Wiesz, są takie chwile, kiedy cierpliwość po prostu pęka. Tak po prostu kończy się, jakby ktoś narysował linię: koniec, dość. Mój moment nadszedł pewnego zwykłego wieczoru, gdy smażyłam ziemniaki.
Dzień był nie do pozazdroszczenia. W pracy chaos, szef wyprowadził mnie z równowagi raportem, a tu jeszcze Marek dzwoni: Kasiu, mama wpadnie, była w centrum, potem do nas. No tak, oczywiście. Kiedy to Danuta Janowska przypadkiem przechodziła? Jakby specjalnie wybierała moment, gdy wracam z pracy.
Stoję przy kuchence, przewracam te nieszczęsne ziemniaki. W skroniach pulsuje, nogi bolą od butów na obcasie, a dłonie mechanicznie poruszają łopatką. W prawo, w lewo, w prawo, w lewo. Tak by się chciało usiąść, włączyć serial, wyłączyć telefon
Kasia! rozlega się z progu. Gdzie jesteś?
I już jest. choćby się nie odwracam wiem, iż zaraz przeleci korytarzem w swoich ulubionych butach, zajrzy do kuchni
A, tu jesteś Danuta Janowska siada przy stole jak u siebie. Wyciąga telefon, wpatruje się w ekran. Nalej mi herbaty i zrób kanapkę. Zmęczyłam się dziś strasznie.
Zastygam. W głowie coś jakby przeskakuje. Trzy lata. Trzy lata słyszę te polecenia, to nalej, podać, zrób. Jakbym nie była synową, tylko sprzątaczką, której zapomnieli zapłacić.
Czajnik stoi na kuchence mówię niespodziewanie spokojnie. Chleb jest w szafce.
Cisza. Taka, wiecie, gdy powietrze można kroić nożem. Kątem oka widzę, jak teściowa podnosi wzrok znad telefonu. Powoli, jakby nie wierzyła własnym uszom.
Co co? jej głos staje się lodowaty. Co ty sobie pozwalasz?
Wyłączam płytę. Wycieram dłonie ręcznikiem tym z słonecznikami, który przywiozła na nasze nowe mieszkanie. Żeby było przytulniej powiedziała wtedy. Odwracam się do niej.
Pozwalam sobie być człowiekiem, a nie służącą mówię cicho. Ja też jestem zmęczona. Miałam ciężki dzień. jeżeli potrzebuje pani pomocy umówmy się, a nie rozkazujmy.
I wtedy, jak na zawołanie, do kuchni wchodzi Marek. Zastyga w drzwiach, w oczach dezorientacja. Spogląda to na mnie, to na matkę, i z powrotem. No jasne, on przecież boi się konfliktów jak ognia.
Marku! podrywa się Danuta Janowska. Popatrz tylko, co twoja żona sobie pozwala! Proszę ją o najprostsze rzeczy
Nie daję jej dokończyć. Odwracam się do męża:
Marek mówię. A ty sam mnie szanujesz?
Za oknem huczą samochody, na kuchence stygną ziemniaki, a my trójka zastygliśmy w tej kuchni jak w niemym filmie. I nagle czuję dziwny spokój. Jakby kamień spadł mi z serca ten, który dźwigałam od trzech lat. Miałam dość. Po prostu dość bycia wygodną, posłuszną, bez praw. Marek patrzy to na mnie, to na matkę, i widzę: jest w szoku. Po raz pierwszy od tych wszystkich lat jego cicha, uległa żona pokazała kły. No cóż, kochanie, teraz twoja kolej.
Po tamtej rozmowie minął tydzień. Cały tydzień cichej wojny: Danuta Janowska demonstracyjnie nie odzywała się do mnie, tylko ciężko wzdychała, przechodząc obok. Marek miotał się między nami jak osaczony zwierz, udając, iż nic się nie dzieje. A ja pierwszy raz czułam się człowiekiem, a nie szmatą do podłogi.
Tamtego wieczoru siedziałam w naszym małym salonie, z nogami podwiniętymi w stary fotel. Ulubiony fotel ojca Marka jedyna rzecz, którą mąż zdołał zabrać z rodzinnego domu po śmierci taty. Danuta Janowska wtedy urządziła awanturę: Jak to, wynosić pamięć o ojcu z domu! A mnie się wydaje, iż po prostu nie chciała symbolicznie puścić syna.
Próbowałam czytać jakąś romantyczną powieść mama zawsze mówi, iż pomagają oderwać myśli. Ale litery tańczyły mi przed oczami, a myśli wracały do naszej sytuacji. Dlaczego, dlaczego musi być tak trudno? Dlaczego nie można po prostu żyć swoją rodziną, bez tej ciągłej kontroli, bez rozkazów, bez
Kasieńka.
Drgnęłam. Marek stał w drzwiach rozczochrany, zagubiony. Mój ukochany chłopiec, który nigdy nie nauczył się być mężczyzną.
Czemu nie śpisz? zapytał, przestępując z nogi na nogę.
A ty? odłożyłam książkę.
No myślę.
O czym?
Wszedł do pokoju, ciężko opadł na kanapę. Milczał, wpatrując się w swoje dłonie.
Ty jakaś taka zimna się stałaś. Mama mówi
Porozmawiajmy bez mamy przerwałam. Po prostu ty i ja. Marek, zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego za ciebie wyszłam?
Spojrzał na mnie zaskoczony:
No bo mnie kochasz?
Bo pokochałam silnego, wesołego faceta, który nie bał się podejmować decyzji. Pamiętasz, jak mi się oświadczyłeś? Wprost w parku, przy wszystkich. A twoja mama była przeciw mówiła, iż za wcześnie
No tak uśmiechnął się słabo. Wtedy pierwszy raz jej nie posłuchałem.
I dobrze zrobiłeś. A teraz co? Teraz w naszym małżeństwie twoja mama decyduje, jak mamy żyć? Marek pochyliłam się wychowałeś się w domu, gdzie mama robiła wszystko za ciebie. Ale w naszym tak nie będzie. Nie chcę być służącą ani tobie, ani twojej mamie. Chcę być żoną. Partnerką. Rozumiesz?
W pokoju zawisła cisza. Tylko stare zegary na ścianie też prezent od teściowej tykały natrętnie. Tik-tak, tik-tak Odliczały sekundy naszego małżeństwa.
jeżeli dla ciebie żona to darmowa pomoc domowa, to może powinniśmy zastanowić się, czego oboje oczekujemy od związku?
Marek drgnął jak po uderzeniu:
Co, grozisz mi?
Nie, kochanie. Po prostu mam dość bycia mamą dla trzydziestoletniego faceta. Wiesz zaśmiałam się nagle twoja mama, choć w wielu rzeczach nie ma racji, przynajmniej jest szczera. Po prostu przywykła rozkazywać. A ty chowasz się za jej plecami, gdy trzeba podjąć decyzję. I za moimi gdy trzeba coś zrobić w domu.
Milczał. Długo. Widziałam, jak











