę. Dziecko było owocem przemocy, którego nie potrafiła pokochać. Adrian odwiedzał ich coraz częściej. Mikołaj przypominał mu, jak bardzo pragnął być ojcem.

Pewnego wieczoru Ola wróciła niespodziewanie. „— Proszę więcej nie przychodzić. Nie chcemy przyzwyczajać Mikołaja do obcych.”

Słuchał. Ale w Wigilię spotkał ich w centrum handlowym. Chłopiec płakał, bo matka znów wyjeżdżała.

„— Mikołaju, Mikołaju! — Adrian ukląkł przed nim. — Kto będzie czekał na Mikołaja Świętego?”

Ola spojrzała na niego inaczej.

„— Jutro w przedszkolu mają jasełka… Może pan pójdzie z nim? Ja… muszę jechać.”

Adrian skinął głową. Tej nocy kupił choinkę i prezenty. Po raz pierwszy od miesięcy czuł, iż życie ma sens.

*I tak oto zrozumiałem: czasem krzywdy prowadzą nas tam, gdzie jesteśmy potrzebni. Może właśnie Mikołaj i Ola są moją szansą na nowe życie?*

Idź do oryginalnego materiału