Dlaczego ona koniecznie chciała pomóc starszej pani z ciężką torbą?

newsempire24.com 3 dni temu

Przemek często zadawał sobie pytanie, dlaczego musiał pomagać starszej pani z olbrzymią torbą, której uchwyty się urwały. Podczas zbierania prawie zniszczonych produktów z chodnika pod deszczem przekleństw, czas uciekał, a on spóźniał się do pracy.

To przez jego nadmierną litość. Nie mógł przejść obojętnie obok człowieka leżącego na ławce, który zdawał się być bez życia. Przemek wzywał wtedy pomoc, nie zważając na przeszywający zapach alkoholu wokół osoby leżącej. W efekcie? Ratownicy medyczni krzyczeli, iż to tylko pijany człowiek, niepotrzebnie ich wzywając. A policjanci prowadzący obolałego mężczyznę na komisariat rzucali jemu ukradkowe spojrzenia, jakby to była jego wina.

Choć wszyscy nazywali go „szalonym” za jego plecami, Przemek był życzliwy. Po śmierci matki oddał mieszkanie ojczymowi, mimo iż to on w dużej mierze przyczynił się do jej odejścia. Ojczym nie pracował, podczas gdy matka, oprócz pracy na etacie, sprzątała klatki schodowe, aż zmarła z przepracowania. Jednak Przemek go żałował. Mężczyzna był już stary, ciężko było mu znaleźć mieszkanie. A on co? Był młody, ropa pracy się znajdzie. Sąsiedzi ledwo przekonali go, żeby się nie wymeldowywał i nie dał mieszkania na darowiznę.

Przemek postanowił wyjechać do miasta. Tam można było znaleźć pracę i wynająć mieszkanie. Oszczędności wystarczyły na pokój w mieszkaniu wspólnym. Na początku mył podłogi w supermarkecie, ale wypłata ledwie starczała na opłacenie pokoju. Były jednak tego plusy. Kiedy dzielono przeterminowane produkty, trochę zostawało dla niego. Dzięki temu nie głodował. Ale z odzieżą było inaczej. Niezależnie od tego, jak często jej nie prał, zużywała się ekspresowo. choćby nie wspominając o butach — klej do ich naprawy kupował często.

Przemek postanowił zostać gosposią. Ale bez doświadczenia trudniej było znaleźć pracę. W końcu przyjęto go okres próbny w firmie, gdzie pensje płacono z opóźnieniem, a personel traktowano okropnie.

Pierwszą klientką była starsza pani, której głos brzmiał jakby komandorski. „Herbata nie była odpowiednio zaparzona, łazienka źle wyszorowana, naczynia były tłuste…” W ten sposób zaczęła się jego kariera zawodowa. Ale Przemek zawsze się przepraszał i poprawiał każdy błąd, zamiast po prostu trzasnąć drzwiami. Przecież kto korzysta z pomocy obcych ludzi? Samotne emerytki, które muszą gdzieś gdzie wyładować cały swój negatywizm.

Właśnie do takich wysyłano niedoświadczonego Przemka i zawsze dziwiono się, czemu po jego wizycie nikt nie dzwonił i nie skarżył się na nowego pracownika.

Tego dnia, gdy się spóźnił, choćby go nie skrytykowano. Rzucono go na nagłą wizytę do leżącej kobiety. Okazało się, iż poprzednia pracownica opuściła ją. Przemek wszedł i oniemiał. Jak można było być tak bezwstydnym? jeżeli kobieta nie wstanie i nie zobaczy, jak wygląda jej mieszkanie po sprzątaniu, to wszystko można tam zostawić? Pani Jadwiga była zaskoczona, gdy Przemek delikatnie zmieniała jej brudną pościel, przebierała ją w czystą koszulę nocną i zajmowała się drobnym oparzeniem. Potem uśmiechała się, słuchając jak szoruje naczynia na przemian z odkurzaczem. Uspokoiła się tylko wtedy, gdy wszystko błyszczało a zapach smacznego jedzenia unosił się w domu. Przyniósł Jadwidze na specjalnej tacy pożywną zupę z kluskami i kubek pachnącej herbaty.

– Myślałem, iż przyda się wam domowa zupa, zwłaszcza iż widziałem tylko opakowania po gotowych daniach. Jedzcie, potem umyję talerz i pójdę. Na dziś więcej pracy nie ma.

Jadwiga zjadła z przyjemnością zupę i poprosiła Przemka, by usiadł z nią. Chciała wiedzieć, skąd pochodzi ten energiczny młodzieniec i co planuje na przyszłość. A przede wszystkim po prostu porozmawiać. Poprzednia Anastazja wpadała z półgodzinną wizytą, wciskała rozmrożonego kotleta z dodatkami i biegła dalej.

Przemek nie krępując się opisał swoje życie.

– Ale to trudne, codziennie sprzątać cudze mieszkania i znosić różne kaprysy. Czy to naprawdę zawsze było twoje marzenie? – zapytała ona.

