Czy to już ktoś nowy? Sąsiedzi szeptali, gdy wdowa Galina przyjęła u siebie mężczyznę – co ludzie powiedzą?

twojacena.pl 2 godzin temu

Już inny? Ciekawe, co ludzie powiedzą szeptały sąsiadki, widząc wdowę z obcym mężczyzną na podwórku.

W wiosce, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą kto komu kumem, kto kiedy kopał ziemniaki, a ile razy się rozwodził nic nie da się ukryć. Dlatego gdy wdowa Halina wprowadziła do domu nowego mężczyznę, szeptano po cichu: *No i nie wytrzymała*. Ale głośno nikt się nie odezwał bo Halina była kobietą pracowitą, porządną, a do tego sama ciągnęła dwójkę dzieci.

Andrzej pojawił się w ich domu jesienią. Milczący, z mocnymi dłońmi, które znały motykę i młotek, oraz spokojnym spojrzeniem, które patrzyło na dzieci nie z wyższością, ale jakby z nadzieją, iż wszystko się ułoży. Choć Marysia miała już dziewięć lat, a Kuba dwanaście, ojca prawie nie pamiętali odszedł, gdy dopiero szli do pierwszej klasy.

Pierwsze tygodnie Marysia obserwowała ojczyma spode łba.
Mamo, a on długo u nas zostanie? zapytała pewnego dnia.
Jak Bóg da, córeczko. To dobry człowiek odparła Halina i cicho dodała: Zmęczyłam się, ciągle sama.
Ale my ci pomagaliśmy oburzył się Kuba.
Pomagaliście. Ale jesteście dziećmi. A człowiek chce żyć nie tylko w trudzie, ale i w cieple.

Andrzej nie narzucał się słowami. Czekał, aż się do niego przyzwyczają. Po prostu codziennie rąbał drewno, naprawiał płot, a pewnego wieczoru przyniósł w koszyku młode kury:
Trzeba gospodarstwo odbudować. A dzieci będą miały świeże jajka.
A ty po co to wszystko robisz? Marysia patrzyła podejrzliwie, ale kurczęta jej się podobały.
Bo teraz jestem z wami. I choć nie jestem waszym ojcem, to życie razem oznacza dzielenie pracy i dobra.
A mój tata też miał kury?
Andrzej zawahał się, ale w końcu odpowiedział:
Twój tata był dobrym człowiekiem. Znaliśmy się. Pracowaliśmy razem na elewatorze. Często o tobie mówił. Jesteś jego podobna.

Marysia w milczeniu usiadła na schodkach i patrzyła, jak Andrzej poi kury. Po raz pierwszy pomyślała: *On nie chce zastąpić taty. Chce być obok*.

Zimą Andrzej zaczął uczyć Kubę stolarstwa.
To strug. To nie gra w telefonie tu ręce muszą wiedzieć, co robią.
Ja nie gram! burknął Kuba.
Nie kłócę się. Tylko ręce czynią z chłopca mężczyznę. I głowa.
A ty dlaczego nigdy się nie złościsz?
Andrzej się uśmiechnął.
Bo wiem, iż to nic nie daje. Lepiej raz wytłumaczyć, niż sto razy krzyczeć.

Na wiosnę we wsi była *szarwarka* sprzątali źródło przy lesie. Kuba i Marysia nie chcieli iść.
Niech młodzież idzie! mruknął chłopak.
A my co, starcy? zaśmiał się Andrzej. Idźcie, bo całe życie będziecie czekać, aż ktoś inny zrobi. Człowiek jest silny, gdy bierze łopatę, choćby gdy go nie zmuszają.

Na szarwarce dzieci pierwszy raz usłyszały, jak wujkowie pytają Andrzeja: *To twoje chłopak i dziewczyna?*. A on po prostu odpowiedział: *Moje. Już swoje*.
Marysia wtedy szturchnęła Kubę:
Słyszałeś?
Słyszałem.
I co?
No jakoś ciepło. On wcale nie jest zły.

Pewnego dnia Kuba wrócił ze szkoły zdenerwowany. Gdy matka zaczęła wypytywać, wyznał, iż pokłócił się z chłopakami.
O co? spytała Halina, ledwo powstrzymując łzy.
Bo powiedziałem, iż Andrzej jest dla mnie jak ojciec. A oni: *To ty przybłęda, obcy cię wychowuje*. Ja na to, iż lepszy obcy, ale dobry, niż rodzony, którego nie ma.
Andrzej milczał. Podszedł do Kuby, usiadł naprzeciw.
Nie wymagam, żebyś mówił do mnie *tato*. Ale wiedz, synu: nie zostawię cię. Nieważne, co tam dzieci gadają.
Ja nie mam nic przeciwko. Tylko trudno powiedzieć *tato*, gdy się nie przywykło.
I nie trzeba się spieszyć. Słowo *tata* jest jak chleb nie je się go byle jak. Do niego trzeba dojrzeć.

Minęły dwa lata. Kuba kończył gimnazjum. We wsi mówili, iż idzie do technikum na mechanika. Pewnego wieczoru siedzieli na podwórku gwiazdy, rechot żab, zapach macierzanki.
Andrzeju zaczął nagle Kuba. Przygotowuję przemowę na zakończenie. O kimś, kto jest dla mnie wzorem. Chcę mówić o tobie. Mogę?
Andrzej odkaszlnął i skinął głową.
Tylko nie koloryzuj dodał cicho.
Nie umiem koloryzować, gdy mówię od serca.

Na akademii Kuba mówił o *mężczyźnie, który nie był ze mną od kołyski, ale stał się jak prawdziwy ojciec*. Halina płakała. W tłumie wiejskich kobiet ktoś szepnął:
No i mówcie potem, iż ojczym to obcy. Gdy dusze się zrozumieją to i rodzina.

Na pięćdziesiąte urodziny Andrzeja Marysia podarowała mu haftowaną koszulę i list:
*Tato, dziękuję ci za drewno, kury, cierpliwość i za to, iż nauczyłeś nas nie czekać na dobro ale je tworzyć.
Jesteś naszym tatą nie dlatego, iż musiałeś. Ale dlatego, iż chciałeś. I za to kochamy cię jeszcze bardziej.*

Andrzej długo siedział z tym listem. W milczeniu.
A potem powiedział do Haliny:
No i wyrośli. Nie obcy.
Halina uśmiechnęła się:
Bo ty nigdy nie uważałeś ich za obcych.

By zostać ojcem, nie trzeba być ojcem z krwi. Czasem miłość, dobroć i codzienne sprawy ważą więcej niż więzy krwi. Bo rodzina to coś, co sami tworzymy.

Idź do oryginalnego materiału