Znowu nie dzwonił, mamo? zapytał Krzysiek, spoglądając na kobietę siedzącą przy stole swoimi niewinnymi oczami.
Nie, kochanie… Tatuś pewnie jest zajęty, dużo pracuje tam we Włoszech.
Tak, mówiłaś, iż święta się zbliżają…
Idą, na pewno idą. Napisał mi, iż przywiezie nam prezenty i iż latem zabierze nas nad morze.
Kobieta wymusiła uśmiech, ale jej serce pękało na pół. Na kuchni bulgotał mały garnek z ziemniakami, a w piecu tliło się ostatnie polano.
Anna przytuliła swoje dzieci i w myślach modliła się: *Boże, daj mi siły, żebym nie płakała przed nimi*
Kiedyś życie było inne. Ona i Tomek kochali się jak szaleni. Byli młodzi, pełni nadziei, z dwójką malutkich dzieci i połową domu na kredyt. Tomek był pracowity, ale wieś kilka oferowała.
Wyjeżdżam do Włoch, tylko na kilka lat. Zarobię pieniądze, wrócę i kupię ci wszystko, na co zasługujesz.
Anna wtedy płakała.
Nie jedź, Tomek…
To dla nas, kobieto. Dla nikogo innego.
I wyjechał.
Najpierw dzwonił co wieczór. Przysyłał złotówki, rozmawiał z dziećmi, mówił Annie, iż ją kocha. Potem telefony się urwały. *Jestem zmęczony, nie ma zasięgu, pracuję do późna.* Później zaczęły się kłamstwa: *Zgubiłem portfel, w tym miesiącu nie mogę wysłać.*
Anna mu wierzyła. Zawsze mu wierzyła. Pracowała, wychowywała dzieci, trzymała dom. Sprzątała w szkole, prała ubrania sąsiadom, chodziła w pole. Ale nie narzekała. *To tylko etap. Jak Tomek wróci, wszystko będzie dobrze.*
Po trzech latach Tomek nie wrócił. Dzieci rosły. Krzyś miał 12 lat, Zosia 8. Pytania pojawiały się coraz częściej:
Mamo, a tata jeszcze żyje?
Żyje, skarbie, to daleko, ale żyje.
A jeżeli nie wróci?
Anna uśmiechnęła się gorzko.
Wtedy będziemy we trójkę. I nam wystarczy.
Pewnego wieczoru listonosz przyniósł jej list. Słowa spadały jak nóż:
*Anno, nie miej do mnie żalu, poznałem kogoś innego. Żenię się tutaj, mam nowe życie. Trzymaj dzieci. Tomasz.*
Kobieta stała kilka minut. Potem podarła list na pół i rzuciła do pieca. Nie chciała, żeby dzieci zobaczyły ból w jej oczach.
Co się stało, mamo? spytała Zosia.
Nic, skarbie. Tata napisał, iż wyśle pieniądze w przyszłym miesiącu.
Ale pieniądze nigdy nie przyszły.
Lata mijały. Anna postarzała się nagle, z przygarbionymi plecami i spierzchniętymi dłońmi. Ale chałupa była czysta, ogród piękny, a dzieci wychowane. Krzyś pracował w mieście, Zosia chodziła do liceum.
Pewnego dnia, po prawie 20 latach, brama zaskrzypiała.
Tomek.
Starszy, z siwymi włosami, ale dobrze ubrany, z wielką torbą w ręce. Anna wyszła na próg.
Dobry wieczór… powiedział cicho.
Czego tu szukasz, Tomku?
Przyszedłem… do domu.
Kobieta milczała. Za nią stanął Krzyś, patrząc na niego prosto.
Kto to, mamo?
Twój ojciec.
Cisza. Ostra, ciężka cisza. Krzyś skrzyżował ręce.
Dla mnie jesteś sierotą.
Synu, daj mi wyjaśnić…
Miałeś 20 lat, żeby wyjaśnić! Miałeś moje dzieciństwo, młodość, problemy… Gdzie byłeś?!
Tomek spuścił wzrok.
Popełniłem błąd… Byłem głupi.
Nie, byłeś tchórzem.
Krzyś…
Nie nazywaj mnie tak!
Anna delikatnie uniosła dłoń.
Wystarczy. Wejdź, Tomku.
Wszedł, zawstydzony. W chałupie pachniało czystością i świeżym chlebem.
Nic tu po mnie nie zostało powiedział, rozglądając się.
Świat się nie zatrzymuje. Tylko ty stałeś w miejscu, wśród obcych ludzi.
Tomek próbował spotkać jej wzrok.
Anno, ja… Nigdy nie byłem szczęśliwy.
Ale wybrałeś, Tomku.
Byłem młody, głupi, oślepiony inną kobietą… Myślałem, iż zacznę od nowa.
A czego chcesz teraz?
Pozwól mi zostać. Z tobą. Z moimi ludźmi.
Anna uśmiechnęła się gorzko.
Ze mną? Po 20 latach?
Tak, słuchaj, mam pieniądze. Możemy naprawić dom, żyć wygodnie.
Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Żyłam z godnością, nie z łaski.
Tomek upadł na kolana.
Przepraszam…
Już ci wybaczyłam, Tomku. Ale nie mogę cię przyjąć z powrotem.
Krzyś wyszedł na podwórze. Tomek podążył za nim.
Synu, nie nienawidź mnie.
Nie nienawidzę. Ale już cię nie kocham.
Może kiedyś…
Może kiedyś. Ale nie dziś.
Tomek znów odszedł. Tym razem bez obietnic. Zostawił torbę z pieniędzmi przy bramie. Anna jej nie tknęła.
Kilka miesięcy później listonosz znów przyszedł.
Pani Anno, telegram z Włoch.
Na kartce było krótko:
*Tomasz Kowalski zmarł. Bez bliskich. Pochowany na miejscu.*
Anna spojrzała w niebo i szepnęła:
Niech Bóg mu przebaczy… Może tam, gdzie jest, zrozumiał, co stracił.
Wieczorem Krzyś wrócił do domu.
Mamo… Wiem.
Wiem, synku.
Myślisz, iż zasłużył na przebaczenie?
Wszyscy zasługują na przebaczenie. Ale nie wszyscy na drugą szansę.
Westchnął, patrząc na ogień w piecu.
Było ci ciężko, mamo?
Było. Ale miałam ciebie. To mnie trzymało przy życiu.
Minęły kolejne lata. Zosia wyszła za mąż, Krzyś miał dzieci. Anna została w swojej chacie, cicho, ze starymi obrazami i zdjęciami dzieci na ścianach.
Pewnego wieczoru otworzyła szufladę. W środku leżało stare zdjęcie Tomka z młodości. Naprawdę się uśmiechał.
Byłeś moją miłością i moim krzyżem, Tomku. Ale bez ciebie nauczyłam się być silna.
Lampa zgasła, a myśl zgubiła się w ciemności.
Ile kobiet, zastanawiam się, chowa ł













