„Cyrk przyjechał”

bialyorzel24.com 2 godzin temu
Fot. epuzzle.info

Babcia Mania pojawiła się w życiu Nusi wraz z nowym partnerem mamy. Jako przyszywana babcia, bo ta prawdziwa była daleko, w Skoszowie.

Nusia i nowa babcia przypadły sobie bardzo do serca: jedna – dziecko rozwódki, druga – służąca swojego syna.

Babcia Mania dbała o Nusię lepiej niż mama. Na śniadanie, często z wielką energią, kręciła kogel-mogel i przemycała do kakao, aby niejadek złapał trochę wzmacniających kalorii. Nigdy nie wypuszczała jej do szkoły bez pożywnej kanapki i jabłuszka. Gotowała obiady, których dania stawały się coraz bardziej ulubionymi nowej wnuczki – a to kasza jaglana zapiekana z suszonymi śliwkami, a to kapustka z pomidorami i jabłkiem, a to mus lub kisiel owocowy i jeszcze wiele innych. A kiedy w planie była kasza gryczana na sypko, Nusia rozsypując partiami ziarnka kaszy na stół, zgrabnie paluszkami przebierała je z różnych paproszków, śmiejąc się, iż jest Kopciuszkiem. Potem garnek rozprażonej kaszy lądował w łóżku pod kołdrą solidnie owinięty warstwami gazet, a po dwóch-trzech godzinach kasza była mięciutka, przez cały czas ciepła, w sam raz do zjedzenia – z sosem grzybowym albo pysznymi bitkami z wołowiny.

Babcia zabierała też Nusię na długie spacery wzdłuż wału Wisły, do hrabiowskiego parku w Dzikowie lub w odwiedziny do swoich przyjaciółek.

Nusia zwierzała się jej chętnie ze swoich sekretów, a ona odwzajemniała się opowieściami ze swojego życia, szczególnie z młodości. Najbardziej ciekawiły Nusię te o miłościach jej życia, a było ich trochę. Niektóre z nich szczególnie zapadły jej w pamięć, np. jak młody hrabia z pałacu w Dzikowie zakochał się w pięknej Mani, a iż była bardzo biedna, mógł się z nią spotykać tylko potajemnie i – znając jej ubóstwo – wynosił jej w ustach frykasy z hrabiowskiego stołu, aby poznała smaki bogactwa. Inny ukochany był malarzem, malował jej portrety, a czasem ją fotografował. Zachowały się te zdjęcia w ozdobnym albumie, a także jeden rysunek kwiatów we flakonie – skrywała je głęboko w szafie pod ubraniami.

* * *

– Babciu Maniu! Cyrk przyjechał! – już od drzwi wołała rozpromieniona Nusia.

– O! Nusia! A jak się, skarbie, nazywa ten cyrk?

– Arena, babciu! No bo jak może nazywać się cyrk?!

– Ano ja znam na przykład cyrk Arlekin.

– Aha, ale ten jest najbardziej znany w całej Polsce.

– Tak, wiem, kochanie, właśnie w tym cyrku był kiedyś mój ukochany.

– Naprawdę?! To musisz mi zaraz opowiedzieć! No i musimy pójść na przedstawienie! Pójdziesz ze mną, babciu? Wiesz przecież, iż mama mnie nie weźmie, bo nie lubi cyrku, a jej Misiu, to znaczy twój synek, też nie…

– Dziecko, ja całe lata nie byłam w cyrku, chyba by mi serce pękło od wspomnień.

– Ale ze mną ci nie pęknie, obiecuję! – złożyła błagalnie ręce, jak do modlitwy.

– No już dobrze, nie wymądrzaj się. choćby dam ci na bilety! Tylko kup gdzieś blisko areny.

– Boże, babciuniu, jaka ty jesteś kochaniutka! – krzyknęła szczęśliwa. – Ale opowiedz mi zaraz, jak to było z twoim ukochanym.

