„Czy mogę posprzątać twój dom w zamian za talerz jedzenia?” – ale gdy milioner ją zobaczył, oniemiał.

polregion.pl 6 dni temu

Deszcz lał jak z cebra na szklany dach luksuso­wej willi miliardera, stojącej na obrzeżach Warszawy. W środku Julian Kowalski trzymał w dłoniach filiżankę czarnej kawy, a jego wzrok zatapiał się w tańczących płomieniach kominka. Przywykł już do ciszy; choćby w tym przepastnym domu nigdy nie otaczały go prawdziwe ludzkie emocje. Sukces dał mu pieniądze, ale nie spokój duszy.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.
Julian zmarszczył brwi. Nie spodziewał się nikogo: służba miała wolne, a goście pojawiali się rzadko. Odstawił filiżankę i podszedł do wejścia. Gdy otworzył drzwi, na progu stała kobieta przemoczona do suchej nitki, trzymająca na rękach może dwuletnią dziewczynkę. Jej ubranie było wytarte, oczy zapadnięte od zmęczenia. Dziecko, ciche jak myszka, kurczowo trzymało się swetra matki, rozglądając się ciekawie.
Przepraszam, iż pana niepokoję powiedziała kobieta drżącym głosem. Nie jadłam od dwóch dni. Mogę posprzątać pański dom w zamian za talerz zupy dla mnie i mojej córki.
Julian zastygł.
Serce zamarło mu w piersi nie z litości, ale z osłupienia.
Emilia? wyszeptał.
Kobieta podniosła głowę, a jej usta lekko się rozchyliły.
Julian?
Czas jakby się zatrzymał.
Siedem lat temu zniknęła bez słowa, bez pożegnania. Po prostu odeszła z jego życia.
Julian cofnął się, ogłuszony. Ostatni raz widział Emilię Nowak w czerwonej sukience, boso, w ogrodzie, śmiejącą się, jakby świat nie mógł jej zranić.
A teraz stała przed nim w podartych ubraniach.
Cisnęło go w piersi. Gdzie byłaś?
Nie przyszłam, żeby się odnaleźć odpowiedziała złamanym głosem. Po prostu potrzebuję coś zjeść. Proszę zaraz pójdziemy.
Spuścił wzrok na małą dziewczynkę: jasne loki, niebieskie oczy zupełnie jak matki.
Głos mu się załamał: Ona jest moja?
Emilia nie odpowiedziała, tylko odwróciła wzrok.
Julian zrobił krok naprzód: Wejdźcie.
Ciepło domu otuliło je. Drżąca Emilia zostawiła mokre ślady na wypolerowanym marmurze, gdy Julian wydawał polecenia kucharzowi.
przez cały czas masz służbę? zapytała cicho.
Oczywiście odparł niemal ostro. Mam wszystko poza odpowiedziami.
Dziewczynka sięgnęła po miseczkę z truskawkami i szepnęła: Dziękuję.
Julian uśmiechnął się lekko: Jak masz na imię?
Lilka wyszeptała Emilia.
Imię go poraziło. Lilka. Tak właśnie chcieli nazwać córkę, gdy wszystko jeszcze było dobrze zanim wszystko się rozpadło.
Julian usiadł powoli. Wytłumacz mi. Dlaczego odeszłaś?
Emilia zawahała się, potem usiadła naprzeciw, trzymając Lilę na kolanach.
Dowiedziałam się, iż jestem w ciąży w tym samym tygodniu, gdy twoja firma wchodziła na giełdę. Pracowałeś po dwadzieścia godzin na dobę. Nie chciałam być ciężarem.
To miałem decydować powiedział gorzko.
Wiem ciągnęła. Ale potem zdiagnozowano u mnie raka.
Serce Juliana ścisnęło się.
Było to drugie stadium. Lekarze nie dawali mi szans. Nie chciałam, żebyś musiał wybierać między firmą a umierającą kobietą. Więc odeszłam Rodziłam sama, przeszłam chemioterapię sama. I przeżyłam.
Milczał, rozdarty między gniewem a żalem.
Nie ufałaś mi na tyle, żeby pozwolić mi pomóc? w końcu zapytał.
Łzy pojawiły się w oczach Emilii: choćby sobie nie ufałam, iż przeżyję.
Lilka pociągnęła matkę za rękaw: Mamo, chce mi się spać.
Julian pochylił się nad dziewczynką: Chcesz się przespać w ciepłym łóżku?
Kiwnęła głową. Wtedy zwrócił się do Emilii: Zostaniesz tu dziś. Przygotuję pokój gościnny.
Nie mogę zostać zaczęła.
Możesz i zostaniesz przerwał stanowczo. Nie jesteś byle kim, jesteś matką mojego dziecka.
Zdrętwiała: Myślisz, iż to twoja córka?
Julian wyprostował się: Nie potrzebuję testów, żeby to wiedzieć. Spójrz na nią: to ja.
Tej nocy, gdy już ułożyli Lilkę do snu, Julian stał na balkonie, wpatrując się w niebo rozświetlone burzą. Emilia podeszła do niego, otulona w pożyczony od pokojówki szlafrok.
Nie chciałam niszczyć ci życia wyznała.
Nie zniszczyłaś odparł. Po prostu z niego zniknęłaś.
Zapadła cisza.
Nie przyszłam o nic prosić powiedziała Emilia. Byłam zdesperowana.
Julian odwrócił się do niej: Byłaś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochałem. A ty odebrałaś mi prawo, by o ciebie walczyć.
Łzy popłynęły po policzkach Emilii: przez cały czas cię kocham choćby jeżeli mnie nienawidzisz.
Nie odpowiedział. Patrzył na okno, za którym spała Lilka, bezpieczna.
W końcu powiedział: Zostań. Chociaż do czasu, aż zdecydujemy, co dalej.
Następnego ranka słońce przebiło się przez szare chmury, zalewając willę Juliana złotym światłem. Po raz pierwszy od lat dom nie wydawał się pusty.
Na dole Julian znalazł się przy kuchence, ubijając jajka. Zapach masła i tostów wypełnił kuchnię. Usłyszał ciche kroki: w drzwiach stanęła Emilia, trzymając za rękę Lilkę, teraz w czystej piżamie, z uczesanymi włosami.
Gotujesz teraz? zapytała Emilia z lekkim uśmiechem.
Próbuję odparł, podając Lilce talerz.
Dziewczynka wdrapała się na krzesło i jadła, jakby nie widziała prawdziwego jedzenia od tygodni.
Ona cię uwielbia zauważyła Emilia, siadając na blacie.
Łatwo ją pokochać odpowiedział.
Kolejne dni płynęły w nowym, spokojnym rytmie: Emilia, wciąż nieufna, mało mówiła, a Julian obserwował każdy jej ruch, starając się nadrobić stracony czas.
Ale nie wszyscy byli zadowoleni z ich wspólnego życia.
Pewnego dnia, wracając z zebrania, Julian zastał swoją asystentkę Karolinę, stojącą w drzw

Idź do oryginalnego materiału