Cukrowa wisienka na torcie jubileuszowym

newsempire24.com 1 tydzień temu

Urodzinowe torty postawiły kres
Halina Kowalska starannie poprawiała ręczniki, lekko drżącymi rękami, pod doniczką z kwiatami i skierowała wzrok na zegar. Do przyjścia gości zostało mniej niż godzina, a ona cały czas nie mogła się uspokoić. Sześćdziesiąte urodziny to wielki event, musiał wszystko przebiec perfekcyjnie.

– Magdo, nie wyszłaś jeszcze? – zawołała w stronę kuchni, z której dobiegały odgłosy tarcia naczyń.

– Już, mamusiu, kończę salatki! – odpowiedziała córka. – Lepiej sprawdź, czy Kamil zabrał wodę mineralną.

Halina westchnęła i ruszyła do pokoju teścia. Wspólna dziesięcioletnia wspólna kwatera spowodowała, iż nie przywykła do jego powolności. Wszystko u niego zawsze „za chwilę” i „już idę”. Tym razem Kamilek siedział przy komputerze, zafascynowany ekranem.

– Kamilu, miałeś iść po wodę, – Halina zrobiła największe starań, by ton był łagodny, ale zaniepokojenie zdradzał ton jej głosu.

– Tak, teściowa, zaraz wychodzę, – choćby głowy do niej nie obrócił, przez cały czas przyciskając myszkę.

– Goście przyjdą za chwilę.

– Zaraz, nie przejmuj się.

Wyjdzie z pokoju, zacisnęła pięści. Zawsze to samo. Gdyby nie Magda, długo już by odprawiła teścia. Dziesięć lat wspólnej kuchni, a wydobyli z tego tylko córkę i wnuczkę, Anię, która była jej troską i radością.

– Babcio, będzie pieczony? – wydawało jej się, iż wnuczka postawiła się z dziewczynkami z korytarza.

– Będzie, słoneczko, będzie. Twój tata ma go odebrać z cukierni.

Ania zmarszczyła brwi:

– A nie zapomni? Wczoraj też moją treningową sesję pływalną przegapił, mimo iż obiecał przewieźć.

Halina Kowalska delikatnie pogłaskała wnuczkę po głowie:

– Nie przejmuj się, zaraz mu przypomnę. A teraz idź, włożyj to ładne sukienkę, które kupiłyśmy w zeszłym tygodniu.

Gdy Ani podeszła, Halina Kowalska wróciła do teścia:

– Kamilu, nie zapomnij o tortycie. Zamówiłam go w „Cukierki w Kąciku” przy Prostej.

– Pamiętam, pamiętam – machnął ręką. – Najpierw wodę, potem tort. Wszystko będzie na wspaniale!

Po piętnastu minutach Kamil wreszcie oderwał się od obrazu i narzucił kurtkę, kierując się do drzwi.

– Kamilu, zabrałeś pieniądze na tort? – zawołała Halina Kowalska.

– A czy nie zapłacono? – zatrzymał się w progu.

– Nie, tylko przeszły zapłatę za zaliczkę. Pozostałą kwotę trzeba zapłacić na miejscu.

Magda wyjrzała z kuchni z ręcznikiem w ręku:

– Mamo, masz karte w szafie, weź z tam, proszę. Kamilek ma teraz z finansami trudno – uśmiechnęła się z uznaniem.

Halina Kowalska wyciągnęła odpowiednią sumę z portfela i przekazała teściowi.

– Ale się pospiesz, – mówiąc, zachęcała go, – i nie zapomnij o wodzie!

Gdy za Kamilem domknęły się drzwi, Halina Kowalska powróciła do dekorowania stołu. Wszystko musi być idealne. Dzisiaj przyjdą nie tylko rodzina, ale też były współpracownicy. Trzydzieści pięć lat poświęciła pracy studenta szkolnym językowych, jej szanowano, a teraz, po pięciu latach emerytury, nie chciała obniżyć się do nich na urodziny.

– Mamo, nie przejmuj się tak – objęła ją Magda. – Wszystko będzie dobrze.