* * *

– Miałam wtedy siedemnaście lat, to było jeszcze przed wojną. Do Targowa przyjechał cyrk, tak jak dziś, ale Targów to była wtedy mała mieścina – choć i dziś mówią, iż to dziura – i wiele biedy tu było. Tylko pałac hrabiów Tarnowskich wyróżniał się przepychem i bogactwem, no i trochę sklepów Żydzi mieli. Ale hrabie dobrzy ludzie byli i często biednych wspomagali, choćby hrabina saniami ubrane choinki im w święta zawoziła.

– No dobrze już, babciu, to mi opowiadałaś, ale co z tym cyrkiem?

– U nas w domu też bieda była i siedmioro dzieci, i nie stać nas było na bilety do cyrku, więc z koleżanką Krysią, moją rówieśnicą, i z całą zgrają dziecisków pobiegłyśmy zobaczyć, jak ten cyrk wygląda Wtedy ja jeszcze nigdy nie widziałam takich rzeczy. Przychodzimy, patrzymy, a tam cyrkowcy mieszkają w drewnianych wozach jak w wagonach, tylko iż na gumowych kołach i z kolorowymi napisami, iż cyrk Arena. Mieszkają, śpią tam, a na zewnątrz przygotowują jedzenie, piorą i myją się w miednicach, ich dzieci małe wesoło biegają. choćby mi się to spodobało.

– No i co, babciu?

– Otóż, przed jednym takim wozem młody akrobata ćwiczył różne figury – a to mostek, a to stójkę na rękach, a choćby stanął na głowie bez podpórki rąk.

Widać było, iż się przed nami, gapiami, popisuje. Zauważył też nas dwie, bośmy w tej zgrai najstarsze były. Stałyśmy tak i śmiałyśmy się, szeptałyśmy sobie na ucho, jaki jest wysportowany i ładny. Chyba się domyślił, albo i my spodobałyśmy się jemu, bo nagle podszedł do nas, wyciągnął rękę i powiedział:

– Jestem Hans.

– Hans? A co to za imię, jakieś niemieckie? – chichrałyśmy się okrutnie, a on na to: – To tylko pseudonim artystyczny, tak naprawdę jestem Janek. Przyjdźcie, dziewczyny, na występy, ja będę miał akrobacje na trapezie.

Ale my nie miałyśmy pieniędzy na bilety. Wtedy powiedział:

– Przyjdźcie, jak spektakl się zacznie, a ja was przemycę za darmo.

No to dopiero się ucieszyłyśmy!

* * *

– Oj, Nusia w gardle mi zaschło, muszę herbaty łyk. O, jaka niedobra, już ostygnięta, jakaś taka blaszana w smaku.

– Babciu! Zrobię ci nowej, tylko opowiadaj dalej!

* * *

– No i przyszłyśmy wieczorem na występ, a on wprowadził nas do środka po kryjomu, jak już orkiestra grała i klown opowiadał śmieszne historie, a ludzie strasznie się śmiali. Kiedy przyszedł jego występ, nie mogłam uwierzyć, iż to on. Robił ewolucje pod samym sufitem cyrku, w białym trykocie wyglądał jak anioł, unosił się powietrzu, wprost fruwał, i to tak bardzo wysoko! Bałam się, iż spadnie, tam nie było żadnego zabezpieczenia. I dopiero wtedy zobaczyłam, co to są te trapezy. A kiedy zjechał z wysoka po linie, wypatrzył nas i spoglądał tylko na nas, już wcześniej też mi się przyglądał, a i ja jemu też. Serce mi waliło jak młotem.

Po występach znowu spotkaliśmy się, poszliśmy nawet, choć już późno było, na spacer po miasteczku. Mówię ci, Nusia, poczuliśmy taki ogień w sercu, to była miłość od pierwszego wejrzenia i nasza pierwsza miłość. Tę się pamięta do końca życia. Nigdy już potem nie byłam taka zakochana, zawsze mi czegoś brakowało – zasępiła się.

– A może, babciu – kogoś? – żartowała Nusia.

– Cyrk był u nas tylko trzy dni, dwa dni występów i jeden dzień odpoczywali, a my nie mogliśmy się rozstać. Nie mogliśmy się nagadać i cały czas zaglądaliśmy sobie w oczy i niemal bez przerwy trzymaliśmy się za ręce.

