Czy zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego w tylu religiach tak dużo mówi się o tym, jak kobieta powinna się ubierać, z kim sypiać, czy powinna być dziewicą przed ślubem albo czy w ogóle może mówić o swojej seksualności bez wstydu?
To nie przypadek. To system. I czas nazwać rzeczy po imieniu.
Skąd to się wzięło?
Od wieków kobieca seksualność była przedstawiana jako coś, co trzeba „trzymać na smyczy”. Dlaczego? Bo w patriarchalnych społeczeństwach (czyli takich, gdzie władzę mieli głównie mężczyźni) kobieta miała konkretną rolę: być żoną, rodzić dzieci, dbać o dom. A jej ciało – szczególnie seksualność – traktowano jak coś, co należy do ojca, potem do męża.
Właśnie dlatego religie tak często wprowadzały zasady, które mówiły kobietom, co wolno, a czego nie. Chodziło nie tylko o moralność. Chodziło o władzę. O kontrolę.
Seksualność = grzech?
W wielu religijnych przekazach kobieta kusi, zwodzi, sprowadza na złą drogę. Ewa w raju, Salome tańcząca przed królem, kobiety przedstawiane jako zagrożenie dla „czystości” mężczyzny… To narracja, która powtarza się od wieków. I co najgorsze – często sprawia, iż same zaczynamy wierzyć, iż nasza seksualność jest czymś wstydliwym, złym albo niebezpiecznym.
Co za tym stoi?
Zwykle chodzi o władzę. Kobieta, która zna swoje ciało, zna swoje potrzeby, umie stawiać granice i świadomie wybiera, z kim i jak żyje – to kobieta niezależna. A niezależność nie wszystkim się podoba. Łatwiej kontrolować kogoś, kto wierzy, iż jego pragnienia są grzeszne albo iż jego ciało nie należy do niego.
Czy musi tak być?
Na szczęście nie. Coraz więcej kobiet – także wierzących – mówi głośno: „Moja seksualność nie jest twoją sprawą”. Powstają ruchy, blogi, grupy i społeczności, które pokazują, iż można być osobą duchową i jednocześnie wolną. Że można mieć wiarę i szanować siebie, swoje ciało i swoje wybory.
Nie chodzi o to, żeby walczyć z religią – ale o to, żeby odzyskać prawo do bycia sobą. Bez wstydu. Bez strachu.
Na koniec
Jeśli kiedykolwiek czułaś się winna z powodu swoich potrzeb, jeżeli ktoś mówił Ci, iż masz być „czysta”, „pokorna” albo „niezbyt wyzywająca” – pamiętaj: to nie Ty jesteś problemem. Problemem jest system, który chce, żebyśmy się siebie bały.
Masz prawo do swojej seksualności. Masz prawo do wiedzy, wolności, przyjemności i miłości – na własnych zasadach.
Nie pozwól, żeby ktoś w imię „świętości” odebrał Ci siebie.
Wilczyca