Decydująca podróż do rodzinnych stron

newsempire24.com 17 godzin temu

Zimowy poranek w grudniu był mroźny, gdy Kinga i jej mąż Krzysztof wyruszyli do małego miasteczka Lipowo, by odwiedzić rodziców Kingi. Śnieg skrzypiał pod stopami, a ołowiane chmurne niebo zapowiadało burzę. Czekała ich długa podróż, pełna niepokojów i niespodzianek. Rodzice już wyczekiwali gości, i gdy samochód zatrzymał się przed znajomym domem, powitali ich ciepłymi uściskami i radosnymi okrzykami. Wszyscy razem weszli do przytulnego domu, gdzie na stole dymiły się gorące potrawy. W powietrzu unosił się zapach świeżego ciasta, a w kominku trzaskały polana, tworząc atmosferę spokoju.

Ojciec Kingi, Stanisław Wójcik, zabrał Krzysztofa do salonu, by porozmawiać o „męskich sprawach” — polityce, samochodach i wędkowaniu. Kinga zaś z matką, Jadwigą, schroniły się w kuchni, gdzie, jak to zwykle bywa, przy kubku herbaty rozmawiały o sprawach serca. Matka niepokoiła się: dlaczego młodzi wciąż nie myślą o dzieciach? Kinga, uśmiechając się, uspokajała ją:

— Wszystko przyjdzie w swoim czasie, mamo. Jeszcze tylko rok, a podejmiemy tę decyzję.

Lecz w jej głosie drżała niepewność, a w sercu czaił się niepokój. Noc otuliła dom, a za oknem zawył wiatr, zwiastując nadchodzącą zamieć. Kinga przytuliła się do Krzysztofa, a jego ramiona były tak samo czułe, jak w pierwszych latach ich miłości. Zasypiała, czując się bezpieczna, ale gdzieś w głębi duszy rosło przeczucie nieszczęścia.

Rankiem obudził ich aromat świeżo parzonej kawy i rumianych naleśników. Kinga obmyła twarz lodowatą wodą, strząsając resztki snu, i podeszła do męża. Krzysztof, przecierając ramię, nagle krzyknął z bólu. Jego twarz wykrzywiła się, a Kinga zastygła, ogarnięta strachem — coś było nie tak.

— To znowu to ramię — wyszeptał, próbując się uśmiechnąć. — Minie, jak zwykle.

Jadwiga, usłyszawszy ich rozmowę, przyniosła domową maść i ciepły szalik. Zręcznie obwiązała dłoń zięcia, powtarzając, iż wszystko będzie dobrze. ale Kinga widziała, jak mąż gryzie się z bólem, i jej serce ścisnęło się z niepokoju.

— Kinga, chyba będziesz musiała prowadzić — cicho rzekł Krzysztof, gdy zostali sami.

Skinęła, choć w środku wszystko się buntowało. Droga powrotna zapowiadała się trudna, a po nocnej zamieci tym bardziej przerażała. Ale nie było odwrotu.

Ten rok stał się dla Kingi i Krzysztofa próbą. Nie mogli spędzić Nowego Roku z rodzicami: Krzysztof uparł się na ważne spotkanie z interesantami, którzy mogli otworzyć nowe perspektywy dla jego firmy. Kinga, choć rozumiała konieczność, nie mogła pozbyć się poczucia winy wobec rodziców. Postanowili odwiedzić ich na dwa tygodnie przed świętami, by zawieźć prezenty i wytłumaczyć się. Podarunki — nowy telefon dla ojca i ciepłe buty dla matki — zostały starannie zapakowane, a w bagażniku czekały owoce, wino i słodycze. Wszystko, jak nakazywała tradycja.

Lecz nastrój zmąciła niespodziewana wiadomość. W przeddzień wyjazdu Kinga dowiedziała się, iż zmarła jej koleżanka z pracy, Danuta, z którą spędziły razem ponad dziesięć lat. Łzy płynęły po jej policzkach, a serce pękało z bólu. Krzysztof przytulił żonę, starając się ją pocieszyć, ale Kinga wiedziała: życie jest kruche, a ta myśl nie dawała jej spokoju.

Noc przed podróżą była niespokojna. Kingę nawiedzały koszmary, ale rankiem nie pamiętała ani jednego. Tylko ciężar w piersiach przypominał o niepokoju. Nie powiedziała nic mężowi, by go nie niepokoić, i wyruszyli o świcie.

Ku ich zaskoczeniu, poranek był pogodny. Lekki mróz i rzadkie promienie słońca przebijały się przez chmury. W mieście droga była śliska, ale gdy wyjechali na szosę, odetchnęli z ulgą — asfalt był czysty. ale po stu kilometrach wszystko się zmieniło. Niebo pociemniało, a zaczął padać śnieg. Samochód powoli przedzierał się przez zamieć, a Kinga kurczowo ściskała kierownicę, starając się nie ulec panice.

Gdy wreszcie dotarli do Lipowa, rodzice już czekali przy bramie. Uściski, śmiech, ciepło domu — na chwilę odsunęły niepokój. Przy kolacji Kinga znów poczuła się jak dziecko: znajome zapachy, matczyne dowcipy, opowieści ojca. ale rozmowa o dzieciach znów przyprawiła ją o ukłucie winy. Matka patrzyła z nadzieją, i Kinga, by ją uspokoić, obiecała, iż niedługo wszystko się zmieni.

Nocą burza rozszalała się na dobre. Wiatr wył, jakby opłakiwał czyjeś niespełnione marzenia. Kinga, otulona kołdrą, przytuliła się do Krzysztofa. Jego pieszczoty były tak delikatne, iż na chwilę zapomniała o wszystkim. ale myśl o jutrzejszej drodze nie dawała spokoju.

Rano, po sytym śniadaniu, Krzysztof przyznał, iż ramię wciąż go boli. Kinga, zebrawszy siły, usiadła za kierownicą. Rodzice żegnali ich uśmiechami, ale w oczach matki dostrzegła niepokój. Gdy samochód ruszył, Jadwiga szepnęła:

— Anioła stróża wam w drogę…

Podróż była koszmarem. Nieodśnieżone odcinki, śliski asfalt, mijające pojazdy — wszystko zmuszało Kingę do maksymalnego skupienia. Krzysztof milczał, tylko czasem wskazując najbliższą stację benzynową. Obiecał ją zastąpić za kierownicą, ale widziała, jak zaciska zęby z bólu.

I nagle — nieszczęście. Samochód z naprzeciwka wjechał na ich pas. Kinga gwałtownie skręciła w prawo, ale droga była jak lodowisko. Auto zaczęło wirować, a w głowie przemknęła myśl: „To koniec”. Sekundy wydłużyły się w wieczność. Ich samochód zjechał z trasy, zagłębił się w śnieg i, przechylony, uderzył w drzewo.

Silnik wciąż pracował, z głośników płynęła muzyka. Kinga i Krzysztof, przypięci pasami, zastygli, nie wierząc, iż żyją. On pierwszy przerwał ciszę:

— Kinga, wszystko w porządku?

Skinęła, czując, jak drżą jej dłonie. Krzysztof,Krzysztof zapomniał o bólu, a w jej sercu zrodziła się pewność, iż to opieka matczynej modlitwy i anioła stróża zapewniła im drugą szansę – i nowe życie, które już niedługo miało rozświetlić ich drogę.

Idź do oryginalnego materiału