Diagnoza była jednoznaczna: stwierdzono, iż nigdy się nie poruszy a jego rodzice stracili już wszelką nadzieję.
Dom stał się zbyt cichy. Nie była to kojąca cisza, ale ciężka, napięta. Taka, która ściska za gardło i mrozi serce. Na zewnątrz niebo groziło burzą. Chmury zbierały się na horyzoncie, a wiatr ocierał się o szyby, jakby chciał się wedrzeć do środka. Gdzieś w oddali szczekał pies. Tutaj nic się nie działo.
Wszystko zdawało się zamarłe.
Zuzanna Nowak siedziała w progu, trzymając w dłoniach zimną filiżankę herbaty. Nie pamiętała nawet, kiedy ją sobie przygotowała. Po drugiej stronie pokoju stała kołyska nieruchoma. Zbyt nieruchoma.
W korytarzu ciszę przerwał Krzysztof:
Trochę spałaś?
Nie odpowiedziała. I tak wiedział.
Podszedł bliżej, z twarzą zmęczoną, z lekkim zarostem rysującym linię szczęki.
Spróbuj się zdrzemnąć.
Wpatrzona w kołyskę, Zuzanna szepnęła:
A jeżeli przegapię moment, gdy coś się zmieni? Nie mogę.
Milczał. Od dawna prawie ze sobą nie rozmawiali.
Rozległ się skrzyp. Może ściany, a może coś innego. Zuzanna nie drgnęła. Ten dom dźwigał ciężar żalu. Ale tego wieczoru coś było inaczej. Powietrze zdawało się naładowane dziwną energią.
Wtem cichy odgłos w korytarzu. Nie kroki. Raczej delikatne, nierówne szuranie.
Zuzanna odwróciła głowę.
Burek stał w cieniu drzwi.
Mały golden retriever był cichy. Przechylił łeb, patrząc na nią niemal ludzkim wzrokiem. Potem, bez wahania, podszedł do kołyski.
Burek, nie, szepnęła Zuzanna, wstając, by go powstrzymać.
Za późno.
Szczeniak ostrożnie wgramolił się do kołyski. W to miejsce, gdzie nikt już nie zaglądał. Położył się obok dziecka, wtulając się delikatnie.
Krzysztof szepnął niepewnie:
Zostawić go?
Zuzanna wstrzymała oddech.
Marcin nie poruszał się. Na początku.
A potem coś się zmieniło. Prawie niezauważalnie. Lekkie drżenie. Drobny ruch.
Zuzanna podeszła powoli, oczy szeroko otwarte:
Krzysztof widziałeś to?
Skinął głową, oszołomiony.
Myślałem urwał. To niemożliwe.
Burek nie ruszał się. Przytulił się mocniej do dziecka, jego nos delikatnie dotykając małej dłoni.
Kolejne drgnięcie.
Potem znów cisza.
Zuzanna przyłożyła dłoń do ust. Łzy już napływały jej do oczu.
Widziałeś to powiedz, iż widziałeś.
Krzysztof powoli skinął głową.
To nie może to nie jest rzeczywiste.
Na zewnątrz wiatr wył głośno. Ale tu, w tym pokoju, coś się obudziło.
To nie był cud.
To nie była medycyna.
To nie miało logiki.
Ale było.
I nic już nie miało być takie samo jak wcześniej
Miał nigdy się nie poruszać A szczeniak odmienił ich los
Lekarze byli zgodni: Marcin nigdy nie będzie się poruszał. Dla jego rodziców, Zuzanny i Krzysztofa, był to szok. Ich mały chłopiec, cierpiący na ciężką chorobę nerwowo-mięśniową, został skazany na bezruch. Wobec tej przerażającej diagnozy stracili w końcu nadzieję.
Ale czasem cuda nie przychodzą ze szpitali ani dzięki nowoczesnym terapiom. Czasem mają cztery łapy, mokry nos i ogromne serce.
Mały szczeniak wkracza w ich życie
Burek pojawił się niemal przypadkiem. Zuzanna znalazła go w schronisku słabego, najmniejszego z miotu. Coś w nim ją poruszyło. Zab