Poznałam jego rodziców i siostrę, która spodziewała się dziecka. A gdy nastał czas ich wyjazdu z Targowa, nie mogliśmy sobie wyobrazić życia bez siebie. Hans, bo jednak tak naprawdę miał na imię – skłamał mnie wtedy – nazywał się Nowelis, nie pamiętam już, skąd ich rodzina pochodziła.

I to on wymyślił, żebym pojechała z nimi, przyłączyła się do ich grupy cyrkowej. Miałam najpierw asystować iluzjoniście i ćwiczyć akrobacje, byśmy w przyszłości tworzyli duet, zwłaszcza iż jego siostra już nie mogła z nim występować, bo była brzemienna. No i zabrałam z domu parę rzeczy w tajemnicy przed ojcem i braćmi, bo ich najbardziej się bałam i oni najbardziej mnie pilnowali, i pojechałam z Hansem i cyrkiem, marząc o nowym życiu.

– Naprawdę uciekłaś dla niego z domu?! I co dalej się wydarzyło?

– A dalej, dziecinko, było niewiele. Tydzień z nim byłam, może dwa, już dokładnie nie pamiętam. Jak się ojciec dowiedział, iż uciekłam, to zwołał braci i za mną pojechali. Od Krysi, tej koleżanki, dowiedzieli się, gdzie się zapodziałam, nie dotrzymała tajemnicy, pewnie też się ich przestraszyła.

Od tamtej pory nigdy nie widzieliśmy się. Jeszcze przez parę miesięcy listy do mnie pisał, a potem i one ustały, nie wiem, jak potoczyło się jego życie.

– To pewnie ci było smutno, babciu?

– A pewnie, lanie dostałam nie tylko od ojca, ale i od braci, a jak mnie zwyzywali od najgorszych… Cieszyłam się, iż mi żeber nie połamali, przepłakałam wiele nocy. Tęskniłam za Hansem, ale jak to mówią, czas leczy rany. Ułożyłam sobie życie, choć nie najszczęśliwsza byłam, przecież mąż mnie z małym dzieckiem zostawił.

* * *

Spektakl zaczął się punktualnie o godzinie osiemnastej, Obie miały miejsca bardzo blisko areny, bo babcia już coraz słabiej widziała z daleka.

Kiedy cyrkowa orkiestra głośno zagrała, Nusię aż mrówki przeszły po plecach.

Na arenę w śmiesznym kapeluszu, z doczepionymi sztucznymi potarganymi włosami, ze sztucznym czerwonym nosem, z wielką muchą w grochy pod szyją, w zbyt obszernym ubraniu i ogromnych butach przydreptał śmieszny klown. Ludzie bili brawo, dzieci piszczały z uciechy, a on udawał, iż śpiewa, opowiadał śmieszne historyjki i wypowiadał jakieś zaklęcia: czylibisi-czylibą, siano-siano, i znowu wszyscy zanosili się śmiechem. Nusia również, choć nie do końca ten klown wydał jej się śmieszny, ale śmiech innych i jej się udzielał.

Babcia Mania siedziała prawie bez ruchu, co jakiś czas uśmiechała się, ale wyglądała na bardziej skupioną niż wesołą. Nie spuszczała z oczu klowna ani na chwilę, a klown występował w każdej przerwie między popisami. Nusia siedziała jak urzeczona, a gdy pojawił się młody akrobata i kręcił śruby i salta wysoko pod dachem namiotu, była zachwycona, ale i drżała o jego życie; już teraz wiedziała, co czuła babcia Mania. Spektakl trwał długo i co rusz zaskakiwał ekwilibrystami, żonglerami, woltyżerką i egzotycznymi zwierzętami. Orkiestra podsycała nastrój głośna muzyką.

A gdy na koniec występów przedstawiano artystów i Nusia usłyszała:

– Akrobacje prezentowała rodzina Nowelisów z mistrzem Hansem Nowelisem na czele – i gdy wtedy wbiegł na środek areny klown, którego znowu wszyscy oklaskiwali, tylko jęknęła:

– Babciu, słyszałaś?!