– Tak sobie życzę, by wszystko było… godne – skłamała Halina Kowalska.

Córka uścisnęła jej głowę:

– Będzie mamo, bo jesteś najlepszą gospodynią.

Zadzwonił dzwonek. Pierwszy przybyły brat Haliny z żoną – Józef i Emilia.

– Halinko, zdrów! – Kelimy w dłoniach Emilia wycisnęła na obie policzki i wrzuciłaعظيم pakiet z prezentem. – Wyglądaś bajecznie! Sześćdziesiąt to nowe trzydzieści!

– Dziękuję, moją – powiedziała Halina Kowalska z emocją. – Proszę wejść, zdejmujcie szelki.

Niedługo przybyły inne goście. Przybyły dwie były współpracownice, sąsiad wesołej Weroniki, które było ciekawie. Dom napełnił się rozmową, śmiechem, życzeniami. Wesoła wesołość hulała, a Kamilek cały czas nie wrócił.

– Magdo, zadzwoń męża, – powiedziała Halina Kowalska cicho córce, gdy goście zajęli się stołem. – Dodaje się co?

Magda odstep w bok z telefonem, a potem wróciła z napiętą uśmiechniętą:

– Już jedzie, mamo. Powiedział, iż był z kolejką w sklepie.

Halina Kowalska potrzasnęła głową. Uwied dla nich „kolejek”. Wiedziała, iż gdzieś зависł lub rozmawiał przez telefon.

– No cóż, nie będziemy czekać – starła się, by narzucić pani taktu. – Poskrzy od świątecznego obiadu!

Goście z chęcią zanurzali się w posiłku. Halina Kowalska była wspaniałą kucharką, a stół był pełen ziół i innego pysznego. Tu były oliwka, kapusta, mięso z dziczy, kiełska konserwacja, a choćby pieczony miękis z pomidorów – listka nie była pełna.

Czas biegł, a Kamilek cały czas nie wrócił. Magda kilka razy z telefonem wychodzi, wracając mniejsza wygodna. Halina Kowalska widziała rozpacz córki i starała się odwracać uwagę gości.

– Pamiętaj, Halinko, jak z nami w Zakopanem byliście? – wspominała Emilia. – Wtedy cię z tym instruktorem do pływania spotkali?

– Jak nie pamiętam! To było tam, gdzie ciągnęłaś się do faceta?

– O, cicho! – zasmiała się Emilia. – Józef do dziś wrestling.

Wszyscy śmiały się, a Halina Kowalska na chwilę zapomniała o swoich troskach. Ale wtedy znowy zadziałał dzwonek.

– Wreszcie! – wykrzyknęła Magda i pogniatała dostać drzwi.

Z korytarza dobiegło 위해서 niski głos, a potem Magda wróciła do pokoju z blednym obliczem.

– Może pojedziemy?

Halina Kowalska usłyszała, iż pojawia się mężczyzna z dużą paczką w ręku.

– Witaj, to cukiernia „Cukierki w Kąciku”. Zamawiałeś pieczony?

– Tak, – odpowiedziała Halina Kowalska. – A razem nie zabrala wyjecha?

– Nie, – mężczyzna wzruszył ramionami. – Zamknęliśmy się już, a zamówienie nie odebrała. Przysłali z adresem. W końcu to urodziny.

Halina Kowalska poczuła, jak ściska ją. Gdzie ten Kamilek? Co mu się stało?

– Dziękuję Ci wielkie, – wyszarpnęła portfel. – Ile mi należy?

Zapłaciwszy kierownika i stawiając pieczony w kuchni, Halina Kowalska obróciła się do córki:

– Magdo, gdzie jest twój mąż?

– Nie wiem, moją – w oczach córki czuć było łzy. – Telefon od chwili nie odgrywa.

– Tak, – Halina Kowalska zebrała się. – Idź do gości, a ja rozszyfruję pieczon.

