Czasami mam ochotę zamknąć drzwi przed nosem swatów — ich bezczelność niszczy moje życie.

polregion.pl 2 tygodni temu

Czasami aż korci mnie, żeby zatrzasnąć drzwi przed nosem teściów – ich bezczelność niszczy moje życie.

W małym miasteczku pod Białymstokiem, gdzie stare płoty skrywają tajemnice sąsiedzkich plotek, moja trzydziestotrzyletnia egzystencja zamieniła się w niekończące się przedstawienie dla teściów. Nazywam się Ewelina i jestem żoną Artura, którego rodzice – Halina Bogumiła i Zygmunt Kazimierz – uczynili z mojego domu swoją stołówkę. Ich cotygodniowe wizyty, ich tupet i obojętność doprowadzają mnie do rozpaczy, a ja nie wiem, jak to zatrzymać, nie niszcząc przy tym rodziny.

**Rodzina, której chciałam dogodzić**

Gdy wychodziłam za Artura, marzyłam o ciepłych rodzinnych spotkaniach, o dzieciach, o harmonii. Artur jest dobry, pracowity, a ja kochałam go całym sercem. Jego rodzice wydawali się zwyczajnymi ludźmi – prostymi, wiejskimi, z głośnym śmiechem i nawykiem mówienia wszystkiego wprost. Myślałam, iż znajdę z nimi wspólny język. Ale po ślubie ich „szczerość” przemieniła się w bezczelność, a ich odwiedziny – w prawdziwą próbę.

Mieszkamy w małym mieszkaniu kupionym na kredyt. Nasz trzyletni syn, Kacper, jest centrum naszego świata. Pracuję jako menedżerka w lokalnej firmie, Artur jest mechanikiem samochodowym. Życie nie jest łatwe, ale jakoś sobie radzimy. Tyle iż w każdą niedzielę, jak w zegarku, teściowie się zjawiają, a mój dom zamienia się w ich terytorium. Nie dzwonią, nie uprzedzają – po prostu przychodzą, a ja, jak głupia, krzątam się, żeby ich nakarmić.

**Bezczelność bez granic**

Przychodzą z pustymi rękami, ale odchodzą najedzeni do syta. Halina Bogumiła siada przy stole i rozkazuje: „Ewelka, nalej mi barszczu, i żeby był gęsty!”. Zygmunt Kazimierz domaga się mięsa i piwa, a ja biegam po kuchni jak kelnerka. Po ich wyjściu zostaje góra brudnych naczyń, okruchy na podłodze i pusty lodówka. Raz policzyłam: w jedną wizytę pochłonęli pół kilo schabu, dziesięć jaj i trzy litry kompotu. A choćby nie powiedzą „dziękuję” – dla nich to oczywistość.

Najgorsze jednak jest ich zachowanie. Halina Bogumiła krytykuje wszystko: jak gotuję, jak wychowuję Kacpra, jak sprzątam. „Ewelka, zupa za słona, a syn blady, pewnie go głodzisz” – mówi, pałaszując to, co ugotowałam. Zygmunt Kazimierz przytakuje, a Artur milczy, jakby to było w porządku. Próbowałam delikatnie wspomnieć, iż jest mi ciężko, ale teściowa macha ręką: „Młoda jesteś, dasz radę”. Ich bezczelność to jak trucizna, która powoli zatruwa moje życie.

**Milczenie męża**

Próbowałam porozmawiać z Arturem. Po ostatniej wizycie, gdy zmywałam naczynia do północy, powiedziałam: „Artur, oni traktują nas jak restaurację, a ja nie wyrabiam”. Wzruszył ramionami: „Mamo, to przecież rodzice, tak mają. Nie dramatyzuj”. Jego słowa były jak cios. Czy naprawdę nie widzi, iż jestem na krawędzi? Kocham go, ale jego milczenie sprawia, iż w mojej własnej rodzinie czuję się samotna. Walczę nie tylko z teściami, ale i z nim.

Kacper, mój szkrab, już zauważa moje napięcie. Pyta: „Mamo, dlaczego jesteś smutna?”. Uśmiecham się, ale w środku wszystko we mnie krzyczy. Chcę, żeby syn dorastał w domu, gdzie jest miłość, a nie irytacja. Ale każda ich wizyta to stres, którego nie potrafię ukryć. Czasem marzę o zatrzaśnięciu im drzwi przed nosem, ale boję się: co powie Artur? Co pomyślą sąsiedzi? I jak będę żyła z poczuciem winy?

**Ostatnia kropla**

Wczoraj teściowie znów się zjawili. Gotowałam trzy godziny: barszcz, kotlety, sałatkę, ciasto. Jedli, chwalili, ale ani słowa podzięki. Gdy poprosiłam Halinę Bogumiłę o pomoc przy zmywaniu, prychnęła: „Co ja, twoja służąca? Ty jesteś gospodynią, to masz robić”. Artur milczał, a ja poczułam, iż coś we mnie pękło. Nie chcę już być ich kucharką, sprzątaczką, ich cieniem. Mój dom to nie ich jadłodajnia, a ja – nie służąca.

Postanowiłam postawić ultimatum. Powiem Arturowi: albo pogada z rodzicami, albo ja przestanę ich przyjmować. Niech przychodzą z jedzeniem, niech pomogą, albo niech w ogóle nie przychodzą. Wiem, iż będzie awantura. Halina Bogumiła nazwie mnie niewdzięcznicą, Zygmunt Kazimierz będzie burczał, a Artur może się obrazić. Ale nie mogę dłużej żyć w tej niewoli.

**Moje wołanie o wolność**

Ta historia to mój krzyk o prawo do bycia panią własnego życia. Teściowie może nie rozumieją, jak ich zachowanie mnie niszczy. Artur może mnie kocha, ale jego milczenie sprawia, iż jestem samotna. Chcę, żeby mój dom był mój, żeby Kacper widział szczęśliwą mamę, żebym wreszcie mogła odetchnąć. W wieku trzydziestu trzech lat zasługuję na szacunek, choćby jeżeli będzie to oznaczało zatrzaśnięcie drzwi przed teściami.

Nie wiem, jak potoczy się nasza rozmowa z Arturem, ale wiem, iż nie ustąpię. Niech będzie walka – ja jestem gotowa. Moja rodzina to ja, Artur i Kacper, i nie pozwolę, żeby ktoś zmienił nasz dom w swoją stołówkę. Niech ich puste ręce zostaną przy nich, a ja odzyskam swoją godność.

Idź do oryginalnego materiału