Pewnego poranka wyjrzałam przez okno i dostrzegłam u sąsiedki starszą kobietę. Przygarbiona, siedziała pod markizą na ławeczce, zdając się drzemać na słońcu.
To było dziwne – sąsiadka nie miała rodziny. Nigdy nie doczekali się z mężem dzieci, a on sam odszedł rok temu po ciężkiej chorobie. Oczywiście, była smutna i samotna. Zostawiona na starość. Ale przecież nie na tyle stara, by się poddać. Musiała się z tym pogodzić.
Postanowiłam podejść, by dowiedzieć się więcej o tej kobiecie. Starsza pani była kulturalna, ale małomówna. Sąsiadka szepnęła mi, iż jest wstrząśnięta – własny syn wyrzekł się pani Jadzi, więc lepiej jej nie denerwować.
Całe życie spędziła w filharmonii. Jej mąż był profesorem, wykładowcą. Wiedziała o jego romansach ze studentkami, ale nie chciała burzyć rodziny. Więc milczała, unikała awantur.
Cały czas pochłaniała ją praca i syn. Uczyła też muzyki w domu.
Gdy syn dorósł, skończył studia, ożenił się. Urodziła się wnuczka, którą pokochała całym sercem. Wtedy mąż postanowił odejść do innej, ale rozwodu nie wziął.
––––––––––
Syn z żoną rozwijali firmę, więc rzadko ją odwiedzali. Zostawiali jednak wnuczkę pod jej opieką. Starość nadeszła niespodziewanie. W końcu męża porzuciła kochanka i wrócił do domu. Ale po młodej żona wydała mu się zgrzybiała – nie mógł tego znieść. Wciąż marzył, by znaleźć kogoś młodszego.
Tymczasem syn miał już własny dom – duży, przestronny. Ojciec zaczął go błagać, by zabrał matkę. Syn się zgodził. Córka uwielbiała babcię. Ale żona…
Odmówiła. Nie chciała staruszki pod swoim dachem. Syn najpierw się wściekł – przecież to jego matka! Więc postanowił, iż zamieszka z nimi.
„Dobrze, ale pod jednym warunkiem” – powiedziała żona. „Ojciec musi przepisać mieszkanie na wnuczkę. Na wypadek, gdyby znów się zakochał i zostawiliśmy go z niczym.”
By uspokoić żonę, syn przekonał ojca, a ten obiecał przepisać mieszkanie.
Pani Jadzia musiała się przeprowadzić. Wydawało się, iż to nic złego – zieleń, świeże powietrze, rodzina. Mąż nie płakał długo – gwałtownie znalazł nową kobietę. Ale rozwód wciąż odkładał.
Żona wciąż krytykowała, traktowała teściową jak intruza. Siedziała w domu i dręczyła staruszkę – krzyczała, upokarzała, choćby podnosiła rękę. Matka milczała, nie skarżyła się synowi. Wnuczka zaczęła naśladować matkę. W końcu pani Jadzia wybuchnęła – zażądała, by syn zawiózł ją do jej domu.
Syn zadzwonił do ojca, ale ten odmówił – już żył z kimś innym. Żona i córka naciskały, by babcia znalazła inne miejsce. Więc postanowił zawieźć ją do domu opieki. Sąsiadka dowiedziała się o całej sprawie. Okazało się, iż znała panią Jadzię od lat. Zrobiło jej się żal staruszki, więc zaproponowała, by syn przywiózł ją do niej. Obiecał, iż będzie regularnie przysyłać pieniądze. I poprosił, by dzwoniła od czasu do czasu.
––––––––––
Przywiózł matkę. Warunki mu się spodobały. Obiecał, iż będzie ją odwiedzać. No cóż… zobaczymy. Tak to już bywa, gdy ktoś bierze na siebie odpowiedzialność za czyjąś rodzinę, od której własne dzieci się odwracają. Dokąd ma pójść staruszka? Życie to bumerang – co dasz, to dostaniesz. Rodzicami trzeba się opiekować.
Bądźcie dobrzy. Bądźcie ludzcy. To wasza krew, wasza historia. Nie odrzucajcie tych, którzy was kochali.