Gdy Magda uciekła, Halina Kowalska zatrzasnęła się na krześle. Dziesięć lat terpiła bezzasadność teścia, jego obietnice, które nigdy się nie spełniały. Dziesięć lat milczała dla Magdy i Ani. Ale dziś przełamała całą grę.

Raptem z kuchni wolno wyszła Ania:

– Babcio, a tata gdzie?

– Nie wiem, słoneczko, – sprosiła wprost. – Ale mamy pieczony, patrz, jak piękny!

Oczy Ani zabłysły:

– Mogę go niesiesz do pokoju?

– Oczywiście, tylko ostrożnie.

Ania wywołała talerz i przykucnęła, niosąc pieczon, do pokoju. Halina Kowalska idzie za nią, gotowa podtrzymać ten wielki garść. Ale wnuczka się od razu zdradziła – pieczony bezpiecznie dogonił stołu, a goście się zachwycili.

– No cóż, moja uczta, – oświadczyła Halina Kowalska, podnosząc kieliszek. – A teraz, droga Halinie, proszę dołożyć choćby…

W dwojgu wpadła drzwi. Przychodził Kamilek, walał się.

– A co, – pociągał. – Wszystkim życię!

Wszystko milczało. Halina Kowalska zeszła, ujmu回到了 wyraz oczu córki – bo ból i przeświadczenie.

– Kamile, – powiedziała Magda cicho, – gdzie byłeś?

– A to co? – wzruszył ramionami, idąc do stołu. – Spotkałem koleżankę, trochę odprawiliśmy… A w szafie już pieczony! Widzisz, wszystko zrobiłem!

– Pieczony przysłali, bo nie przyjechałeś – odrzeknęła Halina Kowalska lodowym tonem. – Więc co, znowu przyniósłeś?

– Podkrzywaj, – Kamilek owalił się na wolne krzesło. – Napełniaj!

Goście spojrzeli. Atmosfera uroczystą nihilacja bez sensu. Ktoś z kolegów podrapał się w kark, Emilia zaczęła zaszywać plecak, wyraźnie mówiąc, iż chce stąd wylądować.

– Dziękuję Wam za uwagę! – nagle wygardziła Halina Kowalska, wstając od stołu. – Szanuję Wasza zainteresowaniem, ale chce zrobić mnie ważne ogłoszenie.

Wszyscy przestali grać, choćby Kamile przestaje rzucać z bali.

– Przez dziesięć lat, gdy nasza córka i zięć mieszkały w moim domu, ani razu nie daje życie ich małżeństwa – ciężko obiecała, a potem zdecydowanym tonem kontynuowała. – Może nie szanowali mnie, ale dla Magdy i Ani. Nie dzisiaj moje urodziny, i zrobię sobie prezent.

Obróciła się do teścia:

– Kamile, z jutra w nowym miejscu spotykaj się. Masz dokładnie 24 godziny, by pozbierać rzeczy i znaleźć sobie nowe miejsce.

– Co? – zaszumiał. – A to nie masz prawa!

– Mam, – odparła Halina Kowalska. – Moja własność, tu jest tylko taki, komu się pozwala.

– Magdo! – obrócił się do żony. – Powiedz coś mojej matce!

Ale Magda milczała, opuszczając oczy. Tylko palec, ściągający ręcznik, pobladł.

– Moja, – szepnęła w końcu, – jesteś pewna?

– Tak, – kiwnęła Halina Kowalska. – Wszystko rozważyłam.

– Da sie bieg! – Kamile załamał się, uderzając pięścią w stół, z czego naczynie zaczęło obniżać. – Wszyscy to przepustka! Sam wyjdę, ujadnie stąd!

Wstał, przerzucając krzesło, i zdecydowanie ruszyl prosto do drzwi. W korytarzu coś z الإلكtryzatorem upadło, potem z roztargnieniem trzasnęła drzwi.

Zapanowała cisza, którą przerwała Ania:

– A mogę teraz zjeść?

Wszyscy zaniepokojeni zaśmiali się, a napięcie trochę upadło. Halina Kowalska zaczynała wyszcypować pieczony, starając się ukryć drżenie. Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, ale czuła, iż inaczej nie da się. Ten pieczony na urodziny naprawdę postawił kres w relacjach z teściem.