– Och, pani Jadwigo, jakie to ja miałem marzenia. Chciałem być i piosenkarzem, i baletmistrzem. Ale głosu nie mam, a moje nogi są za krótkie. Do żadnych kółek mnie nie przyjęli. Jak mama była chora, chciałem zostać lekarzem i wszystkich leczyć. Ale najwidoczniej to nie było mi przeznaczone. Ledwo ukończyłem dziewięć klas, bo musiałem jednocześnie pracować. W kiosku u Stanisława. Chwalił mnie. choćby premia czasem wpadała, bo dbałem o czystość lady, przyjmowałem tylko dobre owoce. A teraz choćby na marzenia czasu nie mam. Biegam jak świnka w kołowrotku. W pracy się zarobię, przychodzę do domu. Mieszkam w komunie, a tam znów brudny korytarz, nieczyszczony kibelek, papieru już nie ma. Sprzątnę wszystko i od razu lecę spać. Raz, nie uwierzycie, zasnąłem w toalecie z szufelką w ręką – zaśmiał się radośnie.

Jadwiga się roześmiała. Polubiła tego wesołego i niezatapialnego młodzieńca.

– A chcesz pracować tylko u mnie? Z twoim szefostwem się dogadam. Bo miałam tu różne opiekunki. Jedne kradną, inne spieszą się do swoich rodzin po śpiesznej pracy. Gdy się rozchorowałam, zatrudniłam młodą dziewczynę do mieszkania. Na początku wydawała się w porządku. A potem zaczęła wymyślać cuda. Uciekała do klubu nocą, bawiąc się. A ja miałam harmonogram na leki. Wracała senna, z zapachem alkoholu, podawała mi szklankę z wodą i tabletką i mówiła: “Idę spać, jak się obudzę, wszystko przygotuję”.

Zniosłam to miesiąc, aż powiedziałem jej, iż jeżeli będzie tak dalej, wyleci stąd jak z procy. Znalazła nowy sposób. Zaczęła przyprowadzać tu kochanków. Myślała, iż jak leżę, to jestem też głucha. Musiałem się z nią rozstać. I tak zaczęłam szukać w różnych agencjach kogoś odpowiedniego, by znaleźć w końcu opiekunkę. Po tej bałaganiarskiej Anastazji, zapytałam w agencji po raz ostatni o pomoc. Pomyślałam, iż jak znów przybędzie podobna osoba, poszukam gdzie indziej. Nie myśl, iż jestem samotna. Mam syna i wnuka. Ale mieszkają w innym kraju, niestety. Tam mają stabilną pracę. Wspierają mnie bardzo finansowo. Przyjeżdżają, ale rzadko. A leżę już od pięciu lat. Poślizgnęłam się na schodach. Leczenie trwało długo. Lekarze obiecywali, iż siedzieć będę mogła. Widocznie jednak nie było mi to pisane. No i co? Zgodzisz się ze mną zamieszkać? – uśmiechnęła się Jadwiga.

– Oczywiście. Przecież potrzebujesz pomocy. Tutaj masz jeszcze tyle roboty. Zasłony nieprane, okna nieumyty, pod meblami kurz się gromadzi – zaczął wymieniać Przemek.

– Dobrze już, dobrze, przestań, Kopciuszku. Dziś zatrudniam cię do pracy. Jedź do swojej komuny, pakuj rzeczy i przyjedź do mnie. Będziesz mieszkać w sąsiednim pokoju. A ja póki co zadzwonię do twojego szefa – zaśmiała się Jadwiga.

Przemek wybiegł. A Jadwiga zadzwoniła do agencji. Rozmowa była nieprzyjemna, tam bezwstydnie zaczęli podnosić cenę, tłumacząc, iż Przemek to ich najlepszy pracownik. Jadwiga przypomniała sobie rozmowę z młodzieńcem i śmiała się.

– I co, to wy najlepszemu pracownikowi płaciliście dwie złote i wysyłaliście do najbardziej zajadłych klientów? Dajcie spokój. On jutro napisze wypowiedzenie. Płacić będę mu sama. I żadnych opóźnień! Albo urząd skarbowy was odwiedzi. Znajomości mam! – i rzuciła słuchawkę.

Tak Przemek zamieszkał u Jadwigi. Teraz codziennie na śniadanie były naleśniki, syrniki, placuszki. Codzienna higiena, mycie, czyszczenie zębów. Rozmawiając i opowiadając wesołe historyjki, Przemek radził sobie ze wszystkim z łatwością. Okna wyczyszczone, kurz zniknął spod mebli. I chociaż było już czysto i wszystko przygotowane, Przemek nie mógł się uspokoić. Chodził do biblioteki, przynosił stos magazynów, książek.

– Po co ci to? – śmiała się Jadwiga.

– To dla ciebie. Może znajdziemy jakieś ćwiczenia, które pomogą ci choćby usiąść. Kupię potem wózek i będę cię wywoził na dwór. Przecież te cztery ściany to żadna radość. A na dworze świeże powietrze, ptaszki śpiewają – rozmarzył się Przemek.

Jadwiga się rozpłakała.