Babcia ze ściśniętymi ustami i łzami w oczach tylko pokiwała głową i można wręcz było odczytać z jej twarzy, iż to tylko potwierdzenie jej przypuszczeń.

Ludzie tłumnie ruszyli do wyjścia, a one oszołomione płynęły razem z nimi.

Kiedy znalazły się na zewnątrz, babcia przystanęła i zapytała zakłopotana:

– Nusia, co ja mam zrobić, poradź, dziecinko, czy ja mam pójść do niego?

– Idź, babciu! Idź!

–Ale ja jestem już taka stara, a on na pewno ma żonę, dzieci…

– Oj, babciu, on też jest już stary, a ty nie masz męża, ale masz syna.

* * *

Nieśmiało zaglądały na zaplecze cyrku pomiędzy kolorowe wagony.

A kiedy babcia spostrzegła klowna, cichym głosem zawołała do niego:

– Hans, to ja, Maria.

Mężczyzna był już bez śmiesznego kapelusza i sztucznego nosa, miał sporą łysinę, łagodną twarz z wyrazem zmęczenia życiem.

Chwilę przystanął bez ruchu, a potem powtórzył cicho:

– Maria.

Przyglądnął się jej uważniej, a potem rozłożył ręce i jak ptak o wielkich skrzydłach objął ją ramionami, niemal szlochając:

– Moja Mania!

Potem chwycił ją za rękę i zawołał:

– Musisz poznać moje dzieci, ja im o tobie opowiadałem tyle razy! Niestety, moja żona od kilku lat już nie żyje, zostały mi tylko dzieci.

Babcia chwyciła Nusię za rękę i poszły przywitać się z jego rodziną. Rzeczywiście, córki Hansa cieszyły się z tego spotkania, jedna z nich choćby powiedziała, iż ojciec jakby ożył na nowo. Podziwiano też, jak piękną ma wnuczkę babcia Mania, co Nusię cieszyło, ale i zawstydzało.

Ich spotkanie nie trwało długo, gdyż musiały wracać do domu. Jednakże babcia umówiła się z Hansem na jutro. Spędzili ze sobą cały następny dzień. Nusi nie było z nimi, więc nie wiedziała, o czym rozmawiali, ale widać było po babci, iż jest ożywiona i wyglądała, jakby odmłodniała.

– Wiesz, Nusia, Hans znowu chciał, abym z nim pojechała i razem zamieszkała.

Powiedział, iż szkoda nam czasu marnować, bo pewnie nie tak wiele go przed nami. Ale ja już chyba za stara jestem. Nie zostawię przecież mojej rodziny, tam dla mnie to obcy ludzie. Żeby bliżej było, a to na drugim końcu Polski, na Śląsku.

* * *

Kiedy żegnali się, Hans płakał, a babcia milczała.

Za kilka miesięcy przyszedł list od jednej z córek Hansa. Napisała, iż ojciec jest umierający i prosi ją chociaż o ostatnie spotkanie, błaga, aby przyjechała.

Babcia jednak choćby wtedy nie pojechała.

Za parę następnych tygodni przyszedł kolejny list, iż Hans Nowelis nie żyje. Babcia nic nie powiedziała, czytając list, ale zbladła i mocno drżały jej ręce.

Nigdy więcej o nim nie rozmawiały. niedługo babcia również podupadła na zdrowiu i często była zamyślona. Nusia dobrze wiedziała, o czym, a adekwatnie o kim, tak rozmyślała.

Małgorzata Żurecka

Małgorzata Żurecka – poetka, autorka 7 tomików wierszy i zbioru opowiadań „Nusia”, z którego pochodzi drukowany w tym numerze Białego Orła tekst – „Cyrk przyjechał”. Laureatka konkursów poetyckich i dwukrotnie nagrody Złote Pióro, odznaczona w 2017 honorową odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. W 2021 roku otrzymała Międzynarodową Nagrodę Literacką NAJI NAAMAN w kategorii – za twórczość.

Idź do oryginalnego materiału