Czy to tylko zmysły, czy znów jesteśmy razem?

polregion.pl 4 dni temu

— Czy mi się wydaje, czy znów jesteśmy razem? — Zosia przytuliła się do Krzysia.

— No jak? W porządku, prawda? — Basia kręciła się przed lustrem, przymierzając spodnie. — Zosiu, dość już tego cierpienia. Wyjedź gdzieś, zmień otoczenie, oderwij się, zakochaj w końcu. — Basia wsunęła ręce do kieszeni i zgięła jedno kolano. — Nie, zdecydowanie mi się podobają. jeżeli ci nie szkoda, to je wezmę. Dzięki. — Podskoczyła do Zosi, usiadła obok na kanapie, objęła ją i cmoknęła w policzek.

Zosia westchnęła, wstała i podeszła do lustra.

— Masz rację, wyglądam okropnie. Schudłam, jestem blada. To ja pierwsza rzuciłam go, a teraz żałuję. Przekonałaś mnie. Jutro napisę podanie o urlop. Nie, najpierw kupię bilety na najbliższą datę, a potem podanie. — Pierwszy raz od wieczora uśmiechnęła się.

— No i brawo, no i dobrze — poklepała ją po ramieniu Basia.

Uśmiech przemienił Zosię. Uśmiechały się nie tylko usta, ale i oczy, które stawały się wąskie, a w ich głębi iskrzyła radość. „Wesoła diablice” — mawiała Basia. Tylko iż Zosia uśmiechała się ostatnio rzadko.

Właśnie za ten śmiech Krzyś pokochał Zosię. Siedziały z Basią na ławce w parku pod biurem, jadły lody i śmiały się z czegoś. Obok przeszedł chłopak, rzucił okiem na dziewczyny i długo się oglądał. A one wybuchnęły jeszcze głośniejszym, zaraźliwym śmiechem.

Dwa dni później znów tam siedziały. Chłopak podszedł celowo, zatrzymał się naprzeciw Zosi i przywitał.

— A ty kto? — spytała bezceremonialnie Basia, i znów wybuchnęły śmiechem.

— Jestem Krzysztof. Przychodziłem tu codziennie, licząc, iż was znów spotkam. Siedziałyście tu dwa dni temu… Ten wasz śmiech… — Patrzył tylko na Zosię.

Zrozumiała nagle, iż mówi poważnie, iż mu się podoba, iż boi się jej ostrej odprawy. Uśmiechnęła się, a gdy on otworzył usta z zachwytem, roześmiała się beztrosko. Nie drwiąco, ale szczerze, bo nikt wcześniej nie patrzył na nią w ten sposób. Z przymrużonych oczu trysnęły figlarne iskry. Później tłumaczył, czemu pokochał ją, a nie Basię, która była przecież bardziej wyrazista.

Krząś urzekł ją tym zachwytem, uwagą, miłością. Zamieszkali razem i dwa lata byli szczęśliwi. A potem… Czas był na oświadczyny albo rozstanie. Ich związek stał się zbyt codzienny, zwyczajny.

Krzysztof zamilkł, jej śmiech przestał na niego działać. I Zosia uznała, iż jego uczucie minęło. Nie czekała, aż jej to powie — sama zaproponowała rozstanie.

Sprzeciwiał się, ale słabo, po czym spakował rzeczy i wyszedł. Po dwóch tygodniach Zosia zrozumiała swój błąd. Bez niego było jeszcze gorzej. Po miesiącu dusiła się z tęsknoty, a po dwóch wiedziała już, iż nie umie bez niego żyć.

I wtedy przyszła Basia, narzekając, iż chłopak zaprosił ją na koncert. Kupiła elegancką bluzkę, ale żadne spodnie do niej nie pasowały. Zosia zaproponowała, żeby oddała jej swoje — były za duże po rozstaniu z Krzysztofem.

— To go odzyskaj, zanim nie znalazł sobie jakiejś… — doradziła Basia.

— Nie. Wtedy pomyśli, iż jestem od niego zależna. Jakbym mu się podporządkowywała — odpowiedziała zamyślona Zosia.

— A co w tym złego? Podporządkować się ukochanemu?

— A jeżeli znów poczuję nudę i chłód?

— Za dużo kombinujesz. Włącz laptopa, poszukamy biletów — powiedziała Basia.

Bilety znalazły się niespodziewanie — tanie, w dobre miejsce i termin, za dwa tygodnie.

Zosia przekonała szefa, by podpisał jej urlop, tłumacząc, iż oszaleje, jeżeli nie wyjedzie z miasta. Trochę się bała jechać sama na południe. Wcześniej podróżowała z rodzicami, z Krzysztofem, z Basią i jej chłopakiem — nigdy sama.

— Jesteś dorosła i rozsądna, ale uważaj na siebie — instruowała ją Basia na peronie.

Samolotem? Tylko do Zakopanego. Ale tam drogo i gwarno, a ona pragnęła spokoju. Lepiej pociągiem — leżeć na leżaku, wpatrywać się w migające za oknem krajobrazy, drzemać pod stukot kół. A potem wyjść z zakurzonego wagonu, wdychać górskie powietrze i rzucić się w objęcia przyrody…

Nie chciała już poważnych związków. Miłość często boli, rozczarowuje, budzi lęk, iż wszystko się skończy i trzeba zaczynać od nowa…

— Za chwilę trzydziestka. Minął czas, gdy wszystko było przed tobą. Trzeba zrozumieć, iż związki się zmieniają, iż nie mogą być idealne, jak ludzie. Wzajemna miłość to rzadkość. Wybierz, co dla ciebie ważniejsze — kochać czy być kochaną. Po prostu żyj i ciesz się, nie myśl, co będzie dalej… — mówiła Basia, a Zosia wciąż wypatrywała Krzysztofa.

W przedziale zasiedli starsi państwo z nastoletnim wnukiem. Chudy, pryszczaty chłopak gapił się na Zosię bez przerwy. Odwracała wzrok, udawała, iż nie widzi. W końcu znudziło ją to, zaczęła mu się przyglądać, aż się zaczerwienił i przestał.

Dziadek całą drogę spał lub rozwiązywał krzyżówki. Babcia narzekała, iż syn się rozwiódł, oboje zajęci nowymi związkami, a wnuka podrzucili im. „A my starzy — co mu możemy dać? A jeszcze wysłali nas nad morze…”

Dojechali bezpiecznie. Zosia długo szukała pokoju — by dom stał blisko brzegu, by z okna widaćZnalazła w końcu wymarzone miejsce, ale gdy otworzyła walizkę, okazało się, iż Krzysztof podrzucił jej starannie zapakowaną obrączkę — tą samą, na którą czekała przez te wszystkie lata.

Idź do oryginalnego materiału