Czasami chcę zamknąć drzwi przed nachalnymi gośćmi – ich śmiałość niszczy moje życie.

polregion.pl 2 tygodni temu

Czasami mam ochotę zatrzasnąć drzwi przed nosem teściów — ich bezczelność niszczy moje życie.

W małym miasteczku pod Lublinem, gdzie stare płoty skrywają tajemnice sąsiedzkich plotek, moje życie w wieku 33 lat zamieniło się w niekończące się przedstawienie dla teściów. Nazywam się Kinga, jestem żoną Tomasza, a jego rodzice, Zofia Andrzejewna i Jan Piotrowicz, zamienili mój dom w swoją jadalnię. Ich cotygodniowe wizyty, brak taktu i obojętność doprowadzają mnie do szału, a ja nie wiem, jak to zatrzymać, nie burząc przy tym naszej rodziny.

**Rodzina, której chciałam dogodzić**

Kiedy wychodziłam za Tomasza, marzyłam o ciepłych rodzinnych wieczorach, o dzieciach, o harmonii. Tomasz jest dobry, pracowity, a ja kochałam go całym sercem. Jego rodzice, Zofia Andrzejewna i Jan Piotrowicz, wydawali się zwyczajnymi ludźmi: prości, wiejscy, z głośnym śmiechem i nawykiem mówienia wszystkiego wprost. Myślałam, iż znajdę z nimi wspólny język. Ale po ślubie ich „szczerość” okazała się bezczelnością, a ich odwiedziny — prawdziwą udręką.

Mieszkamy w małym mieszkaniu kupionym na kredyt. Nasz trzyletni syn, Michał, jest centrum naszego świata. Pracuję jako menedżerka w lokalnej firmie, Tomasz jest mechanikiem samochodowym. Życie nie jest łatwe, ale dajemy radę. Jednak co niedzielę, punktualnie jak w zegarku, teściowie pojawiają się u nas, a mój dom staje się ich terytorium. Nie dzwonią, nie uprzedzają — po prostu przychodzą, a ja, jak głupia, biegam, żeby ich nakarmić.

**Bezczelność bez granic**

Przychodzą z pustymi rękami, a odchodzą najedzeni do syta. Zofia Andrzejewna siada przy stole i rozkazuje: „Kinga, nalej zupy, i nie żałuj śmietany!” Jan Piotrowicz domaga się schabowego i piwa, a ja, jak kelnerka, krążę po kuchni. Po ich wyjściu zostają stosy naczyń, okruchy na podłodze i pusty lodówka. Pewnego dnia policzyłam: podczas jednej wizyty zniknęło pół kilo mięsa, kilkanaście jajek i trzy litry kompotu. A oni choćby nie powiedzą „dziękuję” — to dla nich oczywistość.

Ale najgorsze jest ich podejście. Zofia Andrzejewna krytykuje wszystko: jak gotuję, jak wychowuję Michała, jak sprzątam. „Kinga, zupa za słona, a dziecko jakieś blade, pewnie źle karmisz” — mówi, pałaszując moje dania. Jan Piotrowicz potakuje, a Tomasz milczy, jakby to było normalne. Próbowałam delikatnie napomknąć, iż to dla mnie trudne, ale teściowa tylko macha ręką: „Jesteś młoda, powinnaś dawać radę”. Ich bezczelność to trucizna, która powoli zatruwa moje życie.

**Milczenie męża**

Próbowałam rozmawiać z Tomaszem. Po kolejnej wizycie teściów, kiedy zmywałam naczynia do północy, powiedziałam: „Tomek, oni przychodzą, jak do restauracji, a ja nie wyrabiam”. Wzruszył tylko ramionami: „To są rodzice, tak mają. Nie rób z tego problemu”. Jego słowa to jak cios. Czy on naprawdę nie widzi, iż jestem na krawędzi? Kocham go, ale jego milczenie sprawia, iż czuję się samotna we własnej rodzinie. Walczę nie tylko z teściami, ale i z nim.

Michał, mój maluch, już zauważa moje napięcie. Pyta: „Mamo, dlaczego jesteś smutna?” Uśmiecham się, ale w środku wszystko we mnie krzyczy. Chcę, żeby mój syn dorastał w domu pełnym miłości, a nie irytacji. Ale każda wizyta teściów to stres, którego nie potrafię ukryć. Czasem marzę, żeby zatrzasnąć przed nimi drzwi, ale boję się: co powie Tomasz? Co pomyślą sąsiedzi? Jak będę żyła z tym poczuciem winy?

**Ostatnia kropla**

Wczoraj teściowie znów się pojawili. Gotowałam trzy godziny: rosół, schabowe, surówkę, sernik. Jedli, chwalili, ale żadnego „dziękuję”. Gdy poprosiłam Zofię Andrzejewnę o pomoc w zmywaniu, prychnęła: „Ja mam być twoją służącą? Ty jesteś gospodynią, to się staraj”. Tomasz milczał, a ja poczułam, iż coś we mnie pękło. Nie chcę już być ich kucharką, ich sprzątaczką, ich cieniem. Mój dom to nie ich stołówka, a ja nie jestem ich służącą.

Postanowiłam postawić ultimatum. Powiem Tomaszowi: albo porozmawia z rodzicami, albo przestanę ich przyjmować. Niech przynoszą jedzenie, niech pomagają, albo niech w ogóle nie przychodzą. Wiem, iż to wywoła awanturę. Zofia Andrzejewna nazwie mnie niewdzięczną, Jan Piotrowicz będzie pomrukiwać, a Tomasz pewnie się obrazi. Ale nie mogę dłużej żyć w tej niewoli.

**Mój krzyk o wolność**

Ta historia to mój krzyk o prawo do bycia panią swojego życia. Teściowie pewnie nie rozumieją, jak ich zachowanie mnie niszczy. Tomasz może i mnie kocha, ale jego milczenie sprawia, iż czuję się samotna. Chcę, żeby mój dom był mój, żeby Michał widział szczęśliwą mamę, żebym mogła oddychać swobodnie. W wieku 33 lat zasługuję na szacunek, choćby jeżeli będę musiała zatrzasnąć drzwi przed teściami.

Idź do oryginalnego materiału