Decyzja, której nigdy nie pragnęłam: między mężem a wnukami

polregion.pl 9 godzin temu

Dziennik. Wybór, którego nigdy nie chciałem: między żoną a wnukami

Ja, Stanisław Kowalski, przeżyłem z żoną czterdzieści lat. Byliśmy tą „klasyczną” rodziną – ona, szanowana w mieście nauczycielka matematyki w technikum, ja – kierownik w firmie budowlanej. Wychowaliśmy syna, trzymaliśmy fason, radziliśmy sobie z trudnościami, sądziliśmy, iż nic nas nie złamie. A jednak.

Nasz syn Marek wyrósł na moje podobieństwo – twardy, dumny, uparty. Nie pił, nie szwendał się, skończył studia zaocznie, dostał pracę w IT. Byliśmy z niego dumni. Ożenił się, ale małżeństwo rozpadło się po roku – żona go zdradziła. Dla mojej żony, Elżbiety, to była osobista zdrada.

Wkrótce Marek poznał inną kobietę. Ucieszyliśmy się, ale euforia zgasła gwałtownie – jego wybranka, Kinga, była mężatką. Piękna, inteligentna, ale w oczach Elżbiety – niemoralna. Odmówiła jej uznania.

„Powiedz – pytała go przy obiedzie – jak możesz z nią być? Porzuciła swojego męża. Myślisz, iż ciebie nie porzuci?”

„Kocham ją. To mój wybór.”

„W takim razie uważaj, iż nie masz matki.”

Te słowa były wyrokiem. Marek wyprowadził się tej samej nocy. Nazajutrz Elżbieta zablokowała mu konto, przestała płacić za studia, zadzwoniła do jego pracy i „dla dobra firmy” zasugerowała, by nie dawano mu urlopu.

Próbowałem tłumaczyć żonie, iż nie można tak odcinać się od własnego dziecka. Była nieugięta:

„Kto zdradza raz, zdradzi drugi. Nie chcę znać ani jego, ani tej… wszetecznicy.”

Marek wynajął kawalerkę na obrzeżach Łodzi, wziął drugą pracę, by spłacać kredyt. Kinga się rozwiodła i zamieszkała z nim. niedługo wzięli ślub, ale do nas nie przychodzili. Pięć lat nie słyszałem jego śmiechu, nie wiedziałem, jak żyje. Aż przypadkiem dowiedziałem się, iż urodziła im się córka – moja wnuczka.

Prosiłem żonę: „Elżbieto, odpuść. To przecież nasze dziecko.” Ale ona tylko zaciskała usta:

„Jeśli chcesz go widywać – wyprowadź się. Nie pozwolę, by w mojej rodzinie zdrada była normą.”

Myślałem, iż ochłonie. Nie ochłonęła. Więc postanowiłem działać. Znajoma z apteki dała mi adres Marka. Kupiłem zabawki dla wnuczki, zabrałem jedzenie, upiekłem sernik i pojechałem.

Marek otworzył dopiero po chwili. Stał, patrzył. Potem przytulił mnie bez słów. Kinga wyszła z kuchni, cała w mące, uśmiechnięta. Nie chowała urazy. A ta mała… miała takie same niebieskie oczy jak Elżbieta. Rzuciła mi się na szyję.

Siedzieliśmy do wieczora, pili herbatę, wspominali. Ja – przepraszałem za milczenie. Oni – wybaczali. Wróciłem do domu późnym wieczorem.

W kuchni – pusto. W sypialni – tylko kartka na lustrze, starannym pismem:

„Ostrzegałam. Elżbieta.”

I tyle. Walizki zabrane. Telefon wyłączony. Żona odeszła. Na zawsze.

Nie wiem, co bolało bardziej – jej podejrzliwość czy mój wybór. Nie zdradziłem, nie kłamałem. Po prostu poszedłem do wnuczki. Do swojej krwi. Ale dla Elżbiety to wystarczyło, by przekreślić wszystko.

Teraz żyję sam. Czasem Kinga przywozi wnuczkę, zaprasza. Marek zmiękł, częściej się śmieje. U nich wszystko dobrze. A mnie… pustka. Bo wciąż tęsknię za Elżbietą. Za jej głosem, pewnością siebie, obecnością. Przeszliśmy razem cztery dekady. Rozdzieliła nas… duma.

Nie żałuję, iż wybrałem dzieci. Ale boli. Nie dlatego, iż wątpię. Dlatego, iż miłość czasem przegrywa – nie ze zdradą czy rozłąką, ale z uporem i urazą.

Gdyby ktoś spytał, czy zrobiłbym to jeszcze raz – odpowiedziałbym:

„Tak. Bo jeżeli trzeba wybierać między dumą a rodziną – ja wybieram rodzinę. choćby gdybym miał zostać sam.”

Idź do oryginalnego materiału