– Przemku, choćby lekarze mi nie pomogli, a ty o jakichś ćwiczeniach mówisz. Nie poruszaj mojej duszy. Wiem, iż chcesz dobrze, ale mnie już chyba nic nie pomoże.

Ale Jadwiga jeszcze nie znała Przemka. Codziennie przychodził do jej pokoju, siadał w fotelu i przeglądał magazyny i książki. W milczeniu czytał i zaznaczał ołówkiem interesujące miejsca.

W końcu Jadwiga nie wytrzymała.

– Co tam znalazłeś? Pokaż mi.

Przemek szczęśliwie wstał z fotela, wyciągnął jeden magazyn ze stosu i podał Jadwidze.

– Znalazłem proste ćwiczenia. Trzeba je jednak robić regularnie i kilka razy dziennie. Ale nie martwcie się, mam wszystko pod kontrolą. jeżeli oczywiście się zgadzacie?

Jadwiga westchnęła.

– Przecież i tak mnie w spokoju nie zostawisz?

Przemek pokręcił głową.

– No to zróbmy próbę.

To była ciężka praca. Jadwiga czasem płakała, czasem się śmiała. Groziła, iż zwolni Przemka i wyrzuci. Ale z czasem przyzwyczaiła się. Ćwiczenia stały się bardziej zaawansowane, choć rezultaty początkowo nie były widoczne.

Aż pewnej nocy Jadwiga krzyknęła:

– Przemek, chodź tutaj!

Ten wystraszony wyskoczył z pokoju i podbiegł do Jadwigi.

– Gdzie boli? Co boli? Gdzie telefon?

Jadwiga pośpieszyła go uspokoić.

– Czego się tak zestresowałeś. Spójrz lepiej. Duży palec u stopy się rusza.

Przemek zawołał:

– Hurra! – ale zaraz przypomniał sobie, iż to jeszcze noc.

– A macie numer do lekarza? Zadzwońmy rano do lekarza. Niech przyjedzie i zobaczy – i zaczęła tańczyć po pokoju.

Lekarz przybył. Niecierpliwego Przemka wysłano do jego pokoju, by nie przeszkadzał. A potem go zawołano.

– Młody, jesteś niesamowity – powiedział z zaskoczeniem lekarz. – Można teraz zrobić kolejną operację. Zaryzykujmy, pani Jadwiga?

Ona się rozjaśniała.

– Oczywiście, panie doktorze Januszu.

Podczas operacji Przemek cały czas czekał w korytarzu. Mimo to pomagał. Pomagał załatwiać różne sprawy, czy pomóc przynieść leki.

Gdy Janusz wyszedł, Przemek zapytał z nadzieją:

– No i co?

Lekarz zdjął czapeczkę.

– Czas pokaże. Rehabilitacja będzie długa. Nie jest pani młoda.

Przemek zawołał:

– Będę na nią chuchać. Dziękuję wam bardzo. Mogę was pocałować?

– Śmiało – odparł Janusz.

Przemek stanął na palcach i cmoknął lekarza w szorstki policzek.

Gdy Jadwiga pierwszy raz usiadła na wózku inwalidzkim ze specjalnym gorsetem, oboje się objęli i świętowali z radości.

Kiedy przybył syn z wnukiem, Jadwiga dosłownie zakwitła.

– Teraz, mamo, możemy cię zabrać do siebie – ogłosił syn.

Rozległ się hałas. To Przemek zrzucił talerz z ciastkami.

– Jak to? Po co? – zapytał zrozpaczony, wybiegając do swojego pokoju. Płakać.

Jadwiga spojrzała z wyrzutem na syna.

– Jak mogłeś być tak nietaktowny, Tomaszu. Przemek, nie przestawaj jęczeć. Wracaj tutaj.

Przemek pojawił się po piętnastu minutach. Z torbą.

– Czy wyjść teraz, czy najpierw posprzątać potłuczone naczynia? – zapytał ponuro, pociągając nosem.

– Usiądź – nakazała Jadwiga. – Rozmiękłaś się. I wcześniej spakowałaś rzeczy. Musisz jeszcze załatwić dokumenty. Gdzie ty beze mnie pójdziesz? Pojedziesz z nami. Zaznamy trochę, a potem wrócimy.

Przemek ożenił się. Nie, nie z wnuczkiem Jadwigi. Ale z nową sąsiadką, która przeprowadziła się do mieszkania obok Jadwigi. Przez długi czas obserwowała, jak Przemek próbuje otworzyć zacinający się zamek w drzwiach. Podszedł i pomógł, doradził, żeby w ogóle wymienić na nowy. Tak się poznali.

Jadwiga była zadowolona. Nie dość, iż była honorowym gościem na weselu Przemka i zdobywała popularność u panów mimo wózka inwalidzkiego, Przemek po roku podarował jej wnuczkę. A mąż Przemka Łukasz często zabijał ich wszystkich na działkę, gdzie pili świeże mleko prosto od krowy i cieszyli się jagodami zrywanymi prosto z grządki. Bo Przemek nie umiał siedzieć bezczynnie, jaka to działka, gdy nie ma świeżych jagód czy ziół na stół.

Idź do oryginalnego materiału