Goście zaczynali się powoli rozchodzić. Wszyscy zrozumieli, iż uroczystość się skończyła, a dalej nie chcieli się znieść. niedługo w domu pozostali tylko Halina Kowalska, Magda i Ania.

– Moja, – podejrzała Magda z kuchni, – chciałam Cię coś powiedzieć…

– Nie musisz, moją dłużej. Ja wszystko rozumiem.

– Nie, nie rozumiesz – Magda pokręciła głową. – Już od dawna chciałam się z nim rozstać. Ale bałam się, iż Ty bły z przeciwie. Że powiesz – cierpij, sama to wybrała, dla dziecka…

Halina Kowalska objęła córkę:

– Głębiążka. Widzę, jak się męczysz. Ania również to wszystko widzi i rozumie. Dla niej potrzebna jest szczęśliwa mama, a nie sztuczna rodzina.

– Ale co teraz będzie? – wyszeptała Magda, ujmuwając do męża, jak we wczesnych latach.

– Teraz wszystko będzie dobrze, – napewno powiedziała Halina Kowalska. – Poradzimy sobie. Razem.

Do wieczoru Kamile wrócił już cichy i żalny. Zmienił się bez słów, rzadko przypominając córce, czego się trzeba bać. Magda była jednak niewzruszona. Dziesięć lat obietnic i zawodzeń zrobiły swoje – serce nienawidziło męża.

– Może хоть telewizor zostawię? – zaszumował, zawiązując torbę. – Ja go kupiłem.

– Mamie pieniędzy, – powiedziała Magda. – Wejście, Kamile. Jerry.

Gdy za nim domknęły się drzwi, Halina Kowalska objęła córkę:

– Wiem, długo chciała Cię powiedzieć… Mam oszczędności. Trochę, ale wystarczy do pierwszego wpisu na wasz mieszk. Poza tym weź hipotekę, jesteś już kierownikiem, bank Ci przyzna.

Magda spojrzała na matkę z wzrokiem powiększonym:

– Serio? Ale myślałam, iż dalej razem…

– Razem, aż kupicie mieszkanie, – uśmiechnęła się Halina Kowalska. – A potem przyjdę czasem, gdy Ani coś będzie trzeba. I może… jeszcze coś nowego…

– Moja!

– A co? W samej trzydziestki pięć jeszcze się nie spóźnisz na siostrę lub brata dla Ani. Tyle iż raz – wybierz męża z umysłem.

Magda z płaczem zaśmiała się:

– Ty nielubisz!

– Chcę, by byliście szczęśliwi, – powiedziała Halina Kowalska powaznie. – I w końcu ten urodzinowy pieczony okazał się lepszy, niż się spodziewałam. Bo był początkiem nowego życia.

Stali w kuchni, objęte, a za oknem portretował z wielkimi obrazami – ostatnie zakończenie starego życia. A na stole, jakby bezsilny świadek zmian, piętrzył się uroczysty pieczony z różowymi kremami i napisem „Urodziny!” – pieczony, który dla nich postawił kres.

Po pół roku Magda z Anią przeprowadzili się do własnego małego, ale przyjaznego mieszkania w nowej zabudowie. Halina Kowalska często chodziła do niej na wizyty, pomagała z remontem, dawała porady w zakresie projektowania. A jeszcze rok potem w drzwiach jej mieszkania stanął Tomasz Nowak – nowy pedagog biologii w szkole, gdzie dawno była uczenną. Przyniósł jej bukiet pasjerów i bilety do teatru.

– Koledzy mówią, iż lubisz Fryderyka Chopina, – zakrył się Tomasz. – A w Operze właśnie jest „Pani Twardowska”…

Halina Kowalska uśmiechnęła się i wpuszczyła go w dom:

– Wejście, Tomasz. Tworzę rozdzielni z czajem z pieczonym. Przyłącz się?.

Idź do oryginalnego materiału