„Co tak na mnie patrzysz? No właśnie, nie chcę dzieci. Czy nam źle we dwoje?” – zapytała Justyna męża.
Pierwszy promień słońca zajrzał do kuchennego okna. Przedzierając się przez żaluzje, rozrysował podłogę, ścianę i blat stołu w pasy światła i cienia. Dotarł do twarzy Krzysztofa i przeciął jego zmęczone, zaczerwienione oczy.
Krzysztof przymknął powieki, ale choćby przez cienką skórę powiek czuł jasność. Odsunął się razem z taboretem w stronę, gdzie słońce nie mogło dosięgnąć jego niewyspanych oczu.
Jakby urażone, słońce nagle schowało się za ścianę dziewięciopiętrowego bloku naprzeciwko. W kuchni zrobiło się od razu ciemno i ponuro. W tej samej chwili rozległ się długo wyczekiwany dźwięk otwieranego zamka. Krzysztof drgnął, wstrzymując oddech, nasłuchiwał ostrożnych szmerów w przedpokoju.
Skradające się kroki bosych stóp zamarły na moment w salonie, potem znów się zbliżały.
„Krzysztof? Nie śpisz?” – zapytała żona, jak mu się wydawało, zaskoczona i zakłopotana.
„Gdzie byłaś?” – zachrypiał, rozwierając wyschnięte usta.
Justyna nie odpowiedziała od razu. Gdyby nie zwlekała, może by uwierzył. Ale przez te kilka sekund milczenia myślała nad odpowiedzią.
„Byłyśmy w kawiarni z Basią, potem… u niej w domu. Przepraszam, trochę się rozpędziłyśmy, zupełnie straciłam poczucie czasu. Zasnęłam.” – kłamała.
„Dlaczego nie zadzwoniłaś?”
„Mówię ci, byłam pijana. Nie chciałam cię budzić.” – odparła już spokojniejszym tonem.
„Miałaś nadzieję, iż będę spał i nie zauważę.” – Krzysztof mówił, nie patrząc na nią.
„Ale o co ci chodzi? Wybrałyśmy się, pogadałyśmy. Nie wolno raz na ruski rok sobie odpuścić?” – podniosła głos, przechodząc do kontrataku.
„Raz na ruski rok?” – Krzysztof odwrócił się do niej.
Justyna mrugnKrzysztof odetchnął głęboko, spojrzał na śnieg za oknem i uśmiechnął się lekko – w końcu zrozumiał, iż czasami życie pisze własne scenariusze, zupełnie inne niż nasze plany, ale zawsze prowadzące tam, gdzie powinniśmy być.